Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Psychologia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Psychologia. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Gość Niedzielny- upadek dziennikarstwa.

Stali czytelnicy bloga z pewnością wiedzą, że nie pałam miłością do wiary i kościoła, oraz że pojawiały się wpisy na temat homoseksualizmu i zachowań seksualnych. Absolutnie celem tych tekstów nie jest ani zachęcanie do odwracania się od wiary, ani nie jest to „promocja homoseksualizmu” (cokolwiek to ma oznaczać). Zadaniem postów było raczej przedstawianie spraw takie jakimi one są- jeśli kogoś to oburza to trudno.

Mimo, że nie jestem człowiekiem wierzącym, czasem sięgam po gazetę „Gość Niedzielny”. Dlaczego to robię? Bo w kilku numerach w dziale „Nauka” pojawiały się  błędy na które pomimo tego, że wysyłane były maile z wyjaśnieniem gdzie jest błąd i jaki to błąd, żaden z redaktorów jeszcze mi nie odpisał i nie udzielił informacji skąd się to wzięło, a w żadnym numerze nie pojawiło się jeszcze sprostowanie. Trudno. Gazetę te czytam również dlatego, że zdarzają się w niej ciekawe artykuły ze świata, które bardzo dobrze się czyta.

Mimo wszystko w ostatnim numerze (nr 24 rok XCII/ 14 czerwca 2015) na stronie 39 pojawił się felieton pt. „Fałszowanie godności” autorstwa Franciszka Kucharczaka. No niby wszystko fajnie, rozumiem, że gazeta katolicka nie będzie wychwalała homoseksualizmu, ale informacje zawarte w tekście są co najmniej niegodne tego by zostać gdziekolwiek opublikowane, a sam tekst jest kwintesencją upadku dziennikarstwa, które bardziej stronnicze być już nie może. Dodatkowo wspomniany tekst jest pokazem niedouczenia i kompletnego braku elementarnej wiedzy, jaką powinna mieć osoba, która w dość poważnej i poczytnej gazecie publikuje takie głupoty.

Nie będę publikował tutaj omawianego felietonu, ale przytoczę najbardziej dramatyczne jego fragmenty. „Homoseksualizm nie jest narodowością ani rasą, jest przypadłością, która z rzadka zdarza się zarówno Romom, jak i Żydom czy Polakom. Nie jest kolorem skóry, nie jest kolorem włosów ani oczu. De facto homoseksualistą się nie jest, homoseksualizm się ma- tak jak ma się problemy z tarczycą czy wątrobą albo inną trzustką”.

Oczywiście, że homoseksualizm nie jest rasą, czy kolorem skóry czy włosów. To jest po prostu orientacja seksualna. Obecnie nauka wyróżnia trzy orientacje seksualne: heteroseksualizm, biseksualizm i homoseksualizm. Wspomina się również o aseksualizmie jako o czwartej orientacji, a raczej określenia stanu braku jakiejkolwiek orientacji.

Stwierdzenie „homoseksualistom się nie jest, homoseksualizm się ma- tak jak problemy z tarczycą czy wątrobą albo inną trzustką” (pomijam fakt, że nie istnieje coś takiego jak „inna trzustka”, jak już to po prostu „trzustka”) nie wprost, ale wyraźnie bije przekazem, w którym chciałoby się stwierdzić, że homoseksualizm to choroba. Oczywiście w tekście sformułowania takiego nie ma, ale porównanie do „problemów z tarczycą” (czyli chorób tarczycy) bardzo wyraźnie wskazuje na porównanie homoseksualizmu do stanu chorobowego.

Prawda jest zgoła inna. Homoseksualizm jest bardzo intensywnie badan od bardzo wielu lat. W 1990 roku WHO wykreśliła homoseksualizm z Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych- i nie zrobiono tego od tak sobie, ale za taką decyzją przemawiały lata badań, wiele raportów i suchych faktów. I niestety drogi autorze- homoseksualistą się po prostu jest. „Tego się nie ma”. To jest po prostu część człowieka- tak jak osoba heteroseksualna jest heteroseksualna a nie ma heteroseksualność. Tak samo z homoseksualizmem- homoseksualistą się jest.

Dalej autor pogrąża się jeszcze bardziej: „Nikt normalny nie mówi o chorym na raka „rakowiec”, […]. To byłoby poniżenie człowieka i nobilitacja chorób. Homoseksualizm nie jest normą i żadne orzeczenia zideologizowanych gremiów tego nie zmienią”. Tu już chyba wyjątkowo dobitnie widzimy porównanie homoseksualizmu do choroby- swoją drogą dziwie się, dlaczego pan Kucharczak nie miał odwagi wprost napisać „homoseksualizm to choroba”, jeśli ciągle go w takim świetle stawia.

Dalej jest jeszcze ciekawiej- „Mimo starań nie odkryto genu homoseksualizmu. Nawiasem mówiąc nosiciele przestaliby się rodzić tak samo, jak w krajach Zachodnich przestały się rodzić dzieci z zespołem Downa.”. Widać wyraźne stare, katolickie zagrywki o mistyczny „gen homoseksualizmu”. Taki gen nie istnieje i każda osoba, która chociaż trochę interesuje się biologią, czy postępem naukowym, genetyką czy biotechnologią doskonale o tym wie. Nie ma takiego genu i nigdy nikt go nie znajdzie- nie istnieje gen mówiący za to, że ktoś jest homoseksualistą, czy nie. Orientacja seksualna nie jest sprawą wyłącznie zależną od jednego genu. Oczywiście genetyka może mieć częściowy wypływ na orientacje człowieka (1993-1995 badania profesora Hamera), ale nie jest to wyłączny, a na pewno nie jedyny i tym bardziej nie dominujący czynnik, przez który ktoś rodzi się z taką a nie inną orientacją.

O tym, że homoseksualizm nie jest sprawą wyłącznie genetyczną mogą świadczyć opinie organizacji tj. Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne, Amerykańska Akademia Pediatryczna, Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne czy Królewskie Kolegium Psychiatrów.  Wszystkie te organizacje wskazują wyraźnie na to, że homoseksualizm warunkowany jest przez szereg czynników tj. podłoże hormonalne, rozwój człowieka i przyczyny behawioralne.

Wracając do kwestii genetyki, udowodniono, że u osób homoseksualnych istnieje przynajmniej kilka fragmentów DNA, które rozsiane są po wszystkich chromosomach. To, że ktoś może mieć jakiś fragment, który częściej występuje u osób homoseksualnych, wcale nie oznacza, że ta osoba będzie homoseksualistą- tak samo jak obecność genów odpowiedzialnych za raka (tzw. onkogeny) wcale nie oznacza, że na tego raka trzeba zachorować.

Swoją drogą, jeśli homoseksualizm nie jest chorobą, nie jest „zachcianką”, ale jest po prostu trzecią orientacją seksualną obok heteroseksualizmu i biseksualizmu, to dlaczego katolicy (zwłaszcza) mają do niego tak zły stosunek- w końcu według ich doktryn, to Bóg skazał danego człowieka na bycie homoseksualistą. Chyba, że jest to kolejny test?

Z punktu widzenia biologii- człowiek nie jest jedynym zwierzęciem (bo człowiek jest zwierzęciem!) u którego zaobserwowano zachowania seksualne. O ile u człowieka można mówić też o uczuciach (tj. miłość, tęsknota i inne), nie wiem czy można to samo powiedzieć np. o pingwinach u których obserwuje się zachowania homoseksualne. Nie wiem czy pingwin może kochać, ale na pewno może wykazywać zachowania homoseksualne. Podobnie jak delfiny, makaki, pawiany, łabędzie, mewy i kilka innych. Szympansy zostawiłem na sam koniec- dokładniej szympansy bonobo. Dowiedziono, że aż 75% wszystkich zachowań seksualnych w populacjach szympansów bonobo, są zachowaniami homoseksualnymi. Wyraźnie należy zaznaczyć, że szympansy bonobo należą do rodziny człowiekowatych i są najbliżej nam spokrewnionymi zwierzętami.

To, że nie znamy dokładnych przyczyn z powodu których homoseksualizm istnieje, tak samo nie wiemy, jakie on może pełnić funkcję (w przeciwnym wypadku ewolucja dawno by go wyeliminowała, a póki co obserwuje się zachowania homoseksualne u coraz to liczniejszych gatunków zwierząt, które często są ze sobą niespokrewnione). Co do funkcji- nie wiem jakie funkcje homoseksualizm może mieć, ale na pewno jakieś przyczyny dla których nie został on wyeliminowany w toku ewolucji istnieją. Naszym zadaniem jest znalezienie odpowiedzi na te pytania.


Niemniej jednak autor tekstu zamieszczonego w „Gościu Niedzielnym” nie powinien w takim tonie pisać o homoseksualizmie. Jak dla mnie zwroty jakie zostały tam użyte są wyjątkowo stronnicze i niezgodne z aktualnym stanem wiedzy. Prezentowane średniowiecze nie powinno mieć miejsca w poważnej gazecie, nawet jeśli jej cała treść z samej definicji jest stronnicza. Polemika jak najbardziej- jest wskazana a nawet pożądana! Ale niech ta polemika nie będzie sprowadzana do delikatnego maskowania prywatnego zdania autora jakoby homoseksualizm był chorobą. Nie mam nic przeciwko temu, że ktoś może nie zgadzać się z danymi naukowymi, nie akceptować homoseksualistów, ale niech jego argumenty będą równie naukowe i nie przesycone niezdrową nienawiścią. Jak dla mnie- w mojej prywatnej opinii- tekst opublikowany przez Gościa Niedzielnego jest po prostu upadkiem rzetelnego dziennikarstwa.

Zapraszam do odwiedzenia strony na Facebook! 

środa, 11 lutego 2015

Eksperyment Calhouna- czy to się już dzieje?

Eksperyment Calhouna nie jest zbyt popularnym eksperymentem o którym mówi się w szkołach, czy na wykładach. Szkoda, bo jest to eksperyment o bardzo ciekawej konstrukcji i założeniach. Przeglądałem kilka stron i filmików poświęconych temu eksperymentowi i postanowiłem to wszystko podsumować i opisać.

Zacznę trochę od końca, bo od wniosku- nieograniczony dostęp do pokarmu i  brak zagrożeń powodował wymarcie populacji. Wniosek może nie wydaje się z początku szokujący, ale po przeanalizowaniu szczegółów i odniesieniu ich np. do populacji ludzi daje do myślenia. Oryginalny tekst autorstwa Cahouna znajdziecie tutaj: LINK.

W lipcu 1968 roku, Calhoun przygotował zamkniętą, kwadratową zagrodę o wymiarach około 2,7 metra i wysokości około 1,4 metra. Na każdej ze ścian przygotowanej zagrody umieszczono cztery poczwórne tunele, które wykonano z drucianej siatki. Tunele te prowadziły z dolnej części wybiegu do klatek lęgowych, karmników oraz poidełek z wodą. Przez cały czas trwania doświadczenia (4 lata) dostęp do wody, jedzenia oraz materiału budulcowego na gniazda był nieograniczony. W zagrodzie nieobecne były drapieżniki.

Po wybudowaniu zagrody, wpuszczono do niej cztery pary myszy. Mogły robić wszystko co robią myszy, miały nieograniczone zapasy i nic im nie zagrażało. Jedynym ograniczeniem była możliwość opuszczenia zagrody.

Od dnia 1 w którym w zagrodzie znalazły się cztery samice i cztery samce, aż do dnia 104 populacja nie rosła- była to faza społecznego dostosowania się. Oznacza to, że w tym czasie myszy te przyzwyczajały się do siebie jak i do nowego otoczenia w którym się znalazły. Przez ten okres myszy stworzyły swojego rodzaju podział terytorialny i zaczęły budować gniazda. W 104 dniu pojawił się pierwszy miot.

Od dnia 105 do 314 wystąpiła faza najszybszego wzrostu (okres wykorzystania). W tym czasie średnio okres podwojenia populacji (np. z 16 osobników do 32, następnie do 64 itd.) następował co około 55 dni. Mioty pojawiały się jednak proporcjonalnie do stopnia społecznej dominacji- oznacza to, ze wykształciła się swego rodzaju struktura socjalna. Można to porównać do posiadania uprzywilejowanej pozycji, przez niektóre osobniki. Samce dominujące zajmowały boksy w których koncentrowało się rodzenie nowych osobników. Samce mniej dominujące nie posiadały potomstwa, albo posiadały go w nieporównywalnie mniejszej ilości niż samce dominujące.

Zauważono, że pomimo identyczności każdego z boksów, w niektórych myszy pobierały więcej pokarmu. W trakcie trwania doświadczenia, w miarę wzrostu populacji dochodziło do przeludniania boksów, oraz zauważono, że po przyzwyczajeniu się myszy do stałego dostępu do pokarmu i picia, przestała przeszkadzać obecność innych osobników. Innych znaczących zmian w zachowaniu się myszy nie zauważono, oprócz faktu, że pod koniec trwania fazy, w całej populacji znajdowało się około trzykrotnie więcej osobników niedojrzałych.

W dniu 315 zaczęła się faza stagnacji. Trwała ona do dnia 559. Był to okres równowagi w populacji. Wydłużył się czas podwajania liczebności populacji- z 55 dni do 145. Zaobserwowano stagnację u samców, nawet tych dominujących. Rolę obronną gniazd przejęły samice, które stały się agresywne wobec innym myszom jak i wobec własnego potomstwa. Samice często odstawiały swoje potomstwo od piersi i zmuszały je do opuszczenia gniazda. Przemoc w zachowaniach samic stałą się powszechna- samce niedominujące atakowały się nawzajem. Zaobserwowano agresje wymierzoną wobec określonych osobników.

Zaobserwowano występowanie zachowań homoseksualnych- starsze samce zalecały się do młodszych, przyjmując pozycję uleglejszą. U samic zaobserwowano proces wchłaniania płodów (organizm myszy może wewnątrzmacicznie wchłonąć płód w momencie występowania niekorzystnych warunków zewnętrznych). Pojawiają się pierwsze bezdzietne samice.

W połowie fazy praktycznie wszystkie młode były odrzucane od samic, przez co nie wykształciły się w nich zachowania emocjonalne (tak, myszy też je posiadają).

Zaobserwowano również nadmierne tłoczenie się myszy w boksach. W założeniach doświadczenia, spodziewano się, że brak miejsca w zagrodzie (przewidziano ją na 3840 myszy) będzie głównym czynnikiem limitującym wzrost populacji. Przez nadmierne tłoczenie się w boksach, część z nich pozostawała całkowicie pusta, stąd samice jeśli tylko by chciały, miałyby dogodne warunki do rodzenia potomstwa w niezatłoczonych boksach- mimo wszystko tak się jednak nie stało.

Ostatnia faza- faza wymierania- trwała od 560 dnia do końca eksperymentu, czyli do dnia 1588. W 560 dniu odnotowano koniec wzrostu populacji. Zachodzenie w ciąże samic jest bardzo rzadkie, a nieliczne przypadki porodu kończą się z reguły śmiercią nowonarodzonych osobników. Ostatnie poczęcie odnotowano w 920 dniu.

Zaobserwowano pojawienie się tzw. „samców pięknisiów”- ich jedynym zajęciem było jedzenie, picie, spanie i czyszczenie futerka. Nie przejawiały one zainteresowania innymi samicami albo samcami.

W trakcie trwania ostatniej fazy populacja praktycznie utraciła zdolność do reprodukcji. W momencie, gdy populacja składała się z ostatniego tysiąca myszy, nie przejawiała ona żadnych społecznych zachowań- obca im była agresja, nie znały zachowań prowadzących do reprodukcji. Nie czuły one potrzeby ochrony gniazda i ostatnie osobniki były całkowicie pochłonięte pielęgnowaniem siebie. Stwierdzono, że wszystkie osobniki nadmiernie dbające o siebie, były doskonale zachowanymi przedstawicielami populacji- miały one zdrowe i zadbane ciała, nie chorowały. Nie przejawiały też zachowań seksualnych.

Wnioski płynące z doświadczenia są bardzo istotne i niepokojące. Głównym jaki zauważono był fakt, że w dużej populacji matka mniej dba o swoje gniazdo i młode. Nie wykształcane zostały społeczne zachowania w kolejnych pokoleniach, ponieważ wraz ze wzrostem populacji zaniknęły czynniki edukacyjne i społeczne u młodych. Z powodu nieograniczonej dostępności do pokarmu oraz braku zagrożenia, osobniki nie czuły potrzeby do podejmowania jakichkolwiek zachowań mających na celu pozyskanie zasobów- młode osobniki nie obserwowały u starszych zachowań i nie mogły się ich uczyć, stąd po czasie zachowania te bezpowrotnie ginęły. Najbardziej niepokojącym (moim zdaniem) wnioskiem jest fakt,  że brak wyzwań stopniowo pogarsza zachowanie kolejnych pokoleń i prowadzi to do wymarcia (samozagłady) populacji.

Poniżej przedstawiony jest oryginalny wykres stworzony przez Calhouna, przedstawiający liczebność populacji myszy w czasie trwania doświadczenia. 



Eksperyment kilkukrotnie ponawiano używając innych gatunków tj. szczury. Co do eksperymentu na ludziach nikt go nigdy nie prowadził. Ale czy tylko ja mam wrażenie, że wiele z zachowań można zaobserwować również u ludzi... czy oznacza to, że eksperyment Calhouna na ludziach właśnie trwa? 


niedziela, 8 lutego 2015

Kent Hovind, kreacjonizm i inne pokemony.

Nie tak dawno trafiłem na Youtube.com na wykłady niejakiego dr Kenta Hovinda (mam nadzieję że tak się odmienia jego imię i nazwisko). Co mogę powiedzieć o tym wykładach? Jestem przerażony, zszokowany, zasmucony i rozdrażniony. W tym przydługawym artykule „siądę” na jednym z wykładów jakie Hovind zaprezentował. Wykład trwa dwie i pół godziny- zatrważająco długo jak na ilość manipulacji jakie zostały podane. Obejrzałem cały ten wykład (jest to DVD np. 1 pod tytułem „Wiek Ziemi” i całość możecie znaleźć pod linkiem: https://www.youtube.com/watch?v=_lKrE-L0G-8) i stwierdziłem, że nie mogę przejść obok tego obojętnie. Co prawda podjąłem się obejrzenia pozostałych wykładów z tej serii, ale w artykule skupie się głównie na pierwszym wykładzie- a dokładnie na jego małej części! Z czasem być może napiszę artykuły na temat kolejnych wykładów Hovinda. Wybaczcie, że poniżej omówię jedynie około 30 minut wykładu. Ale widząc ile stron zajęło mi opisanie tylko tych 30 minut, po dokładnej analizie ponad dwóch godzin materiału, artykuł byłby zbyt wielki i mało kto dotrwałby do końca.

Jeśli nie macie czasu poświęcić dwóch i pół godziny na wysłuchanie wykładu Hovinda bardzo się cieszę- nie warto. W artykule będę przytaczał konkretne wypowiedzi Hovinda i starał się je wyprostować. Kiedyś pewien czytelnik bloga napisał mi wiadomość, abym nie walczył z kreacjonizmem, ani z ludźmi którzy na siłę podkopują (nieudolnie) wartość i znaczenie nauki bo i tak nie wygram. Faktycznie- może i nie wygram z głupotą ogarniającą ten świat, ale zawsze można starać się wyjaśniać to co kreacjoniści przekręcają po swojemu i na siłę prezentują poglądy przeinaczone, przerobione, albo powołują się na fakty, które od dawna są odrzucone przez naukę. Nie będę rozpisywał się jak głupi jest kreacjonizm bo filmy Hovinda pokazują to lepiej. Ja chciałbym przeprowadzić polemikę z tym co pseudo doktor usilnie wpajał publiczności.

Zacznijmy od przedstawienia postaci Hovinda. Kent E. Hovind nie jest doktorem. Jest to tytuł który on używa, ale nie jest to prawdziwy tytuł naukowy. Nie jest też naukowcem za jakiego się podaje. Ukończył on jedynie nieakredytowany Midwestern Baptist College- czyli tak zwaną fabrykę dyplomów- każdy może tam pójść i po krótkim czasie dostać tytuł doktora edukacji chrześcijańskiej. Nie ma to nic wspólnego z tytułami doktora w zakresie biologii, chemii, biologii ewolucyjnej, czy jakiejkolwiek NAUKI. Mimo wszystko Hovind wygłasza poglądy, które jak sam przekonuje są poglądami naukowymi i stawia siebie jako autorytet naukowy (którym nie jest) w kwestiach ewolucji- mimo że nie jest tajemnicą, że żadnego przygotowania, ani nawet kursu z zakresu podstaw ewolucji nie przeszedł. W skrócie- jest on kreacjonistą, który wiedze na temat ewolucji zaczerpnął może z podręczników dla gimnazjalistów, ale przywłaszczył sobie prawo do krytykowania całej teorii ewolucji nie znając nawet jej szczegółów.

Cechą charakterystyczną Hovinda jest brak wiedzy- „fakty” jakie podaje są wyssane z palca i przeinaczone w sposób by brzmiały tak jak on chce. Faktycznie- jeśli ktoś nie zna teorii ewolucji z bardziej poważniejszych podręczników niż „Biologia dla pierwszej klasy gimnazjum” będzie miał wrażenie, że wszystko co Hovind mówi jest całkowitą prawdą. Niestety nie jest i postaram się to udowodnić na przykładzie tylko wstępu do jego wykładu.

Co bardzo mnie cieszy do 2017 roku Hovind będzie siedział w więzieniu za oszustwa podatkowe.
Ale przejdźmy do konkretnego filmu.

Głównym punktem filmu „wiek Ziemi” Hovinda są zagadnienia związane z ewolucją. Jak podaje osoba wprowadzająca do seminarium, „doktor” Hovind przedstawi dowody na to, że Ziemia nie powstała kilka miliardów lat temu (a jako poparcie będą dowody z Księgi Rodzaju). Robi się poważnie.

Wykład miał miejsce w 2003 roku, ale domyślam się, że od tamtego czasu niewiele zmieniło się w kwestii myślenia Hovinda i głoszonym przez niego poglądów co można potwierdzić wchodząc na strony które są jemu poświęcone. Wystarczy posłuchać też kreacjonistów, którzy jak mantrę powtarzają pierdoły opowiadane przez osoby takie jak Hovind. Co najśmieszniejsze, mało który kreacjonista jest w stanie podać chociaż podstawowe założenia ewolucji, ale nie przeszkadza to w jej krytyce.

Z początku Hovind przedstawia się- mówi już na wstępie, że wierzy w to, że Pismo Święte jest nieomylnym, natchnionym słowem Boga. Na prezentowanym slajdzie można znaleźć informacje, jakoby Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości. Już z pierwszym slajdem z wykładu można polemizować- Pismo święte nie jest książką naukową. Zawsze dziwi mnie dlaczego ludzie traktują te książkę jako coś nadzwyczajnego. Nie chodzi mi o krytykę religii, ale historie zawarte w Biblii są lekko mówiąc fantastyką niskich lotów. Jest to zbiór opowiadań, przypowieści, które zostały spisane przez setki osób na przestrzeni kilkuset lat. Nie jest tajemnicą że Biblię w dzisiejszej postaci kościół jako taki redagował kilkunastokrotnie wprowadzając poprawki mające na celu lepszą manipulacje ludźmi. Na slajdzie pisze wyraźnie, że Biblia jest pożyteczna do nauki- niestety nie ma w niej informacji na temat mitozy, prawach Keplera, strukturze DNA czy funkcji falowej- czytałem i nie znalazłem. Biblia jest też wykrywaczem błędów- nie rozumiem tego fragmentu… zaczyna świecić na czerwono jak znajdzie błąd? Biblia ma być też pożyteczna w wychowaniu w sprawiedliwości- pomijając fakt nawoływania do wszechobecnej nienawiści dla inności.

Mniejsza co Hovind myśli o Biblii, ale wiemy już, że cały wykład i jego przekonania są na niej oparte. Później Hovind mówi o celach wykładu: zwiększenie wiary w słowo boże, nawrócenie osób które nie są jeszcze zbawione, zmotywowanie osób wierzących do podejmowania działań dla boga. Uroczo.

Później są żarty prowadzącego- pominiemy. Następnie Hovind przedstawia siebie, swoją żonę, dzieci oraz to, co zrobiła jego mama po jego urodzeniu i inne rzewne opowiastki. Nuda. Warto wspomnieć że jak sam Hovind mówi- cała jego rodzina- żona, dwaj synowie, córka oraz żony synów i mąż córki pracują dla niego- w dziale księgowości, tworzenia wykładów, sklejania taśm filmowych itp. Niezła szajba. Nie mogę powstrzymać się też od skomentowania sposobu pozyskiwania pieniędzy przez szajkę Hovinda. Jak sam przyznał, zanim zaczął swoją działalność „edukacyjną” powiedział bogu, że przestanie jeśli ten nie zapewni mu pieniędzy. Dowiadujemy się też, że bóg natchnął darczyńców, dzięki którym Hovind miał jak funkcjonować. I teraz albo jego córka, albo bóg władowali go za kratki- siedzi 10 lat za oszustwa podatkowe… córka w księgowości zapomniała zrobić przelew? A może to bóg. Pominę wstępy i przejdę do części wykładu poświęconemu wieku Ziemi.

Po 20 minutach gadania o niczym, Hovind atakuje podręcznik do pierwszej klasy (bo tylko taki przeczytał?) w którym jest napisane: Od czasu powstania, przed 4,5 miliardami lat, Ziemia bardzo się zmieniła. Ja nie widzę w tym zdaniu nic sprzecznego, ani nic niepoprawnego. Oczywiście w ciągu 10 sekund zostałem wyprowadzony z mojej błogiej nieświadomości- Ziemia przecież nie ma 4,5 miliarda lat. Hovind obiecuje, że zaraz przekona mnie jako widza tego smutnego spektaklu, że Ziemia nie może mieć 4,5 miliarda lat.

Dowiadujemy się, że słowo „wyewoluowało” (w kontekście: „życie wyewoluowało”) jest bardzo podchwytliwe. Hovind deklaruje, że odbył 77 debat na uniwersytetach (kto do cholery tam go wpuścił!?) i nauczył się je wygrywać w 5 minut. Przechodzimy teraz płynnie do części „naukowej”.

Hovind podaje, że ewolucja ma wiele znaczeń. Tylko 1 znaczenie według niego ma naukowe wytłumaczenie w które podobno on sam wierzy, a pozostałe 5 znaczeń nie jest naukowych.

Dodaj napis
Pierwsze znaczenie według Hovinda, to „Ewolucja Kosmologiczna”, która mówi o pochodzeniu czasu, przestrzeni i materii, tzw. Wielki Wybuch. Oczywiście hipoteza Wielkiego Wybuchu jest błędna BO Bilbia mówi, że na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. To jest jego krytyka hipotezy Wielkiego Wybuchu. Następnie jest wymijająco- przestrzeń ma trzy wymiary (nie prawda- czwarty wymiar jest czasowy), trójca święta ma trzy osoby, materia ma trzy stany skupienia (nie prawda- znamy 4 stany skupienia), a zawarte jest to rzekomo w słowach na początku, które obalają Wielki Wybuch, bo jak Hovind mówi, nie mógł mieć on miejsca bo i materia i czas musiałyby powstać w jednym czasie z niczego. Koniec jego naukowego wyjaśniania o tym jak błędny jest Wielki Wybuch. W skrócie- słowa w Biblii na początku obalają CAŁĄ teorią Wielkiego Wybuchu. Żart?

Dalej wyróżniony jest kolejny typ ewolucji- Ewolucja Chemiczna. Na slajdzie widzimy podpis- Jeśli przy Wielkim Wybuchu powstał wodór i hel, jak wyewoluowało 105 pozostałych pierwiastków? Najwidoczniej nie doczytał (on i pozostali kreacjoniści) drugiej strony podręcznika do fizyki. Hovind mówi, że wyjaśnienie naukowe mówi o syntezie jądrowej która produkuje pierwiastki do żelaza, a nie dalej, a w końcu znane są ciężkie pierwiastki. Niestety nie doczytał on o wybuchach supernowych. No trudno- wystarczy podręcznik do liceum z fizyki, aby dowiedzieć się co to jest nukleosynteza i poznać szczegóły powstania cięższych od żelaza pierwiastków.

Następnie Hovind mówi o Ewolucji Gwiezdnej. W skrócie o tym jak powstają gwiazdy i planety i jak sam on mówi- nikt nigdy nie widział powstającej gwiazdy. Nie wiem czy już się śmiać czy płakać. Hovind mówi, że obserwujemy wybuchy gwiazd- on sam mówi o supernowej, ale nie doczytał, że to one produkują ciężkie pierwiastki! Mniejsza z tym. Mówi on o obserwowaniu wybuchów, ale nigdy nikt nie widział powstającej gwiazdy. Jakim nieukiem trzeba być, by zakładać, że formowanie gwiazdy- czegoś co waży miliardy miliardy miliardów ton ma trwać ułamek sekundy- tyle co wybuch supernowej. Zostajemy poinformowani, że nikt nie udokumentował powstania gwiazdy. Raczej nie jest to dziwne, jeśli przeczyta się cokolwiek na temat gwiazd- ich masa, wielkość i czas jaki potrzebują do powstania. Nikt nie żył dostatecznie długo by móc zaobserwować narodziny czegoś takiego jak gwiazda!

Czwarte znaczenie to Ewolucja Organiczna- czyli pochodzenie życia. Hovind próbuje kolokwialnie wcisnąć publiczności, że człowiek pochodzi od kamienia. W takie coś chyba nikt nie uwierzy, a żaden naukowiec się z tym nie zgodzi. Nie zostaje ten wątek jednak rozwinięty dalej.

Piąte znaczenie to Makro- Ewolucja- czyli „przemiana jednego rodzaju zwierzęcia w inny”. Hovind podaje ulubiony przez kreacjonistów przykład- czy widzieliście kiedyś psa, który powiłby nie-psa? Dlaczego kreacjoniści chcą w tak tandetny sposób przedstawić ewolucję? Nikt związany z nauką, nigdy! Nie mówił o tym, że z jednego zwierzęcia może wyjść drugie- inaczej- nikt nigdy nie twierdził, że pewnego ciepłego południa małpa powiła człowieka. To kreacjoniści tak przedstawiają całą praktycznie ewolucje gatunków, ale jest to nie prawda i żaden naukowiec się z takim przedstawieniem sprawy nie zgodzi! Mimo wszystko kreacjoniści dalej uważają że jest to ich koronny argument, że teoria ewolucji jest w błędzie… mimo, że teoria ewolucji nawet nie dopuszcza takiej możliwości.

Następnie Hovind urządza quiz- mamy psa, wilka, kojota i banana- które z nich nie pasuje do reszty? Oczywiście odpowiedź banan jest poprawna. Następnie dowiadujemy się, że profesorowie uważają że wszystko „jest tego samego rodzaju”. Nie do końca wiem co autor miał na myśli, ale wydaje mi się, że chodzi o zagadnienie wspólnego przodka. Oczywiście- wilk, pies i kojot do banana raczej nie mają nic wspólnego. Ale schodząc odpowiednio nisko- do genów można znaleźć brzydko mówiąc zajebiście dużo podobieństw. Schodząc po drzewie filogenetycznym w bardzo odległej przeszłości dojdziemy do momentu wspólnego przodka banana z podanymi zwierzętami. Pokrewieństwo zatrważająco dalekie, a wspólny przodek bardzo odległy, ale jednak istnieć musiał na co wskazuje wiele rzeczy- zaczynając od budowy komórkowej organizmu, przez geny (różne dla tych organizmów, ale biochemicznie identyczne), czy chociażby same procesy komórkowe- oddychanie komórkowe, cykl Krebsa, przemiany biochemiczne. Przypadek, że wilk, kojot i banan mają takie same te procesy? Nie- po prostu mają wspólnego przodka, nawet jeśli jest on bardzo daleki.

Ostatnim określeniem podanym przez Hovinda jest mikroewolucja- wariacje w ramach jednego rodzaju. Z tego co zrozumiałem chodzi o to, że w obrębie jednego rodzaju np. psów mogą wystąpić i duże i małe psy. Co w tym dziwnego? Nie wiem. Hovind mówi, że to nie jest ewolucja. Nie jest to zaskakujące, bo faktycznie fakt istnienia i dużych i małych psów w obrębie jednego rodzaju nie jest związane w żaden sposób z ewolucją! Jest to myśl rzucona od tak, która w kontekście starania się o pogrążenie ewolucji idealnie pasuje by wprowadzić więcej zamętu.

Przechodzimy teraz do wieku Wszechświata i Ziemi.

Hovind w charakterystyczny, kpiący sposób mówi, że prawdopodobnie 18-20 miliardów lat temu cała materia została ściśnięta do punktu mniejszego od kropki na końcu tego zdania. Następuje wymowne milczenie, głupia mina i rechot publiczności. Pada jeszcze pytanie „czy wiecie, że ścięli drzewa aby to wydrukować” (o podręczniku naukowym). Kolejny głupawy rechot kreacjonistów. Pomijam fakt, że drzewa ścinali też do drukowania Biblii.

Hovindowi po prostu nie podoba się idea, że Wszechświat powstał z nicości na skutek wybuchu. Hovind pokazuje swoją pełną ignorancję mówiąc „pewnego dnia wybuchłą nicość i o to tu jesteśmy”. Mam nadzieję, że Wy- czytelnicy mojego bloga, znacie fachowe podejście do tematu. Podsyłam link do mojego artykułu w pełni naukowego o tym jak wyglądał Wielki Wybuch i dlaczego nie był wybuchem, co próbuje wcisnąć nam Hovind.

Może już zauważyliście- strategią kreacjonistów jest nadmierne upraszczanie wszystkiego. Przedstawiając Wielki Wybuch jako „wybuch nicości” faktycznie sprawia to wrażenie czegoś śmiesznego. Dopiero studiowanie literatury, poszukiwania odpowiedzi, czy spotkanie z prawami fizyki i równaniami matematycznymi, po długim czasie, dokładnym przestudiowaniu, dają mglisty obraz jak to wygląda, ale wyraźnie pokazują, że nadmierne upraszczanie tak ukochane przez kreacjonistów jest dziecinadą. Brak im argumentów naukowych- jedyne co robią to uproszczenie i wyśmianie, tak by wyglądało to zabawnie. Wystarczy chociaż minimalnie poszperać w podręcznikach, aby przekonać się, że tylko kreacjoniści mówią „wybuch nicości”. Żaden szanujący się naukowiec nie wypowie takiego zdania obarczonego wieloma błędami.

Na tym skończę analizę obiecanego fragmentu wykładu. Jest to zatrważające. Około 20 minut i tyle przekłamań, niedomówień czy po prostu zmyślonych rzeczy. Jeszcze gorzej, że wykładów takich jest więcej i każdy naszpikowany jest podobnymi kretynizmami.

Nie mam nic przeciwko polemice kreacjonizm- nauka jeśli dyskusja odbywa się na poziomie na którym jedna i druga strona ma batalie dowodów naukowych za i przeciw każdej z teorii. Na szczęście dla świata i nieszczęście dla samego siebie, kreacjonizm propagowany jest przez idiotów. Tak- trzeba to nazywać po imieniu. Osoby które propagują kreacjonizm nie mają żadnych podstaw naukowych do jakiejkolwiek dyskusji. Wszystko opierają na dogmatach sprzed kilkuset lat, przekłamanych faktach, albo na nadmiernym uproszczaniu wszystkiego. Jest to przerażające. Śmieszne w gruncie rzeczy, ale straszne jak można dać się zmanipulować. Wiem, że mogą posypać się gromy, że naukowcy manipulują wciskając wszędzie Wielki Wybuch oraz to że ewolucja jest faktem. Przynajmniej naukowcy podają dowody… a nie Biblię jako jedyne źródło prawdy.

Tekst miał za zadanie jedynie przytoczyć to, że istnieją na świecie osoby jak Hovind- i jest ich bardzo dużo. Miał pokazać myślenie kreacjonistów oraz jak łatwo można niewyedukowanym tłumem manipulować. Nie miałem na myśli obrażania uczuć religijnych (i tak mam je w poważaniu), ale o pokazanie, że obok poglądów kreacjonistycznych oraz retoryce stosowanej przez osoby takie jak Hovind nie można przejść obojętnie.


Przypominam o ankiecie na logo strony ;) ==> prawa strona ;)

Czy Kent by się z tym zgodził? 

czwartek, 25 października 2012

GMO


Artykuł został zainspirowany pewnym komentarzem jednego z czytelników, którego pozdrawiam i dzięki za pomysł. Na początku pisania artykułu byłem raczej neutralnie nastawiony do GMO, czyli do organizmów genetycznie zmodyfikowanych, ale w czasie pisania zdecydowanie moje zdanie zmieniło się i zwróciło w stronę popierania GMO. Mam nadzieję, że ponownie uda się, że artykuł trafi na Wykop.pl , ponieważ wiem, że jest tam sporo osób zainteresowanych tematem i nasze grono może się poszerzyć... ale przejdźmy do rzeczy.

'Tylko dwie rzeczy są nies­kończo­ne: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej'- A. Einstein. Długo zastanawiałem się jak powinienem zacząć artykuł o temacie bardzo drażliwym dla wielu osób, ale myślę że słowa słynnego fizyka bardzo dobrze odzwierciedlają to co teraz sądzę na temat organizacji i ludzi, którzy w sumie bez powodu negują GMO w wielu aspektach i nie używają do tego naukowych dowodów.

"Według art. 3 ustawy z dnia 22 czerwca 2001 r. o organizmach genetycznie zmodyfikowanych, GMO to organizm inny niż organizm człowieka, w którym materiał genetyczny został zmieniony w sposób niezachodzący w warunkach naturalnych wskutek krzyżowania lub naturalnej rekombinacji" (źródło). Przytaczam tutaj fragment ustawy z tego względu, że natura jest bardzo potężnym 'zjawiskiem', albo 'siłą', która nie jest do końca poznana. Dlaczego ludzie na siłę próbują wmówić naturze, że coś nie może zajść w niej w sposób naturalny? Jak dla mnie tekst ustawy razi po oczach, ponieważ niejako narzuca naturze, że ona nie może zmieniać w taki sposób genów- jak robią to ludzie w laboratoriach-, co jest ewidentnym nietaktem w stosunku do Matki Natury, ponieważ nie jest ona do końca zbadana i nie wiemy z całą pewnością jakie niespodzianki może przynieść. Mimo (jak dla mnie) złego brzmienia drugiej części ustawy, my zajmiemy się głownie jej pierwszą częścią, a mianowicie czym jest organizm GMO?

Kiedy na początku lat 70. ubiegłego wieku zaczęto wprowadzać w obieg technologie rekombinacji materiału genetycznego organizmów, wielu uczonych przewidywało szybki upadek technologii jako wysoce zagrażającej bezpieczeństwu. Z czasem, gdy zasady rządzące się w świecie genetyki stawały się dla nas zrozumiałe, a technologie z roku na rok były coraz bardziej udoskonalane, znaczna część populacji naukowców zaczęła powszechnie akceptować organizmy transgeniczne w przeciwieństwie do szerokiej opinii publicznej, która od tamtych czasów niewiele się zmieniła. W artykule skupiam się głownie na roślinach  i zwierzętach transgenicznych, czyli takich, których DNA został zmanipulowany i zmieniony tak, aby dany osobnik działał w inny sposób niż działa w naturze, a przy okazji żeby człowiek mógł z tego czerpać korzyści. Oczywiście rośliny transgeniczne są zdecydowanie bardziej popularne od modyfikowanych zwierząt z uwagi na łatwość w hodowli i manipulacji genami roślin niż zwierząt, ale mimo wszystko trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że takie zwierzęta też istnieją.

Obecnie badania i techniki modyfikacji materiału genetycznego organizmów koncentrują się gównie na 3 punktach: zmienianie aktywność genów naturalnie występujących w danym organizmie, wprowadzanie do organizmu dodatkowych kopii jego własnych genów, wprowadzanie genów pochodzących z organizmu innego gatunku. Oczywiście wszystkie z tych metod budzą wiele kontrowersji, a zwłaszcza mieszanie genów organizmów różnych gatunków.

Opozycjoniści w stosunku do GMO wytaczają wiele głupich argumentów, które są bardzo nieprecyzyjnie formułowane i jak dla mnie są po prostu manipulatorami niedoinformowanej części społeczeństwa. Spróbuję przytoczyć tutaj kilka cytatów opozycjonistów GMO i wstawia swój komentarz na ten temat.


Inżynieria genetyczna z inżynierią ma wspólną tylko nazwę, bardziej by pasowało określenie ruletka. Celem jest wprowadzenie genu (fragmentu DNA) jednego gatunku (np. bakterii) do DNA drugiego gatunku (np. kukurydzy) w taki sposób, aby nowy zmodyfikowany organizm posiadał określoną cechę (np. wytwarzanie pestycydu przez kukurydzę, który normalnie jest wytwarzany przez bakterię). Obecna technika nie pozwala na dokonanie tego w precyzyjny sposób modyfikując DNA w konkretny ściśle określony sposób. Ale nie potrzeba dokładnej wiedzy, aby tego dokonać. Można zrobić to w sposób losowy na dużej ilości komórek przy użyciu pistoletu genowego i później wybrać tylko te komórki które "działają" a resztę pominąć.- cytat pochodzi ze strony Izba- ochronna. Już na pierwszy rzut oka widać  że autor tego tekstu nie za bardzo jest obeznany z technikami stosowanymi w tworzeniu nowych gatunków roślin i zwierząt. Po pierwsze pistolety genowe wcale nie są aż tak bardzo popularne w technikach GMO z uwagi na trudności z ich zastosowaniem. Po drugie w modyfikacjach organizmów potrzeba ogromnej wiedzy, aby precyzyjnie i zgodnie z oczekiwaniami 'wmanewrować' gen pożądany do obcego organizmu i zrobić to tak, aby gen zachował swoją odrębność, a organizm mógł normalnie funkcjonować. Obecnie stosuje się bardzo dokładne metody wprowadzania obcego materiału genetycznego do organizmów. Przedstawię to na najprostszym przykładzie- z użyciem wektora, czyli techniki bardzo popularnej w tworzeniu nowych gatunków. W pierwszej fazie wyodrębnia się pożądany gen z określonego organizmu. Gen bada się pod kątem aktywności itp. Przygotowany gen wprowadza się do specjalnego wirusa roślinnego, który nie posiada swojego materiału genetycznego. Wirus ten z zawartym w sobie konkretnym przygotowanym przez nas genem przenosi się na roślinę, którą wirus atakuje i wszczepia jej gen o który nam chodzi. Po czasie wyodrębnia się zarażone komórki rośliny i tworzy z nich osobną hodowlę z której wybiera się najbardziej obiecujące i najlepiej wykształcone komórki z zawartym w nich nowym,  zmodyfikowanym DNA. Komórki te sadzi się na odpowiednio dobranych pożywkach i po czasie odtwarza się cała- zmodyfikowana roślina. Jeśli coś pójdzie nie tak w oczywisty sposób łatwo jest taką roślinę wraz z 'zepsutymi' genami usunąć. Nie rozumiem oburzenia ludzi myślący w taki sposób- wydaje mi się, że ci ludzie myślą, że jakaś roślina, gdy tylko dostanie określony gen trafia na pole, po czym wydaje plon, a ten trafia na półki sklepowe. Oczywiste jest, że po uzyskaniu zmodyfikowanej rośliny jest ona badana na wszystkie możliwe sposoby i testowana pod każdym możliwym kątem. Jeśli jakiś zmodyfikowany organizm trafia już do obiegu jest on bardzo dokładnie przebadany i opisany pod każdym kątem.

Stwierdzono, że dochodzi na dużą skalę do krzyżowania między roślinami GM a konwencjonalnymi. Pyłki roślin GM są przenoszone przez wiatr, owady, ludzi na sąsiednie uprawy i nie sposób temu zapobiec.- ten dość ironiczny fragment pochodzi ze strony Kampania "Stop GMO w Polsce".   Kawałek ten jest bardzo ironiczny, ponieważ w samym tekście ustawy wyraźnie jest napisane "materiał genetyczny został zmieniony w sposób niezachodzący w warunkach naturalnych". Więc w takim razie zmiany w materiale genetycznym mogą zachodzić w naturze, czy nie? Przeciwnicy GMO powinni pierw dogadać się w tej kwestii, a potem ustalić jedną konwencję jaką będą uznawali za poprawną, bo w taki sposób powstaje zamieszanie.



Dowody zebrane w ostatnich latach wykazują niezbicie, że wysokość plonów bynajmniej nie wzrosła. Z relacji rolników z Północnej Ameryki wynika, że plony są znacznie niższe niż oczekiwano, co potwierdzają niezależne badania naukowe. Cytat również ze strony "Stop GMO w Polsce". Owszem- co do tego, że plony nie są większe trzeba przyznać rację, ale wynika to z prostego faktu- zbyt mało jeszcze wiemy, aby zwiększyć wydajność plonów w sposób zadowalający. Zaraz podniesie się głos opozycjonistów, że jeśli mało wiemy to nie powinniśmy się za to brać, ale kiedy mamy się tego nauczyć jeśli nie będziemy robili wielu prób i popełniali błędów? Po tylu latach od narodzenia się inżynierii genetycznej naukowcy coraz lepiej radzą sobie z manipulacją genową i osiągają coraz to lepsze rezultaty. Plony może się nie zwiększyły, ale zmniejszyła się zdecydowanie zachorowalność roślin poprzez produkcje przez nie sztucznych środków ochronnych, których w naturze nie wytwarzają.


GMO zamiast przyczyniać się do rozwiązania problemu głodu, dodatkowo powodują jego pogłębienie. Wprowadzenie technologii GM zaburza równowagę przyrody w istniejących ekosystemach i w dalszej kolejności powoduje najgorsze skutki jak: wyjałowienia gleby, niskie plony i stałe zagrożenie chorobami. Dalej ta sama manipulatorska strona- proste wyjaśnienie, dlaczego ten fragment jest ewidentnie celowo zmanipulowany. Ponieważ produkty technologii GMO muszą być sprawdzane oznacza to, że trzeba je gdzieś wysiewać i z powodu braku innej opcji, miejscem ich wysiewu jest Ziemia, ale (!!) trzeba pamiętać  że plantacje GMO są bardzo mocno odgradzane od naturalnych upraw, a często GMO hodowane są w specjalnie do tego celu przygotowanych szklarniach, więc nie rozumiem powodu dla którego ktoś mówi, że powoduje to zachwianie przyrody. Każda hodowla roślin GMO jest staranie odizolowana od innych upraw i jest bardzo mocno kontrolowana i opisana. Organizmy w początkowych fazach testów na samym początku hoduje się w specjalistycznych laboratoriach, a dopiero jeśli dany organizm jak np. genetycznie zmodyfikowana pszenica jest OK w każdym względzie, trafia na pola, które i tak i tak są starannie monitorowane i kontrolowane, mimo tego, że organizm, który dochodzi do fazy w której mogą stosować go rolnicy jest całkowicie bezpieczny dla środowiska i niejednokrotnie pod tym kątem badany.

KONSUMENCI/ZDROWIE: Nigdy wcześniej takie składniki (GMO) nie były częścią naszej diety. Nie zbadano, że są one bezpieczne. Hmm.. to teraz każdy cukrzyk na świecie, który jest przeciwny GMO powinien wywalić zapas insuliny jaki trzyma w domu i powinien umrzeć w cierpieniu. Insulina, którą plaga cukrzyków namiętnie wstrzykuje sobie dzień po dniu jest otrzymywana nie skądinąd jak właśnie z bakterii genetycznie zmodyfikowanych w taki sposób by produkowały insulinę ludzką! Dlaczego więc nikomu to nie przeszkadza, że wstrzykuje sobie produkt pochodzenia bakterio-ludzkiego?

U szczurów karmionych kukurydzą zmodyfikowaną stwierdzono poważne anomalia zdrowotne – podwyższenie liczby białych krwinek, wzrost poziomu cukru we krwi, zaburzenia pracy nerek.  U osób prowadzących zdrowy tryb życia, a mieszkających w wielkich miastach również stwierdza się wiele zaburzeń niepowodowanych przez GMO, ale przez warunki życia. Jak dla mnie teksty w stylu 'GMO wywołuje taką i taką chorobę' są dość mało zasadne i co najmniej głupie z tego względu, że w obecnych czasach praktycznie każdą chorobę można powiązać z dowolnie występującym czynnikiem. Ktoś dostał zapalenia spojówki- na pewno miał złe żarówki. Ktoś dostał krwotoku z nosa- na pewno przez zanieczyszczenie powietrza. Ktoś dostał guza mózgu- to na pewno przez prowadzenie przez niego rozmów przez telefon komórkowy. Ktoś umarł na raka żołądka?- z całą pewnością winna była mikrofalówka. Równie dobrze można powiedzieć  że zapalenie spojówki, krwotok z nosa, guz mózgu i rak żołądka spowodowane były jedynie używaniem komórki, albo można zwalić winę na zjedzenie tydzień wcześniej zmodyfikowanego pomidora! Jak tak dalej pójdzie złamanie nogi będzie utożsamiane ze złym ułożeniem planet- a na to wpływu nie mamy!

W internecie prawie na każdej stronie "ANTYGMO", gdzie sypią się sowite gromy, można znaleźć wiele informacji, że zjedzenie pomidora/ marchewki/ kukurydzy, czy czegokolwiek zawierającego zmodyfikowane geny może doprowadzić do połączenia się tych genów z naszymi genami. Jest to najbardziej idiotyczny, durny, nienaukowy i kretyński sposób myślenia jaki tylko można sobie wyobrazić  Jeśli by tak było to dlaczego DNA marchewki, która nie była genetycznie zmodyfikowana od tylu tysięcy lat jak ją jemy jeszcze nie przeniknęło w nasze DNA? Analiza EFSA, oparta na 130 projektach naukowych przeprowadzonych przez 500 grup badawczych, stwierdza, że GMO nie niosą ze sobą większego ryzyka niż niemodyfikowane organizmy [1]. Zresztą... wyobrażacie sobie człowieka z kalafiorem zamiast głowy "bo zjadł zmodyfikowanego kalafiora"- żenująca wizja.

Po krótcy powiem jeszcze dlaczego mimo tego, że GMO nie wpływa bezpośrednio na wzrost plonów może wpłynąć na wydajność-  prostym przykładem jest wprowadzanie do organizmów dodatkowych genów wzrostu (obrazek obok). Tak genetycznie zmodyfikowana ryba oprócz tego że jedynie jest większa od 'oryginalnej' wersji jest dokładnie taka sama, jadalna i niezagrażająca bezpieczeństwu nikomu, kto jej spróbuje. Wnioski dlaczego wprowadzanie chociażby genów wzrostu jest korzystne i wymierne nasuwa się sam.

Moim zdaniem organizmy genetycznie modyfikowane przy większych nakładach pieniężnych, większym zaangażowaniu ośrodków badawczych i przede wszystkim dzięki większej otwartości umysłów ludzi może bardzo mocno rozwinąć się i zwalczyć wiele problemów z jakimi boryka się ludzkość... bez względu na to co mówią przeciwnicy. 



środa, 19 września 2012

Gej, lesbijka i stara szafa.


Do napisania tego artykułu skłonił mnie tekst pochodzący z książki "50 teorii genetyki, które powinieneś znać", autorstwa Mark'a Henderson'a, którą dostałem w prezencie i za którą bardzo dziękuje pewnej osobie. Krótki tekst zamieszczony w owej książce, którą można nabyć w Naszym zaprzyjaźnionym Antykwariacie  przedstawia ogólny problem tematyki homoseksualizmu. Ja chciałbym ten problem rozwinąć, przedstawić poglądy różnych grup ludzi i religii na ten temat. Chciałbym też zahaczyć o podstawy biologiczne związane z homoseksualizmem.


Kilka cytatów z komentarzem.

"Moralnie niedopuszczalna jest jednak prawna aprobata praktyki homoseksualnej. Rozumieć tego, kto grzeszy, kto nie jest w stanie wyzwolić się z tych tendencji, nie jest jednoznaczne ze zmniejszeniem wymagań natury moralnej.(...) wraz z uchwałą Parlamentu Europejskiego zażądano uprawomocnienia nieporządku moralnego. Parlament ten niesłusznie nadał wartość prawną zachowaniom dewiacyjnym, niezgodnym z Bożym planem”.- Jan Paweł II, rozważania przed modlitwą Anioł Pański, 20 lutego 1994 r. Czytając fragment całej modlitwy jaką zafundował w 1994 Jan Paweł II, jeden z najbardziej wybitnych ludzi pokoju, dobroduszny dziadek, wielki autorytet oraz przywódca (można użyć tutaj słowa dyktator) jednej z największych religii świata, świadczy o wielkim zacofaniu kościoła (jako społeczności ludzi). Można powiedzieć, że obecny 'kościół' tworzony jest przez kastę rządzącą- czyli wszystkich mężczyzn siedzących w Watykanie na czele z papieżem, oraz na warstwę 'plebsu' (księża niżsi rangą oraz ludzie wierzący). Kasta rządząca w tym wypadku trzymana jest twardą ręką przez autorytet papieża, a plebs robi to co 'góra' rozkaże. Cytowany fragment uderza nie ze względu na homofobiczny charakter. Słowa wypowiedziane przez Jana Pawła II uderzają, ponieważ mówi to głowa kościoła 'siejącego dobro, miłość, tolerancję, pocieszenie cierpiącym, wskazujący drogę zagubionym...' i kilka innych dennych określeń. Jeśli kościół ten (pozwolę sobie pisać nazwę kościół z małej litery, bo nie mam do niego najmniejszego szacunku) sieje miłość, radość i dobroć to dlaczego głowa tego kościoła jest nadrzędnym homofobem, na którego słowo, wiele innych omamionych i nieświadomych ludzi zacznie wierzyć, że homoseksualizm jest choroba?! Jeśli w kręgu normalnych, świadomych ludzi, ktoś powie o homoseksualistach ''dewiaci" (Dewiacja jest to zaburzenie zachowań seksualnych czasami uznawanych za niebezpieczne. Wraz z postawieniem przez Jana Pawła II homoseksualizmu w kategoriach dewiacji, homoseksualizm został postawiony na równi z pedofiliom) prawdopodobnie reszta rozmówców oburzy się i delikatnie poprawi tego kogoś, natomiast w ustach głowy kościoła jest to wybaczalne, a nawet popierane! Może trzeba trochę zmienić myślenie o Janie Pawle II i zamiast wciąż mieć obraz dobrodusznego staruszka, czas najwyższy przejrzeć na oczy, że ten miły, spokojny pan to homofob, który do homofobii nawołuje ponad miliard ludzi (bo tyle mniej więcej wiernych liczy kościół katolicki). Na inne dowody homofobii papieża można przytoczyć przykłady krytyki, jaką obdarowywał on biskupów, którzy ujawnili swoją orientację seksualna, oraz instrukcji (wydanej po śmierci papieża) która mówi, jak ograniczać ilość homoseksualistów wśród księży. O tym papież mówił głośno. Niestety już mniej głośno mówił o przypadkach wykorzystywań seksualnych wśród księży na dzieciach, a zwłaszcza cicho było o sprawie umorzenia przez papieża sprawy austriackiego kardynała Hansa Hermanna Groëra, który miał dopuścić się molestowania nawet dwóch tysięcy chłopców. The Times ujawnia też, że papież promował pewnych wyższych dostojników Kościoła mimo zarzutów, że dopuszczali się oni czynów pedofilnych.

Teraz pozwolę sobie zacytować jeden z portali katolickich, do którego podaje linka, żeby nie było anonimowości. Jeśli już mówimy o konkretnym problemie, mówmy o nim bez ukrywania jakichkolwiek szczegółów. Na podstronie, wdzięcznie zatytułowanej "Prawda o homoseksualizmie" czytamy:

Jezus mówi nam, że każde pozamałżeńskie i przedmałżeńskie współżycie seksualne jest poważnym naruszeniem cnoty czystości, odnosi się to także do rozwiązłości homoseksualnej. - z takim podejściem jesteśmy w XXI wieku dość obeznani. Na nikim nie robi to wrażenia, że seks przed ślubem podobnie jak seks z osobą tej samej płci jest grzechem. Dalsze fragmenty mają natomiast trochę bardziej jadowite podejście.

Człowiek od momentu poczęcia jest płci męskiej lub żeńskiej w każdej komórce swojego ciała. Natomiast orientacja seksualna hetero lub homoseksualna jest nabywana w podobny sposób jak inne orientacje osobowe takie jak ufność lub brak ufności, poczucie niższości lub pewność siebie, uzależnienie uczuciowe albo wewnętrzna wolność. Te postawy kształtują się w relacjach osobowych z rodzicami, rodzeństwem, rówieśnikami i innymi ludźmi.- W takim razie jeśli dziecko wychowuje się w bardzo wierzącej rodzinie, ale pech chciał, że jest gejem/ lesbijkom, jest to wina rodziców i sposobu w jaki to dziecko wychowują. A ponieważ rodzice ci są wierzący, jest to wina kościoła, który uczył ich jak wychować dobrze dziecko. Chciałbym zwrócić jeszcze uwagę na kwestię bycia konkretną osobą 'w każdej komórce swojego ciała'- a co z przypadkami, gdy powstaje osoba, której różne części ciała mają różne DNA? Skąd wiadomo, że połowa ciała tego człowieka jest męska, a połowa żeńska? Co z osobami, które rodzą się np. kobietami, ale psychicznie są mężczyznami? Czy to też jest obrzydliwość? Czy grzechem jest urodzenie się w niewłaściwym ciele?


Homoseksualizm jest zaburzeniem i swego rodzaju anomalią rozwój ową. Nie ma absolutnie żadnych podstaw naukowych twierdzenie, że homoseksualizm jest tendencją wrodzoną. Pan Bóg stworzył nas heteroseksualnymi, a orientacja homoseksualna jest psychiczną dewiacją nabytą na skutek negatywnego wpływu środowiska.- (pisownia oryginalna) z tego fragmentu wynika, że homoseksualizm jest stawiany na równi z pedofiliom oraz voyeuryzmem. Jest to ciekawe bo np. pedofilia krzywdzi, a kto może powiedzieć, że czuje się skrzywdzony po stosunku z osobom tej samej płci jeśli sam się na to zgodził? W dalszej części strony możemy dowiedzieć się skąd bierze się homoseksualizm. Chciałbym zaznaczyć, że strona katolicka przeczy samej sobie:

Zdarza się, że w dzieciństwie ktoś zostanie zgwałcony lub wykorzystany seksualnie przez ludzi dorosłych i na dodatek cieszących się autorytetem. Jest to ogromna krzywda wyrządzona dziecku. Efektem tego zranienia może być rzeczywiste przejęcie tendencji homoseksualnych, albo znienawidzenie siebie i błędne przekonanie, że się jest homoseksualistą. - czyli jeśli w kościele występuje pedofilia (a do cholery występuje i nie da się temu zaprzeczyć) to księża sami ''zarażają'' dzieci homoseksualizmem. Poza tym skąd tak idiotyczny pomysł, że homoseksualizm jest "przenoszony" tak jak jakaś choroba. Skąd w ogóle pomysł, że homoseksualizm jest chorobą?!

Zdarza się, że w okresie dojrzewania chłopiec jest wyśmiewany i odrzucany przez rówieśników z powodu słabej sprawności fizycznej. W wyniku czego pojawia się u niego uczucie niższości, samotności i smutku.- domyślam się, że jest tutaj mowa o dziecku wierzącym, które zapewne modli się codziennie do boga i prosi go o pomoc. Dlaczego ten bóg mu nie pomaga?!

Najlepsze na cytowanej prze zemnie stronie są SPOSOBY UZDRAWIANIA z homoseksualizmy. W życiu nie czytałem i nie widziałem większej głupoty, zacofania i nietolerancji na innego człowieka. Nie będę tutaj cytował tych jawnych kretynizmów, ponieważ nie prowadzę bloga, który ma wprowadzać ludzi w błąd, poza tym zmuszanie czytelników do czytania tak chorych wymysłów na temat homoseksualizmu, które zawarte są na tej stronie, byłoby traktowaniem Was jak bandy kretynów. Jeśli ktoś podobnie jak ja chce zdziwić się, jak bardzo religia, która ma siać dobro i miłość, krytykuje i sączy nienawiść do homoseksualistów, zapraszam do obejrzenia cytowanej wyżej strony- robicie to na własną odpowiedzialność.

Niestety smutne i szokujące są obrazy homoseksualizmu przedstawiane przez katolików. Tym smutniejsze jest to, że większość ludzi wierzących nawet nie zna ani jednego geja, albo lesbijki i sugerują się tym co pisze Biblia- czyli bardzo stara bajka.

Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, sami tę śmierć na siebie ściągnęli. (20,13 por. 18,22). Zastanawiam się dlaczego dzisiaj homoseksualiści nie są zabijani i paleni na stosach? Zadziwiający jest również fakt, że biblia potępia homoseksualizm, a sama o nim pisze w pozytywnym znaczeniu:

 Dusza Jonatana przylgnęła całkowicie do duszy Dawida. Pokochał go Jonatan tak jak samego siebie. [...] Żal mi ciebie, bracie mój, Jonatanie, byłeś mi bardzo miły. Miłość twoja była mi rozkoszniejsza niż miłość kobiety. (2 księga Samuela). Oczywiście kościół ma bardzo proste wytłumaczenie tego opisu miłości między dwoma facetami- dla kościoła jest to miłość braterska, a nie gejowskie wyznanie. Z księgi Rut (1, 16-17) dowiadujemy się natomiast o głębokiej, homoseksualnej miłości do siebie dwóch kobiet:
Gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę, gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam, twój naród będzie moim narodem, a twój Bóg będzie moim Bogiem. Gdzie ty umrzesz, tam ja umrę i tam będę pogrzebana.

Jak widać kościół jest pełen paradoksów. Ale, żeby nie było nudno, nie będę skupiał się tutaj tylko na niskim poziomie wiedzy, jaki reprezentuje kościół katolicki. Chciałbym przedstawić tutaj też cytaty z koranu, a mianowicie traktowanie homoseksualizmu przez Hadis (czyli opowieść przytaczającą wypowiedź proroka Mahometa).


Zabij tego który to czyni, a także tego, któremu to czynią- o osobach mających stosunki homoseksualne. Można jeszcze zacytować fragmenty z Hadis sunnickiego i szyickiego:


Kiedy mężczyzna dosiada innego mężczyznę, tron Boga trzęsie się.
Zabij tego który to robi i zabij tego z którym jest to robione .
Przeklęty jest mężczyzna który nosi kobiece ubrania i kobieta która nosi męskie ubrania.
Jeśli nieożeniony mężczyzna zostaje przyłapany na homoseksualizmie, będzie ukamieniowany na śmierć.
Zabij tego kto sodomizuje i tego który pozwala na robienie tego z nim.
Lesbijstwo kobiet jest jak cudzołóstwo. 

Wojciech Wierzejewski
Myślę, że fragmenty te ze względu na swoją homofobie można porównać do tego co głosi kościół katolicki i nie wymagają większego komentarza w celu uniknięcia powtórzeń jak bardzo zacofane myślenie prezentują.

Na zakończenie cytatów (można byłoby tutaj ich wiele mnożyć, ale ogranicza to sama forma bloga jaką prowadzę- ja chce przedstawić te najbardziej radykalne poglądy, postacie i religie) chciałbym przytoczyć tutaj postać polskiego polityka Wojciecha Wierzejskiego, którego spokojnie można uznać jako jednego z pierwszych homofobów w Polsce.

Nie uważam żeby słowo „pederasta” kogokolwiek obrażało.- ze swojej strony mogę tylko pogratulować Wierzejskiemu inteligencji. Ja nie uważam, żeby słowo "głupek" mogło tego pana obrazić.

LPR wprowadzi pozytywny program prorodzinny. Niektóre środowiska uznają to za dyskryminację kochających inaczej i za bardzo się nie pomylą. Nasz program to pozytywna dyskryminacja. Chcemy promować postawy prorodzinne, a przy okazji zwalczać to, co sprzeczne z normą. - zastawiam się jak można powiedzieć "pozytywna dyskryminacja"? W sumie Hitler mógł powiedzieć, że "pozytywną dyskryminacją" było mordowanie ludzi gazem. Ot tak, dla promocji rasy aryjskiej.

Jeżeli dewianci zaczną demonstrować, to należy dolać im pałą. I nic mnie nie obchodzi, że mają przyjechać jacyś politycy z Niemiec. To nie są żadni poważni politycy, tylko geje. Jak dostaną parę pał, to drugi raz nie przyjadą. Gej to przecież z definicji tchórz. - jedyne co można tutaj powiedzieć, to nieznajomość przez Wierzejeskiego definicji słowa "gej". Jestem ciekawy czy jak większość homofobów Wierzejski gejom mówi nie, ale lesbijką, które ogląda na ekranie komputera mówi jak najbardziej tak. Miejmy nadzieję, że takich polityków, którzy niestety są po prostu otwarcie mówiąc zacofani, albo niedoinformowanie będzie coraz mniej.

Gejowski gen

W połowie lat 90. legendą osób homoseksualnych stał się t-shirt z napisem "Xq28. Dzięki za geny, Mamo!". Napis ten odwoływał się do amerykańskiego genetyka Deana Hamera, który w 1993 roku ogłosił, że znalazł gen powiązany z homoseksualizmem. Hamer stwierdził, że geje mają często przodków gejów od strony matki (ponieważ chromosom X dziedziczy się zawsze od matki) i zaczął porównywać chromosomy X mężczyzn homoseksualnych i heteroseksualnych. Z badań Hamera jasno wynikało, że gen Xq28 ma związek z homoseksualizmem.... na szczęście były to jedyne badania, który wynik ten potwierdziły. Całą reszta badań dotycząca owego genu nie wykryła żadnego powiązania go z homoseksualizmem. Ujawniono natomiast bardzo ciekawą rzecz, że homoseksualiści mają z reguły nieproporcjonalnie dłuższy palec serdeczny. Badania potwierdziły też, że matki gejów mają więcej dzieci (średnia to 2,69) w porównaniu do matek heteroseksualnych mężczyzn (2,32). Na całe szczęście gen homoseksualizmu nie został znaleziony i prawdopodobnie nigdy nikt go nie znajdzie, bo po prostu go nie ma. Mówię- 'na całe szczęście'- ponieważ, gdyby taki gen został znaleziony, homoseksualizm musiałby być uznany za chorobę, a chorobą nie jest. Na potwierdzenie tezy, że geny nie mają udziału w zjawisku homoseksualizmu działa też fakt, że homoseksualizm z punktu widzenia ewolucji raczej nie jest korzystny. Organizmy homoseksualne nie będą wydawały takiej ilości potomstwa jak organizmy heteroseksualne. Przy okazji jeśli homoseksualizm zależał od genów z punktu widzenia ewolucji tym bardziej zjawisko to powinno byc bardzo szybko wyeliminowane z przyrody, ponieważ populacje homoseksualnych organizmów rozrastałyby się do takiego stopnia, że uniemożliwiłoby to w przeciągu kilkunastu pokoleń rozmnażanie danego gatunku. W takim wypadku w jaki sposób geny homoseksualizmu mogłyby przetrwac? 

Ewolucyjny sens bycia gejem

Nawet jeśli homoseksualizm nie jest związany z genami może on mieć sens z punktu widzenia ewolucji, a dokładniej- z punktu widzenia walki o przetrwanie. Z badań wynika, że im więcej kobieta rodzi mężczyzn tym większe są szansę, że najmłodszy z braci będzie gejem. Badania prowadzone w Toronto przez Raya Blancharda potwierdziły, że ryzyko bycia gejem wzrasta trzykrotnie z każdym kolejnym bratem. Jeśli mamy do czynienia z wielodzietną rodziną np. w której jest 6 braci, najmłodszy ma piętnaście razy większe szanse bycia gejem niż jego bracia. Mówię tutaj 'bycia', a nie 'zostania' gejem, ponieważ homoseksualistom wbrew opinii skretyniałych polityków, czy staroświeckiego kościoła nie można zostać. Takim się już rodzi. Wracając do tego, dlaczego im więcej braci tym większa szansa najmłodszego do bycia gejem, można wyjaśnić to tak, że najmłodszy, któremu matka poświęciła najwięcej uwagi na wychowanie i opiekę nie stanowi konkurencji dla starszych braci podczas szukania partnerki do rozrodu. Oczywiście nie wyjaśnia to faktu, dlaczego homoseksualistami są też jedynacy. 
O sensie homoseksualistów było swego czasu głośno po ogłoszeniu wyników badań nad gejami z Samoa. Vasy i VanderLaan aż dwa lata poświęcili na badania zachowań homoseksualnych mężczyzn na Samoa. Kultura samoańska jest tolerancyjna wobec gejów. Nazywani są tam oni fa'afafine i zawierają między sobą związki. Kanadyjscy badacze odkryli, że fa'afafine chętniej pomagają dzieciom swoich krewnych niż obcym dzieciom. Tendencja do większego angażowania się w pomoc przy opiece nad bratankami i siostrzeńcami jest u fa'afafine silniejsza niż u heteroseksualnych mężczyzn i kobiet. Odkrycie pewnie odbiłoby się bez echa, ale jest to może wyjaśnienie sensu homoseksualizmu. Może właśnie po to natura stworzyła homoseksualizm, aby geje i lesbijki opiekowali się potomstwem swoich krewnych. Obecnie w wysoko rozwiniętych cywilizacjach nie widać tego zjawiska ze względu na całkowicie inny tryb życia prowadzony przez ludzi z wielkich metropolii w porównaniu to ludzi z Samoa, ale samo wyjaśnienie wydaje się kuszące. 

Homoseksualizm w łonie matki

Osobiście skłaniam się do hipotezy, że to hormony matki podczas ciąży wpływają na kształtowanie odruchów seksualnych jeszcze w jej łonie podczas ciąży. Na skutek różnych wahań hormonalnych płód kobiecy, podczas obecności zbyt dużego stężenia testosteronu może rozwijać się prawidłowo, ale mózg uformuję się w taki sposób, że będą podniecały tę kobietę inne kobiety. Mózg tak jakby, pod wpływem działania testosteronu myślał "bardziej po męsku". Podobnie z płodami mężczyzn, którzy dostali mniej testosteronu w czasie ciąży- ich mózgi patrzą na sprawy seksu "bardziej okiem kobiety". Seksuolog Hartmut Bosinski, profesor uniwersytetu kilońskiego, twierdzi, że: "Wyniki naszych badań nie przesądzają, że ktoś, kto ma dziesięciu starszych braci nieuchronnie musi być homoseksualistą. Mówimy o pewnej niewyjaśnionej statystycznej prawidłowości, która może być punktem wyjścia do dalszych poszukiwań." Wyjaśnienie "syndromu beniaminka" (nazwa zjawiska zwiększonego ryzyka bycia gejem przez posiadanie wielu braci) niektórzy uczeni widzą w reakcji systemu immunologicznego organizmu matki na noszone przez nią dziecko. Rzeczywiście, taka reakcja na męski chromosom Y została wykryta. Przybiera ona na sile z każdym nowym męskim płodem. 

Co do pochodzenia homoseksualizmu, heteroseksualizmu, aseksualizmu, transseksualizmu i innych 'ualizmów' można dyskutować długo. Można również powiedzieć, że niezależnie od czego to zależy jest to częścią ludzkiej różnorodności i jak powiedział Andrzej Tusk: Niektórzy twierdzą, że homoseksualizm jest niezgodny z naturą. Gdyby tak było, natura nie powoływałaby na świat gejów i lesbijek. Kiedyś był to temat tabu, dziś już nie i bardzo słusznie.


niedziela, 26 sierpnia 2012

Czy wszystko dzieje się bez powodu?


    Czy wszystko w naszym życiu dzieje się bez powodu? Czy każde zdarzenie spowodowane jest całkowicie losowym splotem różnych zdarzeń które miały miejsce w przeszłości? A może istnieje coś co kieruje naszym życiem i wszystko co się dzieję jest od dawna z góry narzucone?
   Osobiście skłaniam się do teorii, że wszystko co spotyka nas w życiu jest splotem losowych wydarzeń na które wpływają inne wydarzenia dziejące się w przeszłości. Jestem zwolennikiem teorii, że nawet najmniejsza zmiana w układzie jest w stanie zmienić go całkowicie- czasami może nawet sprzecznie z intuicją i logiką. Można uznać, że życie jest złożone z chaosu przypadków. Chaos ten opisuje matematyka.
   Chaos został przedstawiony za pomocą anegdoty "Efekt motyla" sformułowanej przez Edwarda Lorenza, który w 1960 roku pracował nad modelami komputerowymi zjawisk pogodowych. Odkrył on, że nawet najmniejsze z najmniejszych zmian w warunkach początkowych mogą całkowicie wpłynąć na rozwój sytuacji w przeciągu określanego czasu. Matematyka swoim skomplikowanym językiem w uproszczeniu opisuje chaos jako wrażliwość układów równań na dowolnie małe zaburzenia parametrów. Lorenz stworzył również układ trzech równań różniczkowych, których wykres przedstawia tzw. atraktor Lorenzca. Sama nazwa 'Efektu motyla' wzięła się z podobieństwa atraktora do skrzydeł motyla.


   
   Ale wróćmy może do rozważań na temat tego co ma wpływ na to co przytrafia się nam w życiu. Odpowiedź jest prosta- wszystko ma wpływ na wszystko.  Posłużę się tutaj prostym przykładem.
Ania znajduje się w domu. Ma 20 minut na przyjazd autobusu odwożącego ją do pracy, którego przystanek stoi po tej samej stronie ulicy co jej dom. Rozważmy 3 sytuacje.

1. Ponieważ Ania ma 20 minut postanawia przed przyjazdem autobusu kupić paczkę papierosów. Najbliższy kiosk znajduje się po drugiej stronie ulicy. Pogoda jest deszczowa o czym Ania dowiaduje się po wyjściu z domu. Ponieważ wcześniej nie popatrzyła przez okno jaka na zewnątrz panuje pogoda Ania wychodzi w szpilkach. Podczas przechodzenia przez ulicę jeden z obcasów łamie się, Ania traci równowagę i wpada pod koła pędzącej ciężarówki- ginie na miejscu. 

2. Ania ma 20 minut do przyjazdu autobusu. Postanawia kupić paczkę papierosów, ale najbliższy kiosk w którym może to zrobić znajduje się po drugiej stronie ulicy. Przed samym wyjściem Ani przypomina się, że musi wziąć ze sobą stos plików które przygotowywała do pracy. Ania biegnie szybko do pokoju i gorączkowo przeszukuje wszystkie miejsca w których stos kartek może się znajdować. W pokoju go nie ma. Ania biegnie szybo do gabinetu, kuchni, łazienki. Szuka wszędzie. Po chwili Ania orientuje się, że minęło 30 minut, przez co spóźniła się do pracy. Po godzinie otrzymuje od szefa telefon z upomnieniem i potrąceniem pensji za nie przyjechanie do pracy. 

3. Ania ma 20 minut do przyjazdu autobusu. Postanawia przed przyjazdem autobusu kupić sobie paczkę papierosów, a jedyne, najbliższe jej miejsce gdzie może to zrobić jest kiosk po drugiej stronie ulicy. Ania podchodzi do drzwi, ale w ostatnim momencie przypomina sobie o pliku papierów jakie musi wziąć ze sobą do pracy. Ania wraca do pokoju i zabiera je z biurka, położonego na przeciwko okna. Zabierając je Ania zauważa, że na dworze jest bardzo deszczowa pogoda i postanawia się przebrać. Ponieważ zanim Ania zdążyła się przebrać zostało jej tylko 5 minut do przyjazdu autobusu dlatego zrezygnowała z zakupu papierosów- w innym wypadku spóźniłaby się na autobus. Ania dociera szczęśliwie do pracy, a szef jest zachwycony jej postępami dzięki czemu przyznaje jej premię. 

  Jak widzimy w podanych trzech przypadkach, na to co stało się z Anią ma wpływ kilka rzeczy. Możemy niektóre sobie z nich wyliczyć. Może gdyby Ania nie była palaczką w pierwszym przykładzie nie przechodziłaby na drugą stronę ulicy i nie doszłoby do wypadku. Może (również w pierwszym wypadku) gdyby Ania podeszła do okna, sprawdziła dzień wcześniej prognozę pogody na dzień, lub nie kupowała miesiąc wcześniej szpilek nie wywróciłaby się na ulicy i nie została potrącona przez samochód. W drugim przypadku gdyby Ania miała porządek w domu nie zostałaby potrącona jej pensja. W wypadku trzecim być może, gdyby podczas wychodzenia z domu Ania usłyszała szczekanie psa sąsiada zagapiłaby się i zwichnęła kostkę jeszcze przed wyjściem z własnego ogrodu. Jak widzimy w tych trzech przypadkach to co przytrafiło się Ani było splotem wielu różnych zależnych. Nawet najmniejsze wahanie początkowe 'układu' dawało bardzo różne skutki od tragicznej śmierci poprzez premię w pracy.
  Właśnie dlatego, że nawet najmniejsze zmiany początkowe układu mogą diametralnie wpłynąć na dalsze losy przyjęło się powiedzenie (stosowane w różnej formie): "Ponoć taki drobiazg jak trzepot skrzydeł motyla, może spowodować tajfun na drugiej półkuli."
  Każdy ma inne zdanie na temat tego, co rządzi naszym życiem. Tym bardziej każdy ma inne podejście do tego skąd wzięliśmy się na tym świecie. Może wydawać się to podejrzane, że jesteśmy na tej planecie, która jest położona w idealnej odległości od Słońca by nie było na niej ani za zimno ani za gorąco. Wydaje się dziwne, że nasze Słońce jest akurat taką gwiazdą i akurat w połowie swojego życia, że nam nie zagraża . Tym bardziej dziwne  wydaje się, że w okolicy naszego miejsca zamieszkania nie ma żadnych kosmicznych obiektów, które mogłyby nas zdmuchnąć jak kosmiczny pył. Idąc dalej niezwykłe jest to, że całkiem przypadkiem znaleźliśmy się w wyjątkowo spokojnym miejscu Drogi Mlecznej, która akurat jest jedną z tych galaktyk, które są wyjątkowo spokojne, ale na tyle aktywne, że były w stanie wyprodukować wszystkie substancje potrzebne nam do egzystencji. Na to wszystko dochodzi to, że nie ma bezpośredniego zagrożenia ze strony innych galaktyk, a nasze miejsce we Wszechświecie jest na tyle stabilne, że mieliśmy szansę na ewolucję. Dla mnie to wszystko to splot przypadków. Niezwykłych przypadków, ale jednak przypadków- ponieważ (według mnie) nie wszystko musi mieć przyczynę. Niektóre rzeczy mogą dziać się po prostu bez powodu.
   Na podobnej zasadzie można zastanawiać się dlaczego niebo jest niebieskie, trawa jest zielona, a krew czerwona. Można oczywiście wgłębiać się w biologiczne, czy fizyczne aspekty tych zjawisk. Wchodząc wgłąb krwi zobaczymy czerwone krwinki, które posiadają w sobie czerwony barwnik- hemoglobinę. Hemoglobina jest czerwona bo najsilniej odbija fotony o długości fali odbieranej przez nas jako kolor czerwony. Możemy pytać czy jest to tylko przypadek. Możemy zapytać czy to miało jakiś sens, że nasza krew jest czerwona, a innych zwierząt zielona, lub nawet niebieska. Im bardziej wnikamy tym coraz bardziej możemy odnieść wrażenie, że to wszystko dzieje się po prostu bez powodu i jest całkowicie przypadkowe.
   Wracając jednak do tematu. Następnym razem wychodząc z domu spróbuj zastanowić się co może stać się, gdy zrobisz całkowicie dowolna rzecz inną niż zwykle. Zastanów się co by było gdyby Twoi rodzice nigdy się nie poznali (bo np. Twoja mama zamiast wyjść na miasto gdzie poznała Twojego ojca postanowiła zmienić buty przez co spóźniła się na autobus i nie pojechała). Czy dalej żyłbyś tak jak żyjesz, czy może byłbyś całkowicie innym człowiekiem, gdyby tylko jedna rzecz w Twoim życiu rozegrała się inaczej niż było.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie zapomnijcie odwiedzic strony Antykwariatu!

czwartek, 16 sierpnia 2012

Samobójstwo w genach?

 
    Ludzie jako jedyny gatunek na planecie Ziemi są istotami, które całkowicie, w sposób skrajnie świadomy są zdolni do krańcowej autodestrukcji. Tylko dlaczego?
   To co niegdyś przewidział wybitny angielski poeta T.S. Eliot potwierdzili naukowcy dowodząc ostatecznie,  że największą częstotliwość samobójstw odnotowujemy na wiosnę i początek lata. Wydaje się to skrajnym przeciwieństwem- w okresie, gdy przyroda budzi się do życia, słońce zaczyna przygrzewać, zwierzęta wychodzą ze swoich nor, a drzewa wypuszczają liście, niektórzy decydują się na akt sprzeczny z zasadami samozachowawczymi- kończą swoje życie, czy to przez powieszenie się na framudze drzwi, podcięcie żył w wannie, czy przedawkowanie leków popitych alkoholem. Logika podpowiada nam, że samobójstwa w największej liczbie powinny przypadać w miesiącach zimowych, gdzie ludzie zmuszeni są głównie do przebywania w domu, co może wiązać się z mnożącymi się depresjami. Ale przyczyną samobójstw wcale nie jest depresja. Do niedawno tak sądzono i niedoszłych samobójców próbowano z depresji leczyć, stąd cześć z nich i tak i tak popełniania samobójstwo... bo leczoną złą chorobę.
   Wyobraźmy sobie. Co około 40 sekund gdzieś na Ziemi, ktoś odbiera sobie życie. W ciągu roku jest to ponad 120 tysięcy Europejczyków, a na całym świecie jest to ponad 1 000 000 osób rocznie! Czy jest to więc akt, którego dokonuje słaba psychicznie, zniszczona depresją osoba? Moim zdaniem, podobnie jak zdaniem profesora Thomasa Joinera z Uniwersytetu stanowego w Kalifornii samobójstwo jest czynem, którego dokonują osoby bardzo odważne, bezwzględne i nieustraszone. Samobójstwo wymaga wysiłku i odwagi.
   Według naukowców tylko ludzie są zdolni do samowolnego odebrania sobie życia. Przeczą temu fakty tj. psy, które masowo rzucają się z mostu w przepaść w miejscowości Most Overtoun. Na razie życie w krótkim czasie zakończyło tam około 600 psów, które same skakały z mostu. Jedną z hipotez wyjaśniających ten stan jest być może fakt, że psy żyją blisko człowieka i przejęły od niego w drodze wspólnej ewolucji niektóre cechy- w tym zdolność do samobójstwa. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale na razie nie znamy lepszego wyjaśnienia tego stanu. Innym przykładem z życia zwierząt w którym obserwujemy ich samozagładę mogą być robotnice mrówek, które są w stanie oddać życie w obronie kolonii. Zresztą... podobne zachowanie, które można porównać do mrówczanych robotnic obserwuje się wśród ludzi na wyspie Tikopia, gdzie by liczbę ludności utrzymywać na stałym poziomie cześć jej mieszkańców decyduje się na utopienie, powieszenie, lub też popularne tam otrucie się, dla dobra ogółu. Dla nas może wydawać się to nietypowym zachowaniem, jeśli nie okrutnym- dla nich utrzymanie liczby ludności wynoszącej 1200 ludzi jest jednym z głównych celów ponieważ ich wyspa jest w stanie otrzymać tylko 1200 osób w sposób naturalny bez ingerencje w ekosystem.
    Wracając do powodów depresji, myślę, że w świetle obecnych odkryć można odrzucić depresje jako główną kandydatkę popychającą ludzi do targania na swoje życie. Z danych wynika, że tylko 2-4% samobójców na nią cierpi, więc nie może ona być bezpośrednią przyczyną. Inną braną obecnie pod uwagę kandydatką na przyczynę samobójstw jest schizofrenia i zaburzenia osobowości. Coraz głośniej robi się też obok teorii, że samobójstwa trzeba traktować jako całkowicie oddzielną kategorię zaburzeń i nie należy wiązać tego z innymi chorobami.
    Odpowiedzi powinno szukać się w mózgach samobójców, zwłaszcza w sprawie ustalenia czy ich półkule i ośrodki pracują tak samo jak u zdrowych ludzi.... oczywiście prowadzenie takich badań jest utrudnione z dość oczywistych powodów. Nawet jeśli dostaniemy mózg samobójcy jest on po pierwsze martwy, po drugie może być albo w kawałkach jeśli samobójca strzelił sobie w głowę, albo nafaszerowany lekami i alkoholem, albo może też być 'uduszony'- dlatego badania nie miałyby większego sensu.
   Osoba, która decyduje się na popełnienie samobójstwa w znaczniej części przypadków nie dokonuje tego pod wpływem chwili, ale bardzo długo (świadomie lub nie) oswaja się ze śmiercią- stąd do grupy podwyższonego ryzyka należą: lekarze, ludzie bawiący się w sporty ekstremalne, osoby wyleczone z raka. Często też próby samobójcze poprzedzają zachowania polegające na okaleczaniu się.
    Bardzo groźnym zjawiskiem jakie można teraz bardzo szeroko zaobserwować (zresztą jest ono tak powszechne, że zostało nazwane Zjawiskiem Wertera) jest samobójstwo przez naśladownictwo. Występuje ono najczęściej w wielkich populacjach wysoko rozwiniętych środowisk. Najlepszym czynnikiem, który wywołuje fale samobójstw jest śmierć (najlepiej też przez samobójstwo- ale nie jest to warunek) znanej osoby. Prawdopodobnie, gdy znana osoba decyduje się na popełnienie samobójstwa niektórym osobą może to pomóc w podjęciu podobnej decyzji- jest to ostateczny guzik, który od dłuższego czasu czekał na naciśnięcie.
    Na razie bardzo mało wiemy na temat samobójstw, ich przyczyn i działania na społeczeństwo. Ich zrozumienie pozwoli zrozumieć nam lepiej ludzką psychikę. Również samobójstwa popełniane na raty (alkohol, papierosy, narkotyki, niszczenie środowiska) powinny zostać lepiej zbadane. Bo w końcu dlaczego człowiek- najlepiej rozwinięta forma bytu na planecie jako jedyny jest zdolny do odebrania sobie życia?
A jakie Waszym zdaniem są przyczyny popełniania przez ludzi samobójstw.

niedziela, 24 czerwca 2012

Dieta Dukana- wady i minusy.

   


     Ostatnio przeglądając strony na temat diet (nie dlatego, że chciałbym się odchudzać, ale z ciekawości co ludzie o nich piszą) i natrafiłem na stronę vitalia.pl . Przeczytałem kilka postów w temacie "Dieta Dukana" i jestem lekko przerażony niedoinformowaniem, albo też ignorancją niektórych osób, które rzekomo te dietę stosują. Zanim przejdę do "zjechania" niektórych wypowiedzi forumowiczek, pokrótce przypomnę, czym jest osławiona Dieta 'doktora' Dukana. Najważniejszą informacją jest to, że owa dieta, jest dietą proteinową- co od razu powinno wskazać nam, że głupotą jest jej stosowanie, ze względu na ograniczenie do minimum spożywania węglowodanów i tłuszczy, które o ironio, są obok protein podstawowymi elementami naszego ciała. Pierre Dukan gwarantuje nam, że nie trzeba stosować przy diecie ćwiczeń (ta jasne...), a jedynie stosować się -do moim zdaniem- rygorystycznych wymogów dotyczących tego co ląduje na naszym talerzu.
     Zaczniemy od tego, że dietę podzielono na fazy. Pierwsza faza, bardzo słusznie nazwana "uderzeniową" polega na totalnym zakazie jedzenie czegokolwiek poza białkami. Nazwa fazy jest adekwatna do szkód jakie wyrządza jedzenie samych białek. Głupotą jest ograniczenie w ciągu bardzo krótkiego czasu do drastycznego minimum spożycia cukrów i tłuszczy. Osoby, które przez wiele lat (a zwykle takie sięgają po diety) jedzą codziennie naddawkowe ilości węglowodanów i lipidów w ciągu jednego dnia mają to odrzucić i zastąpić to czymś, czego ich organizm nigdy zbytnio nie używał bo nie ma potrzeby?! To jest dopiero czyste sado- maso. Pomijając subtelny fakt, że dla organizmu jest to jak odwyk (bardzo brutalny) co wiąże się z możliwością szoków insulinowych, nerwobólów, wymiotów, bólów głowy, żołądka, mięśni, osłabieniem, omdleniami, możliwym zawałem serca, wylewem, czy szalonym tempem, jest to czysty, ale bardzo zabójczy strzał w wątrobę i nerki, ponieważ te organy nie są przyzwyczajone do takich ilości białka jakie nagle muszą przetrawić, przerobić, posegregować, opakować i wydalić. Równie dobrze można strzelić sobie w wątrobę z karabinu maszynowego. Ale! wspaniałomyślnie w fazie 'uderzeniowej' są dopuszczone napoje w wersji light, czyli takie, które nie zawierają cukru... może i popularnej fruktozy, glukozy czy sacharozy w nich nie znajdziemy, bo one tego nie zawierają, ale osoba, której brakuje cukru (a raczej jego smaku) sięgając po te napoje wlewa w siebie ogromne dawki słodzików, które sztucznie nadają słodki smak napojom. Aspartam... tak, tak, temat oklepany- popularny środek słodzący, który oprócz tego, że jest 180 razy słodszy od cukru może oprócz słodkiego posmaku zagwarantować nam raka mózgu, żołądka i układu limfatycznego. Pomijam ten (również pomijany) fakt, że aspartam hydrolizuje w naszych organizmach do metanolu... no cóż, nie każdy musi wiedzieć, że metanol jest bardzo silną trucizną w niewielkich dawkach powodującą ślepotę, a w trochę większych, ale dalej niewielkich śmierć. Kogo to obchodzi? ważne, że jest słodki.
     Wracając do fazy mordowania (tzn. uderzeniowej), która musi potrwać minimum 10 dni (nie dziwie się, jakby potrwała np. 40 wątpię, że ktoś by dietę mógł ukończyć- chyba, że w piachu) następuje faza równowagi. Tutaj wspaniałomyślnie można co 2 dni jeść (oczywiście przy codziennym jedzeniu tylko i wyłącznie białek) warzywa. No niby fajnie- w końcu są one średnim, bo średnim, ale jednak magazynem niektórych(!) witamin NIEZBĘDNYCH do życia (dla niedoinformowanych- tak, witaminy są konieczne do życia i nie, organizm nie jest w stanie ich wyprodukować, a przynajmniej nie wszystkich), ale... niektóre (jak nie większość) warzyw spożywanych przez nas jest w co najmniej 50% zbudowana z białek. Więc w sumie wychodzi na to, że do spożywanych białek z fazy uderzeniowej dołączamy kolejne białka, plus minimalną, potrzebną do przeżycia ilość witamin, znikomą ilość cukrów i tłuszczów. Czysta perwersja. Nareszcie przechodzimy do fazy utrwalania wagi- na 1 kilogram stracony powinniśmy przez 10 dni go utrwalać, stąd np. jeśli stracimy 22 kilogramy musimy je utrwalać 220 dni. Możemy pozwolić sobie już na minimalne ilości cukrów, tłuszczy, a nawet [sic!] raz w tygodniu na dowolny posiłek. O ile zakład, że tym posiłkiem będzie super-extra-podwójny-hiper-zestaw z McDonald's itp.? W końcu załóżmy po jakiś 4 miesiącach jak już dojdziemy do tej fazy, czemu by raz na jakiś czas nie nażreć się super-extra-podwójnego-hiper-zestawu... przecież to tylko raz na tydzień. Gdy zbijemy naszą wagę (zakładając, że zwykle osoba chce zbić wagę o co najmniej 15 kilogramów- proste obliczenia mówią, że potrwałoby to około 7 miesięcy, jak nie więcej) dr. Pierre twierdzi, że wchodzimy w fazę "białkowe czwartki". Za cholerę nie wiem, czemu on twierdzi, że powinny być to właśnie czwartki!? Faza ta powinna trwać do końca życia... a jedyne co musisz robić to żreć przez cały tydzień co chcesz (dalej kusi super-extra-podwójny-hiper-zestaw?), a raz na tydzień- właśnie w czwartek- obowiązuje rygorystyczna dieta białkowa.
     Wracając do forumowiczek, które tak bardzo zachwalają te 'cudowną' dietę, przytoczę tutaj kilka fragmentów:

lsiaro: "Każda dieta to ubytek wody. Jeśli chodzi o zakwaszenie, to istnieje coś takiego, jak proszek zasadowy."- pozwolę sobie na mały komentarz- masz rację lsiaro... lepiej jeść proszki, tak dla profilaktyki. Na pewno medykamenty stosowane regularnie są zdrowe.

glorioza1977: "W Dukanie np.nie ma owoców to mnie też denerwowało.Zdrowo to nie znaczy jeść same białko ,bo organizm potrzebuje węglowodanów i dobrych tłuszczy."- brawo, chociaż jedna mądra.

Hedone: "Ja nie narzekam na dietę proteinową, nie mam problemów ze snem, z nerkami, nerwowością, czuję się dobrze, choć stosuję ją już prawie dwa i pół miesiąca."- masz racje, ale powinnaś napisać "teraz nie mam problemów"... to, że ma się szczęści i nie widzi się u siebie żadnych niekorzystnych zjawisk, nie znaczy, że wątroba wysiada, a nerki mają ochotę wyskoczyć z miejsca.

zaneta00005: "co wy widzicie w tej diecie niezdrowego????Badania mam jak noworodek,cholesterol trochę za wysoki,ale też nie robiłam go nigdy wcześniej,to nie wiem jaki był....Schudłam 22,5 kg,to chyba jest zdrowe....a nie chodzący ,dysząco-sapiący hipopotam.Każdy ma swój sposób na schudnięcie,ja go znalazłam w dukanie,świetnie sie  czuję i tego samego życzę każdej Vitalijce na swojej diecie...aby nie była ona męką,tylko przyjemnością!" - cieszymy się razem z Tobą. badania ok dzisiaj... miejmy nadzieję, że wątroba i nerki nie upomni się z czasem i nie odpłaci Ci tych katuszy jakie musiała przechodzić, byś schudła dumnie te Twoje 22,5 kg... jestem ciekawy jak u Ciebie z fazą "białkowych czwartków".

czerwony.kapturek: "najważniejsza zasada diety DUŻO PIJ ale to podstawowa zasada każdej diety i zdrowego odżywiania" - dużo pij- fajnie, ale szczegółem jest, że woda wypłukuje ważne, ważne i jeszcze raz ważne składniki, których dieta Dukana nie dostarcza...

Ja na zakończenie pozwolę sobie zacytować panią Górską:

"- Ta dieta jest straszna! Natura każe jeść wszystkiego po trosze. Białko w nadmiarze może prowadzić do kamicy nerkowej, niewydolności nerek, nadciśnienia, a w skrajnych przypadkach może skończyć się na dializach. Brakuje w tej diecie witamin rozpuszczalnych w wodzie, znajdujących się w warzywach i owocach. Dlatego brakuje nam antyoksydantów wzmacniających odporność, walczących z wolnymi rodnikami, zapobiegających chorobom cywilizacyjnym. Brakuje organizmowi błonnika, co sprzyja zaparciom, zaleganiu w jelitach nie strawionych resztek pokarmowych i metali ciężkich, co może prowadzić w skrajnych sytuacjach do nowotworu. 

Niedobór węglowodanów nie sprzyja organizmowi, ponieważ glukozy z nich pochodzącej potrzebuje mózg. Spada wydolność pracy mięśni, bo brak nam glikogenu pobieranego z węglowodanów. Przy jedzeniu wyłącznie protein w nieograniczonych ilościach może dojść do hiperwitaminozy (nadmiaru witamin rozpuszczalnych w tłuszczach), a z czasem do uszkodzenia wątroby, która je magazynuje. Nadmierne zakwaszanie organizmu może skutkować pojawieniem się dny moczanowej, a także osteoporozy."

małą dygresja... chyba lepiej jeść wszystkiego po trochu i codziennie ćwiczyć przez kilkanaście minut niż mordować organizm... który jednak jest nam przydatny.