środa, 11 lutego 2015

Eksperyment Calhouna- czy to się już dzieje?

Eksperyment Calhouna nie jest zbyt popularnym eksperymentem o którym mówi się w szkołach, czy na wykładach. Szkoda, bo jest to eksperyment o bardzo ciekawej konstrukcji i założeniach. Przeglądałem kilka stron i filmików poświęconych temu eksperymentowi i postanowiłem to wszystko podsumować i opisać.

Zacznę trochę od końca, bo od wniosku- nieograniczony dostęp do pokarmu i  brak zagrożeń powodował wymarcie populacji. Wniosek może nie wydaje się z początku szokujący, ale po przeanalizowaniu szczegółów i odniesieniu ich np. do populacji ludzi daje do myślenia. Oryginalny tekst autorstwa Cahouna znajdziecie tutaj: LINK.

W lipcu 1968 roku, Calhoun przygotował zamkniętą, kwadratową zagrodę o wymiarach około 2,7 metra i wysokości około 1,4 metra. Na każdej ze ścian przygotowanej zagrody umieszczono cztery poczwórne tunele, które wykonano z drucianej siatki. Tunele te prowadziły z dolnej części wybiegu do klatek lęgowych, karmników oraz poidełek z wodą. Przez cały czas trwania doświadczenia (4 lata) dostęp do wody, jedzenia oraz materiału budulcowego na gniazda był nieograniczony. W zagrodzie nieobecne były drapieżniki.

Po wybudowaniu zagrody, wpuszczono do niej cztery pary myszy. Mogły robić wszystko co robią myszy, miały nieograniczone zapasy i nic im nie zagrażało. Jedynym ograniczeniem była możliwość opuszczenia zagrody.

Od dnia 1 w którym w zagrodzie znalazły się cztery samice i cztery samce, aż do dnia 104 populacja nie rosła- była to faza społecznego dostosowania się. Oznacza to, że w tym czasie myszy te przyzwyczajały się do siebie jak i do nowego otoczenia w którym się znalazły. Przez ten okres myszy stworzyły swojego rodzaju podział terytorialny i zaczęły budować gniazda. W 104 dniu pojawił się pierwszy miot.

Od dnia 105 do 314 wystąpiła faza najszybszego wzrostu (okres wykorzystania). W tym czasie średnio okres podwojenia populacji (np. z 16 osobników do 32, następnie do 64 itd.) następował co około 55 dni. Mioty pojawiały się jednak proporcjonalnie do stopnia społecznej dominacji- oznacza to, ze wykształciła się swego rodzaju struktura socjalna. Można to porównać do posiadania uprzywilejowanej pozycji, przez niektóre osobniki. Samce dominujące zajmowały boksy w których koncentrowało się rodzenie nowych osobników. Samce mniej dominujące nie posiadały potomstwa, albo posiadały go w nieporównywalnie mniejszej ilości niż samce dominujące.

Zauważono, że pomimo identyczności każdego z boksów, w niektórych myszy pobierały więcej pokarmu. W trakcie trwania doświadczenia, w miarę wzrostu populacji dochodziło do przeludniania boksów, oraz zauważono, że po przyzwyczajeniu się myszy do stałego dostępu do pokarmu i picia, przestała przeszkadzać obecność innych osobników. Innych znaczących zmian w zachowaniu się myszy nie zauważono, oprócz faktu, że pod koniec trwania fazy, w całej populacji znajdowało się około trzykrotnie więcej osobników niedojrzałych.

W dniu 315 zaczęła się faza stagnacji. Trwała ona do dnia 559. Był to okres równowagi w populacji. Wydłużył się czas podwajania liczebności populacji- z 55 dni do 145. Zaobserwowano stagnację u samców, nawet tych dominujących. Rolę obronną gniazd przejęły samice, które stały się agresywne wobec innym myszom jak i wobec własnego potomstwa. Samice często odstawiały swoje potomstwo od piersi i zmuszały je do opuszczenia gniazda. Przemoc w zachowaniach samic stałą się powszechna- samce niedominujące atakowały się nawzajem. Zaobserwowano agresje wymierzoną wobec określonych osobników.

Zaobserwowano występowanie zachowań homoseksualnych- starsze samce zalecały się do młodszych, przyjmując pozycję uleglejszą. U samic zaobserwowano proces wchłaniania płodów (organizm myszy może wewnątrzmacicznie wchłonąć płód w momencie występowania niekorzystnych warunków zewnętrznych). Pojawiają się pierwsze bezdzietne samice.

W połowie fazy praktycznie wszystkie młode były odrzucane od samic, przez co nie wykształciły się w nich zachowania emocjonalne (tak, myszy też je posiadają).

Zaobserwowano również nadmierne tłoczenie się myszy w boksach. W założeniach doświadczenia, spodziewano się, że brak miejsca w zagrodzie (przewidziano ją na 3840 myszy) będzie głównym czynnikiem limitującym wzrost populacji. Przez nadmierne tłoczenie się w boksach, część z nich pozostawała całkowicie pusta, stąd samice jeśli tylko by chciały, miałyby dogodne warunki do rodzenia potomstwa w niezatłoczonych boksach- mimo wszystko tak się jednak nie stało.

Ostatnia faza- faza wymierania- trwała od 560 dnia do końca eksperymentu, czyli do dnia 1588. W 560 dniu odnotowano koniec wzrostu populacji. Zachodzenie w ciąże samic jest bardzo rzadkie, a nieliczne przypadki porodu kończą się z reguły śmiercią nowonarodzonych osobników. Ostatnie poczęcie odnotowano w 920 dniu.

Zaobserwowano pojawienie się tzw. „samców pięknisiów”- ich jedynym zajęciem było jedzenie, picie, spanie i czyszczenie futerka. Nie przejawiały one zainteresowania innymi samicami albo samcami.

W trakcie trwania ostatniej fazy populacja praktycznie utraciła zdolność do reprodukcji. W momencie, gdy populacja składała się z ostatniego tysiąca myszy, nie przejawiała ona żadnych społecznych zachowań- obca im była agresja, nie znały zachowań prowadzących do reprodukcji. Nie czuły one potrzeby ochrony gniazda i ostatnie osobniki były całkowicie pochłonięte pielęgnowaniem siebie. Stwierdzono, że wszystkie osobniki nadmiernie dbające o siebie, były doskonale zachowanymi przedstawicielami populacji- miały one zdrowe i zadbane ciała, nie chorowały. Nie przejawiały też zachowań seksualnych.

Wnioski płynące z doświadczenia są bardzo istotne i niepokojące. Głównym jaki zauważono był fakt, że w dużej populacji matka mniej dba o swoje gniazdo i młode. Nie wykształcane zostały społeczne zachowania w kolejnych pokoleniach, ponieważ wraz ze wzrostem populacji zaniknęły czynniki edukacyjne i społeczne u młodych. Z powodu nieograniczonej dostępności do pokarmu oraz braku zagrożenia, osobniki nie czuły potrzeby do podejmowania jakichkolwiek zachowań mających na celu pozyskanie zasobów- młode osobniki nie obserwowały u starszych zachowań i nie mogły się ich uczyć, stąd po czasie zachowania te bezpowrotnie ginęły. Najbardziej niepokojącym (moim zdaniem) wnioskiem jest fakt,  że brak wyzwań stopniowo pogarsza zachowanie kolejnych pokoleń i prowadzi to do wymarcia (samozagłady) populacji.

Poniżej przedstawiony jest oryginalny wykres stworzony przez Calhouna, przedstawiający liczebność populacji myszy w czasie trwania doświadczenia. 



Eksperyment kilkukrotnie ponawiano używając innych gatunków tj. szczury. Co do eksperymentu na ludziach nikt go nigdy nie prowadził. Ale czy tylko ja mam wrażenie, że wiele z zachowań można zaobserwować również u ludzi... czy oznacza to, że eksperyment Calhouna na ludziach właśnie trwa? 


poniedziałek, 9 lutego 2015

DrDino.pl - o sztuce manipulacji w wykonaniu kreacjonistów.

Temat Hovinda cały czas odbija mi się echem w głowie. Tym razem wszedłem na jedną ze stron internetowych mniej lub bardziej powiązanych z osobą Hovinda i tematyką kreacjonizmu. Nie będę pisał kolejnego artykułu na ten temat. Chciałem zwrócić uwagę na manipulacje jakimi posługują się kreacjoniści. Już na samym wstępnie  po wejściu na stronę DrDino.pl widać piękny przykład manipulacji- w ramce z lewej strony witryny podany został cytat Dawkinsa. Zdziwiło mnie dlaczego osoba taka jak Dawkins cytowana jest na stronie kreacjonistycznej, ale po chwili stało się jasne. Zdanie, które całkowicie zostało wyrwane z kontekstu brzmi: „Im bardziej nieprawdopodobne statystycznie zdarzenie, tym mniej wiarygodne jest, że zaistniało przypadkiem. Oczywistą alternatywą dla zachodzących zmian jest inteligentny Projektant”. Gdybym nie znał dzieł Dawkinsa, stwierdziłbym, że to kolejny głupkowaty kreacjonista. Przeczytałem kilka jego dzieł, posłuchałem jego wywiadów i jestem bardziej niż pewny kim jest Dawkins i jaki prezentuje światopogląd. Wyrywanie zdań  jest żenującą próbą manipulacji. Poniżej daje screen ekranu ze strony DrDino.pl dnia 9 lutego 2015 roku z zaznaczonym w ramce cytatem. 

Bez wgłębiania się w to kim jest Hovind, oprócz tego że jest skazanym na więzienie za niepłacenie podatków kreacjonistą, przejrzałem stronę DrDino . Jest to mniej lub bardziej propagandowa strona, na której oprócz sklepów z indoktrynującymi książkami i filmami, które można kupić za niezbyt wygórowane kwoty, można znaleźć pytania do Ewolucjonistów.


Zainteresowało mnie to i postanowiłem sprawdzić, czym te pytania są. Okazało się, że to lista 23 pytań, z których bardzo wiele pokrywa się ze sobą. Nie będę odpowiadał na te pytania, bo są one wyjątkowo stronnicze i większość z nich już w samym pytaniu zmusza do przyjęcia, że projektant musi istnieć. Na pytania sformułowane w taki sposób jak na podanej stronie nie da się naukowo odpowiedzieć. 

Może i powinienem, ale nie umiem obok takich manipulacji przejść po prostu obojętnie. 





niedziela, 8 lutego 2015

Kent Hovind, kreacjonizm i inne pokemony.

Nie tak dawno trafiłem na Youtube.com na wykłady niejakiego dr Kenta Hovinda (mam nadzieję że tak się odmienia jego imię i nazwisko). Co mogę powiedzieć o tym wykładach? Jestem przerażony, zszokowany, zasmucony i rozdrażniony. W tym przydługawym artykule „siądę” na jednym z wykładów jakie Hovind zaprezentował. Wykład trwa dwie i pół godziny- zatrważająco długo jak na ilość manipulacji jakie zostały podane. Obejrzałem cały ten wykład (jest to DVD np. 1 pod tytułem „Wiek Ziemi” i całość możecie znaleźć pod linkiem: https://www.youtube.com/watch?v=_lKrE-L0G-8) i stwierdziłem, że nie mogę przejść obok tego obojętnie. Co prawda podjąłem się obejrzenia pozostałych wykładów z tej serii, ale w artykule skupie się głównie na pierwszym wykładzie- a dokładnie na jego małej części! Z czasem być może napiszę artykuły na temat kolejnych wykładów Hovinda. Wybaczcie, że poniżej omówię jedynie około 30 minut wykładu. Ale widząc ile stron zajęło mi opisanie tylko tych 30 minut, po dokładnej analizie ponad dwóch godzin materiału, artykuł byłby zbyt wielki i mało kto dotrwałby do końca.

Jeśli nie macie czasu poświęcić dwóch i pół godziny na wysłuchanie wykładu Hovinda bardzo się cieszę- nie warto. W artykule będę przytaczał konkretne wypowiedzi Hovinda i starał się je wyprostować. Kiedyś pewien czytelnik bloga napisał mi wiadomość, abym nie walczył z kreacjonizmem, ani z ludźmi którzy na siłę podkopują (nieudolnie) wartość i znaczenie nauki bo i tak nie wygram. Faktycznie- może i nie wygram z głupotą ogarniającą ten świat, ale zawsze można starać się wyjaśniać to co kreacjoniści przekręcają po swojemu i na siłę prezentują poglądy przeinaczone, przerobione, albo powołują się na fakty, które od dawna są odrzucone przez naukę. Nie będę rozpisywał się jak głupi jest kreacjonizm bo filmy Hovinda pokazują to lepiej. Ja chciałbym przeprowadzić polemikę z tym co pseudo doktor usilnie wpajał publiczności.

Zacznijmy od przedstawienia postaci Hovinda. Kent E. Hovind nie jest doktorem. Jest to tytuł który on używa, ale nie jest to prawdziwy tytuł naukowy. Nie jest też naukowcem za jakiego się podaje. Ukończył on jedynie nieakredytowany Midwestern Baptist College- czyli tak zwaną fabrykę dyplomów- każdy może tam pójść i po krótkim czasie dostać tytuł doktora edukacji chrześcijańskiej. Nie ma to nic wspólnego z tytułami doktora w zakresie biologii, chemii, biologii ewolucyjnej, czy jakiejkolwiek NAUKI. Mimo wszystko Hovind wygłasza poglądy, które jak sam przekonuje są poglądami naukowymi i stawia siebie jako autorytet naukowy (którym nie jest) w kwestiach ewolucji- mimo że nie jest tajemnicą, że żadnego przygotowania, ani nawet kursu z zakresu podstaw ewolucji nie przeszedł. W skrócie- jest on kreacjonistą, który wiedze na temat ewolucji zaczerpnął może z podręczników dla gimnazjalistów, ale przywłaszczył sobie prawo do krytykowania całej teorii ewolucji nie znając nawet jej szczegółów.

Cechą charakterystyczną Hovinda jest brak wiedzy- „fakty” jakie podaje są wyssane z palca i przeinaczone w sposób by brzmiały tak jak on chce. Faktycznie- jeśli ktoś nie zna teorii ewolucji z bardziej poważniejszych podręczników niż „Biologia dla pierwszej klasy gimnazjum” będzie miał wrażenie, że wszystko co Hovind mówi jest całkowitą prawdą. Niestety nie jest i postaram się to udowodnić na przykładzie tylko wstępu do jego wykładu.

Co bardzo mnie cieszy do 2017 roku Hovind będzie siedział w więzieniu za oszustwa podatkowe.
Ale przejdźmy do konkretnego filmu.

Głównym punktem filmu „wiek Ziemi” Hovinda są zagadnienia związane z ewolucją. Jak podaje osoba wprowadzająca do seminarium, „doktor” Hovind przedstawi dowody na to, że Ziemia nie powstała kilka miliardów lat temu (a jako poparcie będą dowody z Księgi Rodzaju). Robi się poważnie.

Wykład miał miejsce w 2003 roku, ale domyślam się, że od tamtego czasu niewiele zmieniło się w kwestii myślenia Hovinda i głoszonym przez niego poglądów co można potwierdzić wchodząc na strony które są jemu poświęcone. Wystarczy posłuchać też kreacjonistów, którzy jak mantrę powtarzają pierdoły opowiadane przez osoby takie jak Hovind. Co najśmieszniejsze, mało który kreacjonista jest w stanie podać chociaż podstawowe założenia ewolucji, ale nie przeszkadza to w jej krytyce.

Z początku Hovind przedstawia się- mówi już na wstępie, że wierzy w to, że Pismo Święte jest nieomylnym, natchnionym słowem Boga. Na prezentowanym slajdzie można znaleźć informacje, jakoby Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości. Już z pierwszym slajdem z wykładu można polemizować- Pismo święte nie jest książką naukową. Zawsze dziwi mnie dlaczego ludzie traktują te książkę jako coś nadzwyczajnego. Nie chodzi mi o krytykę religii, ale historie zawarte w Biblii są lekko mówiąc fantastyką niskich lotów. Jest to zbiór opowiadań, przypowieści, które zostały spisane przez setki osób na przestrzeni kilkuset lat. Nie jest tajemnicą że Biblię w dzisiejszej postaci kościół jako taki redagował kilkunastokrotnie wprowadzając poprawki mające na celu lepszą manipulacje ludźmi. Na slajdzie pisze wyraźnie, że Biblia jest pożyteczna do nauki- niestety nie ma w niej informacji na temat mitozy, prawach Keplera, strukturze DNA czy funkcji falowej- czytałem i nie znalazłem. Biblia jest też wykrywaczem błędów- nie rozumiem tego fragmentu… zaczyna świecić na czerwono jak znajdzie błąd? Biblia ma być też pożyteczna w wychowaniu w sprawiedliwości- pomijając fakt nawoływania do wszechobecnej nienawiści dla inności.

Mniejsza co Hovind myśli o Biblii, ale wiemy już, że cały wykład i jego przekonania są na niej oparte. Później Hovind mówi o celach wykładu: zwiększenie wiary w słowo boże, nawrócenie osób które nie są jeszcze zbawione, zmotywowanie osób wierzących do podejmowania działań dla boga. Uroczo.

Później są żarty prowadzącego- pominiemy. Następnie Hovind przedstawia siebie, swoją żonę, dzieci oraz to, co zrobiła jego mama po jego urodzeniu i inne rzewne opowiastki. Nuda. Warto wspomnieć że jak sam Hovind mówi- cała jego rodzina- żona, dwaj synowie, córka oraz żony synów i mąż córki pracują dla niego- w dziale księgowości, tworzenia wykładów, sklejania taśm filmowych itp. Niezła szajba. Nie mogę powstrzymać się też od skomentowania sposobu pozyskiwania pieniędzy przez szajkę Hovinda. Jak sam przyznał, zanim zaczął swoją działalność „edukacyjną” powiedział bogu, że przestanie jeśli ten nie zapewni mu pieniędzy. Dowiadujemy się też, że bóg natchnął darczyńców, dzięki którym Hovind miał jak funkcjonować. I teraz albo jego córka, albo bóg władowali go za kratki- siedzi 10 lat za oszustwa podatkowe… córka w księgowości zapomniała zrobić przelew? A może to bóg. Pominę wstępy i przejdę do części wykładu poświęconemu wieku Ziemi.

Po 20 minutach gadania o niczym, Hovind atakuje podręcznik do pierwszej klasy (bo tylko taki przeczytał?) w którym jest napisane: Od czasu powstania, przed 4,5 miliardami lat, Ziemia bardzo się zmieniła. Ja nie widzę w tym zdaniu nic sprzecznego, ani nic niepoprawnego. Oczywiście w ciągu 10 sekund zostałem wyprowadzony z mojej błogiej nieświadomości- Ziemia przecież nie ma 4,5 miliarda lat. Hovind obiecuje, że zaraz przekona mnie jako widza tego smutnego spektaklu, że Ziemia nie może mieć 4,5 miliarda lat.

Dowiadujemy się, że słowo „wyewoluowało” (w kontekście: „życie wyewoluowało”) jest bardzo podchwytliwe. Hovind deklaruje, że odbył 77 debat na uniwersytetach (kto do cholery tam go wpuścił!?) i nauczył się je wygrywać w 5 minut. Przechodzimy teraz płynnie do części „naukowej”.

Hovind podaje, że ewolucja ma wiele znaczeń. Tylko 1 znaczenie według niego ma naukowe wytłumaczenie w które podobno on sam wierzy, a pozostałe 5 znaczeń nie jest naukowych.

Dodaj napis
Pierwsze znaczenie według Hovinda, to „Ewolucja Kosmologiczna”, która mówi o pochodzeniu czasu, przestrzeni i materii, tzw. Wielki Wybuch. Oczywiście hipoteza Wielkiego Wybuchu jest błędna BO Bilbia mówi, że na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. To jest jego krytyka hipotezy Wielkiego Wybuchu. Następnie jest wymijająco- przestrzeń ma trzy wymiary (nie prawda- czwarty wymiar jest czasowy), trójca święta ma trzy osoby, materia ma trzy stany skupienia (nie prawda- znamy 4 stany skupienia), a zawarte jest to rzekomo w słowach na początku, które obalają Wielki Wybuch, bo jak Hovind mówi, nie mógł mieć on miejsca bo i materia i czas musiałyby powstać w jednym czasie z niczego. Koniec jego naukowego wyjaśniania o tym jak błędny jest Wielki Wybuch. W skrócie- słowa w Biblii na początku obalają CAŁĄ teorią Wielkiego Wybuchu. Żart?

Dalej wyróżniony jest kolejny typ ewolucji- Ewolucja Chemiczna. Na slajdzie widzimy podpis- Jeśli przy Wielkim Wybuchu powstał wodór i hel, jak wyewoluowało 105 pozostałych pierwiastków? Najwidoczniej nie doczytał (on i pozostali kreacjoniści) drugiej strony podręcznika do fizyki. Hovind mówi, że wyjaśnienie naukowe mówi o syntezie jądrowej która produkuje pierwiastki do żelaza, a nie dalej, a w końcu znane są ciężkie pierwiastki. Niestety nie doczytał on o wybuchach supernowych. No trudno- wystarczy podręcznik do liceum z fizyki, aby dowiedzieć się co to jest nukleosynteza i poznać szczegóły powstania cięższych od żelaza pierwiastków.

Następnie Hovind mówi o Ewolucji Gwiezdnej. W skrócie o tym jak powstają gwiazdy i planety i jak sam on mówi- nikt nigdy nie widział powstającej gwiazdy. Nie wiem czy już się śmiać czy płakać. Hovind mówi, że obserwujemy wybuchy gwiazd- on sam mówi o supernowej, ale nie doczytał, że to one produkują ciężkie pierwiastki! Mniejsza z tym. Mówi on o obserwowaniu wybuchów, ale nigdy nikt nie widział powstającej gwiazdy. Jakim nieukiem trzeba być, by zakładać, że formowanie gwiazdy- czegoś co waży miliardy miliardy miliardów ton ma trwać ułamek sekundy- tyle co wybuch supernowej. Zostajemy poinformowani, że nikt nie udokumentował powstania gwiazdy. Raczej nie jest to dziwne, jeśli przeczyta się cokolwiek na temat gwiazd- ich masa, wielkość i czas jaki potrzebują do powstania. Nikt nie żył dostatecznie długo by móc zaobserwować narodziny czegoś takiego jak gwiazda!

Czwarte znaczenie to Ewolucja Organiczna- czyli pochodzenie życia. Hovind próbuje kolokwialnie wcisnąć publiczności, że człowiek pochodzi od kamienia. W takie coś chyba nikt nie uwierzy, a żaden naukowiec się z tym nie zgodzi. Nie zostaje ten wątek jednak rozwinięty dalej.

Piąte znaczenie to Makro- Ewolucja- czyli „przemiana jednego rodzaju zwierzęcia w inny”. Hovind podaje ulubiony przez kreacjonistów przykład- czy widzieliście kiedyś psa, który powiłby nie-psa? Dlaczego kreacjoniści chcą w tak tandetny sposób przedstawić ewolucję? Nikt związany z nauką, nigdy! Nie mówił o tym, że z jednego zwierzęcia może wyjść drugie- inaczej- nikt nigdy nie twierdził, że pewnego ciepłego południa małpa powiła człowieka. To kreacjoniści tak przedstawiają całą praktycznie ewolucje gatunków, ale jest to nie prawda i żaden naukowiec się z takim przedstawieniem sprawy nie zgodzi! Mimo wszystko kreacjoniści dalej uważają że jest to ich koronny argument, że teoria ewolucji jest w błędzie… mimo, że teoria ewolucji nawet nie dopuszcza takiej możliwości.

Następnie Hovind urządza quiz- mamy psa, wilka, kojota i banana- które z nich nie pasuje do reszty? Oczywiście odpowiedź banan jest poprawna. Następnie dowiadujemy się, że profesorowie uważają że wszystko „jest tego samego rodzaju”. Nie do końca wiem co autor miał na myśli, ale wydaje mi się, że chodzi o zagadnienie wspólnego przodka. Oczywiście- wilk, pies i kojot do banana raczej nie mają nic wspólnego. Ale schodząc odpowiednio nisko- do genów można znaleźć brzydko mówiąc zajebiście dużo podobieństw. Schodząc po drzewie filogenetycznym w bardzo odległej przeszłości dojdziemy do momentu wspólnego przodka banana z podanymi zwierzętami. Pokrewieństwo zatrważająco dalekie, a wspólny przodek bardzo odległy, ale jednak istnieć musiał na co wskazuje wiele rzeczy- zaczynając od budowy komórkowej organizmu, przez geny (różne dla tych organizmów, ale biochemicznie identyczne), czy chociażby same procesy komórkowe- oddychanie komórkowe, cykl Krebsa, przemiany biochemiczne. Przypadek, że wilk, kojot i banan mają takie same te procesy? Nie- po prostu mają wspólnego przodka, nawet jeśli jest on bardzo daleki.

Ostatnim określeniem podanym przez Hovinda jest mikroewolucja- wariacje w ramach jednego rodzaju. Z tego co zrozumiałem chodzi o to, że w obrębie jednego rodzaju np. psów mogą wystąpić i duże i małe psy. Co w tym dziwnego? Nie wiem. Hovind mówi, że to nie jest ewolucja. Nie jest to zaskakujące, bo faktycznie fakt istnienia i dużych i małych psów w obrębie jednego rodzaju nie jest związane w żaden sposób z ewolucją! Jest to myśl rzucona od tak, która w kontekście starania się o pogrążenie ewolucji idealnie pasuje by wprowadzić więcej zamętu.

Przechodzimy teraz do wieku Wszechświata i Ziemi.

Hovind w charakterystyczny, kpiący sposób mówi, że prawdopodobnie 18-20 miliardów lat temu cała materia została ściśnięta do punktu mniejszego od kropki na końcu tego zdania. Następuje wymowne milczenie, głupia mina i rechot publiczności. Pada jeszcze pytanie „czy wiecie, że ścięli drzewa aby to wydrukować” (o podręczniku naukowym). Kolejny głupawy rechot kreacjonistów. Pomijam fakt, że drzewa ścinali też do drukowania Biblii.

Hovindowi po prostu nie podoba się idea, że Wszechświat powstał z nicości na skutek wybuchu. Hovind pokazuje swoją pełną ignorancję mówiąc „pewnego dnia wybuchłą nicość i o to tu jesteśmy”. Mam nadzieję, że Wy- czytelnicy mojego bloga, znacie fachowe podejście do tematu. Podsyłam link do mojego artykułu w pełni naukowego o tym jak wyglądał Wielki Wybuch i dlaczego nie był wybuchem, co próbuje wcisnąć nam Hovind.

Może już zauważyliście- strategią kreacjonistów jest nadmierne upraszczanie wszystkiego. Przedstawiając Wielki Wybuch jako „wybuch nicości” faktycznie sprawia to wrażenie czegoś śmiesznego. Dopiero studiowanie literatury, poszukiwania odpowiedzi, czy spotkanie z prawami fizyki i równaniami matematycznymi, po długim czasie, dokładnym przestudiowaniu, dają mglisty obraz jak to wygląda, ale wyraźnie pokazują, że nadmierne upraszczanie tak ukochane przez kreacjonistów jest dziecinadą. Brak im argumentów naukowych- jedyne co robią to uproszczenie i wyśmianie, tak by wyglądało to zabawnie. Wystarczy chociaż minimalnie poszperać w podręcznikach, aby przekonać się, że tylko kreacjoniści mówią „wybuch nicości”. Żaden szanujący się naukowiec nie wypowie takiego zdania obarczonego wieloma błędami.

Na tym skończę analizę obiecanego fragmentu wykładu. Jest to zatrważające. Około 20 minut i tyle przekłamań, niedomówień czy po prostu zmyślonych rzeczy. Jeszcze gorzej, że wykładów takich jest więcej i każdy naszpikowany jest podobnymi kretynizmami.

Nie mam nic przeciwko polemice kreacjonizm- nauka jeśli dyskusja odbywa się na poziomie na którym jedna i druga strona ma batalie dowodów naukowych za i przeciw każdej z teorii. Na szczęście dla świata i nieszczęście dla samego siebie, kreacjonizm propagowany jest przez idiotów. Tak- trzeba to nazywać po imieniu. Osoby które propagują kreacjonizm nie mają żadnych podstaw naukowych do jakiejkolwiek dyskusji. Wszystko opierają na dogmatach sprzed kilkuset lat, przekłamanych faktach, albo na nadmiernym uproszczaniu wszystkiego. Jest to przerażające. Śmieszne w gruncie rzeczy, ale straszne jak można dać się zmanipulować. Wiem, że mogą posypać się gromy, że naukowcy manipulują wciskając wszędzie Wielki Wybuch oraz to że ewolucja jest faktem. Przynajmniej naukowcy podają dowody… a nie Biblię jako jedyne źródło prawdy.

Tekst miał za zadanie jedynie przytoczyć to, że istnieją na świecie osoby jak Hovind- i jest ich bardzo dużo. Miał pokazać myślenie kreacjonistów oraz jak łatwo można niewyedukowanym tłumem manipulować. Nie miałem na myśli obrażania uczuć religijnych (i tak mam je w poważaniu), ale o pokazanie, że obok poglądów kreacjonistycznych oraz retoryce stosowanej przez osoby takie jak Hovind nie można przejść obojętnie.


Przypominam o ankiecie na logo strony ;) ==> prawa strona ;)

Czy Kent by się z tym zgodził? 

piątek, 6 lutego 2015

Czas

Dawno nie pojawił się żaden nowy artykuł. Nie będę się tłumaczył- brak czasu i brak weny, po prostu. Obydwa pojęcia- czas oraz wena są efemeryczne i ciężkie do zdefiniowania. A ponieważ obracamy się w tematyce mniej lub bardziej naukowej zatrzymamy się przy pierwszym pojęciu- czas.

Czym jest czas? Nie mam bladego pojęcia. Myślę, że nikt tego nie wie. Wszyscy intuicyjnie możemy powiedzieć czym jest czas, ale definicji, zadowalającej i prawidłowej nikt jeszcze nie wymyślił. Dla fizyki klasycznej czas to pewna wielkość, niezależna od niczego innego- tak jakby „ponad” wszystkimi innymi wielkościami. Czas w fizyce klasycznej płynie- co to znaczy? Nie wiem. Wiem, że w pewnym odcinku czasu (jeśli można tak mówić o czymś czego nie rozumiemy) dzieją się wydarzenia w określonej sekwencji. Ale dalej nie wiemy czym jest czas.

Dla mechaniki relatywistycznej czas to kolejna współrzędna czasoprzestrzeni. Jest to czwarty wymiar. Przeciwnie jak w fizyce klasycznej czas dla fizyki relatywistycznej zachowuje się różnie, a zależy to od układu odniesienia w jakim go rozpatrujemy. Mierząc czas (co mierzymy?- nie wiem) na Ziemi płynie on w pewien sposób, a mierząc go np. na powierzchni Słońca, czy w hipotetycznej rakiecie poruszającej się z prędkością światła, czas płynie inaczej.

Ostatnio coraz głośniej mówi się, że czas to tylko złudzenie, które wynika ze splątania kwantowego. Tu pojawia się nam trzecia wielka teoria- teoria kwantowa. Z grubsza można ująć to tak, że obiekty kwantowe są splątane ze sobą na poziomie kwantowym. Wymusza to fakt, że można dokonać pomiaru na już zdeterminowanym układzie, a to pociąga w konsekwencji fakt, że zegar jako taki nie działa, bo zegar ten „włącza się” dopiero w momencie splątania obiektu z Wszechświatem. Zawiłe? Dla mnie też, dlatego nie będę wchodził w te pokręcone teorię. Inną koncepcją czasu według fizyki kwantowej jest to, że jak pozostałe wielkości tj. energia, czas jest kwantowany- czyli istnieje pewna najmniejsza jednostka w jakiej może coś zajść. Czas w tym znaczeniu nie jest czymś ciągłym, ale jest poszatkowany. Jest to również pokręcona teoria która nie ma dla nas znaczenia w tym momencie.

Obojętnie czy czas to faktyczny stan fizyczny, czy tylko nasze urojenie powstałe na poziomie kwantowym- nie ma to znaczenia- czujemy, że upływa. Nie chcę skupiać się nad czasem samym w sobie, ale nad tym jak bardzo jest on dla nas zwodniczy i jak bardzo nie potrafimy sobie z nim poradzić.

Bez problemu wyobrażamy sobie małe odcinki czasu (czymkolwiek on jest)- 10 sekund, 5 minut, dwie godziny. Nawet dzień, tydzień, miesiąc, rok, może kilka lat. Uogólniając- potrafimy sobie wyobrazić odcinki czasu mniej więcej długości około ludzkiego życia. Raczej nie potrafimy sobie uzmysłowić czasu na dłuższym dystansie. Potrzeba nam do tego pewnych porównań.

Czas życia ludzkiego (przyjmijmy 80 lat) jest dla nas czymś bardzo, bardzo długim. Porównajmy go sobie w odniesieniu do innych czasów. Np. jętki- często ich postacie dorosłe żyją jedynie 1 dzień. Dla nich 80 lat jest czymś niewyobrażalnie wielkim. Hipotetycznie, gdyby codziennie jedna jętka wydała na świat jedną jętkę i zdechła, a ta nowonarodzona jętka żyłaby do następnego dnia wydając kolejną jętkę i następnie zdychając w ciągu roku  z jętki numer 1 pojawiłyby się 365 pokolenia jętek. Nie robi to na nas wrażenia, ale patrząc na życie ludzkie, gdybyśmy założyli, że raz na 80 lat kobieta powija kobietę, która po 80 latach powija kolejną i umiera, to 365 pokoleń (zakładając, że każde pokolenie żyje 80 lat) zajęłoby 29200 lat. Sumerowie- z tego co ja wiem, obecnie uznawany za najstarszy, cywilizowany lud jaki pojawił się na Ziemi pojawił się 2000 lat przed naszą erą- czyli około 4000 lat temu. Kobiety z naszego przykład, które żyją 80 lat i powijają raz na 80 lat 1 potomkinie która żyje 80 lat, musiałyby pojawić się jakieś 3000 lat przed Sumerami, żeby ilość pokoleń można było porównać do ilości pokoleń jętek w ciągu roku. Gdyby równocześnie z naszymi hipotetycznymi kobietami mieli jednodniowe jętki, w ciągu tego czasu, gdy kobiety osiągnęłyby 365 pokoleń, jętki sięgnęłyby 10658000 pokoleń, a na to ludzie potrzebowaliby 852640000 lat! Jest to prawie jedna czternasta wieku Wszechświata, a już na pewno jedna czwarta wieku Ziemi.

A no właśnie- kiedym mówimy o wieku Ziemi, zatrzymajmy się przy nim. Koronnym argumentem (zaborczych (durnych)) kreacjonistów jest twierdzenie, że Ewolucja nie mogła się wydarzyć tak jak myślimy, że się wydarzyła bo nie było na to czasu. Uprościmy nasze liczenie i załóżmy, że Ewolucja miała „jedynie” 4 miliardy lat.

Faktycznie- „4 miliardy lat” szału nie robią. Zapiszmy to jako 4 000 000 000 lat. Dalej- wydaje się niewiele. Gdzieś na jakimś forum, na którym toczyła się debata na temat Ewolucji przeczytałem, że przykładowo jeśli jakiś gatunek ewoluował w ciągu 2 milionów lat (z jednej postaci do drugiej), to 4 miliardy lat to jest za mało by wszystkie organizmy mogły w takiej obfitości w jakiej je znamy ewoluować. Są tutaj 2 zasadzki- po pierwsze organizmy ewoluują razem w tym samym czasie. Często kreacjoniści chcą przedstawić Ewolucję jako łańcuszek- jeden gatunek ewoluował, skończył i następny zaczął. To nie prawda- gatunki nie mogą przestać ewoluować i co najważniejsze, gatunki ewoluują równolegle!

Wracając do twierdzenia że 4 miliardy to za mało jeśli przykładowy gatunek X potrzebował 2 miliony lat. Policzmy- 4 miliardy podzielimy na 2 miliony. Daje nam to 2000. Co to oznacza? Oznacza to nie mniej ni więcej jak to, że w ciągu 4 miliardów lat, gatunek który potrzebował na ewolucję np. jakiejś cechy 2 miliony lat, miałby czas aby zrobić to 2000 razy- oczywiście tak się nie da, ale to tylko przykład.

Może brzmi to zawile, ale zróbmy to na przykładzie nas ludzi- tak po prostu łatwiej jest nam to sobie wyobrazić. Nie będziemy wychodzili zbyt daleko, bo można się pogubić. Cofnijmy się jedynie 200 000 lat temu- gdy według Teorii Wyjścia z Afryki, Homo erectus dał początek współczesnym ludziom. Ok.-stało się to 200 000 lat temu. Załóżmy, że przez 200 000 lat z osobnika Homo erectus wykształcił się współczesny człowiek z iPad’em w lewej i iPhone’em w drugiej ręce. Potrzebowaliśmy aż (tylko) 200 000 lat. Ile razy w ciągu 4 miliardów lat moglibyśmy wyewoluować? 20000 razy. Słownie- dwadzieścia tysięcy razy. Wyobrażasz sobie to? Ja nie. Z istot które bardziej przypominają małpy w ciągu 200 000 lat powstał współczesny człowiek jakiego każdy zna bo sam nim jest. W ciągu istnienia Ziemi mogło się to wydarzyć dwadzieścia tysięcy razy! Jeśli Ewolucja potrzebowała tylko 200 000 lat by z prymitywnego człowieka wyewoluować istotę zdolną do lotów w kosmos, podglądającą atomy, która może władać środowiskiem to w ciągu 4 miliardów lat Ewolucja miała wystarczająco dużo czasu by powołać do życia miliony (może miliardy) innych gatunków, które ewoluowały, powstawały i wymierały.


Czas jest pojęciem bardzo subiektywnym- co raczej widać. Zależnie od tego z jakiej perspektywy na niego patrzymy może on być zbyt mały dla naszego postrzegania, albo zbyt długi byśmy mogli o nim swobodnie myśleć. Pozostaje jeszcze problem, czym on jest? 

Post ten był zlepkiem raczej luźnych myśli i tak należy go traktować ;)