|
Wiem, że jest to ilustracja komórki. Ale zdjęcie to nie znalazło
się tutaj przypadkowo ;-) |
Zanim cokolwiek zaczniesz czytać- po prawej stronie tekstu jest pasek zakładek. Zachęcam do wybrania pierwszej zakładki po prawej i kliknięcia głosu w mini ankiecie. Dziękuję. ;-)
A co mi tam. Długo nie chciałem publikować tego artykułu, ponieważ jest on częścią znacznie szerszej opowieści nad którą pracuję, ale postanowiłem, że podzielę się z Wami przynajmniej częścią tekstu, z którego naprawdę jestem dumny, ponieważ myślę, że udało mi się w sposób w miarę prosty przedstawić bardzo ważne i trudne do zrozumienia zagadnienie jakim jest Wielki Wybuch. Dla krytyków- jestem w 100% autorem poniższego tekstu. Mam nadzieję, że z podobną satysfakcją jak ja przejdziecie przez zagadnienie Wielkiego Wybuchu i przynajmniej w małym stopniu poznacie jego prawdziwą naturę.
Na początku nie było nic, ani materii, ani energii, żadnych
oddziaływań, żadnego dźwięku, błysku ani trzasku. Czas nie płynie- on po prostu
nie istnieje. „Nagle znikąd pojawia się kula ognia, mniejsza od atomu i zaczyna
się szybko rozszerzać”- oto pierwsza pułapka, która czeka nas w trakcie
odkrywania czym był Wielki Wybuch. Po pierwsze nie było żadnego ognia- skąd
miałby się on wziąć, jeśli nie było w tedy nawet atomów, które są składnikami
ognia? Po drugie (ważniejsze!) nie było żadnej kuli. Ludzie często wyobrażają
sobie Wielki Wybuch jako zdarzenie punktowe, które miało miejsce w określonym
miejscu we Wszechświecie. To jest podstawowy błąd, który nastręcza w toku
dalszych przemyśleń wielu paradoksów. Wielki Wybuch nie mógł być punktowym wydarzeniem w przestrzeni- bo
przestrzeni nie było. Musimy zdać sobie sprawę, że przed zajściem
najważniejszego zdarzenia jakie miało miejsce, nie było nic. Dosłownie nic.
Nie
było czasu, ani przestrzeni w której coś mogło by się rozegrać. Podobnie
utożsamianie Wielkiego Wybuchu jako gigantycznej eksplozji jest błędem,
ponieważ sugeruje nam, że coś musiało wybuchnąć, a cała reszta dzięki temu
mogła się rozszerzać. Takie myślenie po pierwsze narzuca nam tezę, że cała
reszta rozszerzała się w gotowej przestrzeni, oraz co gorsza narzuca nam
istnienie ‘centrum Wszechświata’, a jak wiadomo takie centrum nie istnieje.
Wielki Wybuch zatem nie był punktową eksplozją. Powinniśmy go bardziej
utożsamiać jako gwałtowne rozszerzanie się całej przestrzeni. W najbardziej
pierwszym ze wszystkich momentów w historii Wszechświata, gdy z ‘nicości’
wyłoniła się przestrzeń zaczęła się ona bardzo szybko rozszerzać we wszystkich
wymiarach- przyjmujemy, że oprócz naszych 3 wymiarów przestrzennych i jednego
czasowego istnieją inne wymiary co potem wyjaśnia nam tak niską wartość siły
grawitacji obecnej w naszym Wszechświecie. W momencie, gdy z nicości wyłoniła
się osobliwość, która powstała bez powodu zaczęła się historia Wszechświata.
Mówię tutaj, że zjawisko to nie miało przyczyny, ponieważ fluktuacje kwantowe
jakie w tedy musiały zaistnieć zdarzają się czasem bez określonej przyczyny i
celu. Jedno jest pewne- to co wtedy powstało było tworem, którego nie
potrafimy i przez bardzo długo czas nie będziemy mogli sobie nawet wyobrazić.
Przestrzeń zaczęła się szybko rozszerzać. W powstałej wtedy
„przestrzeni”- znacznie mniejszej od pojedynczego atomu- obecna była bardzo
silnie skondensowana energia. Na samym początku nie istniała żadna materia,
ponieważ warunki jakie wtedy panowały „rozpuściłyby” nawet najmniejsze i
najtrwalsze cząstki elementarne. Bardzo ciężko jest opisywać zjawiska jakie
zachodziły w momencie Wielkiego Wybuchu, ponieważ działy się one bardzo szybko
w obecności nadzwyczajnie wysokich temperatur, ciśnień oraz gęstości, ale
postaramy się prześledzić krok po kroku co działo się w pierwszych sekundach po
Wielkim Wybuchu.
Tak jak już było powiedziane- na początku nie było nic. Z
tego ‘nic’ wyłoniła się niesamowicie mała przestrzeń, wypełniona energią o
potężnej temperaturze i gęstości. Dopiero od momentu wyłonienia się z nicości
tej małej, gorętszej o tryliardy tryliardów stopni niż wnętrze Słońca
struktury, możemy mówić, że zaczął płynąć czas, jaki my znamy. Stan tej
struktury był bardzo niestabilny i nie mógł trwać wiecznie… stąd trwał zaledwie
10-43 sekundy. W czasie Plancka -czyli właśnie w czasie od 0 do 10-43 sekundy- z energii
uformowały się cztery podstawowe siły natury, złączone w jedną supersiłę. Tymi
czterema siłami były: siła grawitacji, oddziaływania elektromagnetyczne oraz
dwa rodzaje sił jądrowych- silnych i słabych. W okresie 0- 10-43
sekundy, w tym szczególnym okresie w dziejach Wszechświata, który już nigdy potem
nie nastąpił i prawdopodobnie tak się nie stanie, wszystkie te siły były
złączone w jedną wielką siłę. Dzisiaj stan złączenia tych oddziaływań w jedno
nazywa się teorią wielkiej unifikacji (GUT) (z wyłączeniem siły grawitacji, która do GUT się nie zalicza, ale w okresie chwili po Wielkim Wybuchu, była ona prawdopodobnie połączona z trzema siłami, które są już w teorii GUT uwzględnione). Teoria ta łączy w sobie
chromodynamikę kwantową (teorię opisującą oddziaływania silne czyli teoria
kwantowa pola) oraz teorię oddziaływań elektrosłabych (teorię mówiącą o
oddziaływaniach elektrosłabych i elektromagnetycznych). Według symetrii GUT
teoria oddziaływań elektrosłabych opisuję wpływ tych oddziaływań na wszystkie
cząstki będące fermionami (cząstki materii tj. kwarki), które zgodnie z
chromodynamiką kwantową wymieniają między sobą cząstki zwane bozonami (gluony,
bozony pośredniczące, fotony).
Ponieważ atmosfera jaka panowała w chwili istnienia supersymetrii
GUT nie pozwalała na istnienie materii po okresie Plancka (czyli w czasie 10-43
– 10-36 sekundy) nastąpił rozłam czterech oddziaływań.
Pierwsza oddzieliła się grawitacja (jest to poza GUT- pamiętajmy, że GUT nie ujmuje w sobie siły grawitacji, mimo wszystko prawdopodobnie była ona włączona w jedną supersiłę). Reszta pozostała spleciona w dalszym ciągu (to już jest typowo GUT).
W tym momencie należy zająć się przez chwilę hiperprzestrzennością
Wszechświata. W momencie wyłonienia się z nicości przestrzeni, możemy mówić, że
przestrzeń ta była wielowymiarowa. Możemy tak mówić- bo tak faktycznie było!
Początkowa przestrzeń zawierała prawdopodobnie dziesięć wymiarów. W momencie
gdy istniała jeszcze symetria GUT, w temperaturze ponad 1032K
dziesięć wymiarów przenikało się, ale w momencie oddzielenia się od GUT siły
grawitacji dziesięć wymiarów również uległo załamaniu. Z dziesięciowymiarowej
przestrzeni pozostała czterowymiarowa, jaką dzisiaj znamy i w której żyjemy.
Pozostałe sześć wymiarów prawdopodobnie uległo niewyobrażalnemu zwinięciu i
jedynym kontaktem z tamtymi wymiarami są struny, które opisuje teoria
superstrun.
W kolejnym przedziale czasowym trwającym od 10-36
do 10-35 sekundy oddzieliły się od siebie pozostałe oddziaływania-
jako kolejne oddzieliły się oddziaływania silne, a splecione pozostały ze sobą
oddziaływania słabe i elektromagnetyczne (nazwane oddziaływaniami
elektrosłabymi)- nastąpił rozłam chromodynamiki kwantowej oraz oddziaływań
elektrosłabych. Na samym końcu nastąpił rozłam oddziaływań jądrowych słabych od
oddziaływań elektromagnetycznych. Teraz kiedy mamy już podwaliny całego
Wszechświata zaczęła się nowa era- era inflacji kosmologicznej. W tym momencie
chciałbym pomówić na temat podstawowych czterech siłach rządzących
Wszechświatem i sześciu liczbach, które stanowią rusztowanie rzeczywistości.
Zacznijmy jednak od omówienia oddziaływań. Pierwszą weźmy
grawitację, ponieważ ona jako pierwsza oddzieliła się od symetrii GUT. Obok
elektromagnetyzmu jest to oddziaływanie, które ma nieograniczony zasięg w
przestrzeni. Po prostu oddziałuje bez ograniczeń odległościowych. Pomimo tego,
że zasięg oddziaływania grawitacyjnego jest nieskończony (co oznacza, że przedmioty
ustawione od siebie w nieskończonej odległości między nimi i tak na siebie
oddziałują grawitacyjnie), grawitacja jest najsłabszą siłą. Gdyby porównać ją
do oddziaływania najsilniejszego (zwanego silnym), którego wartość przyjmiemy
za 1, grawitacja w takim wypadku oddziałuje 1038 razy słabiej. Każde
znane oddziaływanie posiada swój własny nośnik. Z wyjątkiem grawitacji, znamy
nośniki oddziaływań silnych, słabych i elektromagnetycznych. Nie wiemy, czy
grawitacja posiada swój nośnik, ale podejrzewamy, że w istocie istnieją nośniki
siły grawitacji i nazywamy je grawitonami. Grawitony zachowywałyby się podobnie
jak fotony w oddziaływaniach elektromagnetycznych- rozchodziłyby się w
przestrzeni, tworząc swoistą falę, czyli odkształcenie przestrzeni. Teorie zakładają,
że każdy obiekt mający masę wytwarza dookoła siebie pole grawitacyjne- podobnie
jak naładowany elektron roztacza dookoła siebie pole elektrostatyczne. Pole to
zbudowane jest z kwantów będących właśnie hipotetycznymi cząstkami-
grawitonami. Kwanty, w tym wypadku grawitony, są to najmniejsze porcje energii,
czy najmniejsza porcja czegoś co może z czymś innym oddziaływać. Z obecnego
stanu wiedzy wynika, że grawitacja może jedynie przyciągać obiekty do siebie,
ale cały czas prowadzone są badania nad hipotetycznym zjawiskiem odpychania się
obiektów, przez oddziaływania grawitacyjne.
Prawdopodobnie kolejne oddzieliły się oddziaływania silne.
Jak sama nazwa wskazuje są to najsilniejsze ze znanych nam oddziaływań, ale
działają na małe odległości bo zaledwie na odległości 10-15m- nie
dalej niż obrąb protonu albo neutronu. Nie bez powodu wspominam tutaj o
protonach i neutronach, ponieważ to właśnie w ich wnętrzach możemy obserwować
działanie oddziaływań silnych. Siły te działają wiążąco na kwarki, antykwarki i
gluony, czyli dzięki tym siłą możliwe jest istnienie trójek kwarkowych wewnątrz
protonów i neutronów. Kwarki sklejone są ze sobą, ponieważ bezustannie
wymieniają się cały czas cząsteczkami nazwanymi gluonami. Gluony są to właśnie
nośniki oddziaływań silnych. Kwarki „rzucają” w siebie różnymi gluonami, które
tworzą pole sił kolorowych. Dlaczego pole sił kolorowych? Ponieważ każdy gluon
przenosi ładunek kolorowy. Nie chodzi tutaj o kolor taki jaki my postrzegamy.
Mówiąc, że gluon przenosi ładunek czerwony, nie oznacza to, że jest to jakieś
oddziaływanie, które wygląda na czerwony. Kolor gluonów, podobnie jak zapach
kwarków to pewne właściwości. Fizycy badający takie cząsteczki mają bardzo
bujną wyobraźnie, stąd pewnie wzięli podobne nazwy. Ładunek koloru jest czymś
podobnym do ładunku elektrycznego- jest właściwością cząsteczki. Kwarki
wewnątrz protonu i neutronu bez przerwy wymieniają się gluonami, przez co same
zmieniają swoje właściwości: neutron zbudowany jest z trzech kwarków: dwóch
kwarków dolnych i jednego górnego. Kwarki wymieniając się gluonami przechodzą w
swoje różne formy np. kwark górny przechodzi w kwark dolny i na odwrót, ale
całość struktury pozostaje niezmienna.
Wymiana gluonów w hadronach (inna nazwa dla protonów i
neutronów) wiąże kwarki w nierozerwalną całość, co przejawia się niezwykłym
zjawiskiem- w miarę oddalania się od siebie kwarków, oddziaływanie pola
kolorowego nasila się. W „normalnych” warunkach im dalej znajdują się od siebie
ciała, tym słabiej na siebie oddziałują. W oddziaływaniach silnych jest
inaczej. Rozsuwanie kwarków od siebie powoduje naprężanie się pola sił
kolorowych co przejawia się zwiększaniem jego energii. Jest to niezwykłe
zjawisko, ponieważ chcąc rozerwać kwarki, produkujemy je: energia potrzebna na
rozerwanie pola sił kolorowych jest tak wielka, że przekształca się w masę i w
momencie rozsunięcia od siebie kwarków z dostarczonej energii „krystalizują” kwarki
dopełniające i tworzą się nowe trójki kwarkowe.
Wyjaśniliśmy sobie co trzyma protony i neutrony same w sobie.
Nie wspomnieliśmy o tym, że oddziaływanie silne trzyma protony i neutrony we
wnętrzach atomów sklejone ze sobą. Jak już wspomnieliśmy wymianie gluonów
towarzyszy zmiana kolorów cząstek, ale proton/ neutron jako całość pozostaje
kolorowo obojętny. Istnieje jednak zjawisko wymiany gluonów między kwarkami
dwóch różnych protonów i neutronów w obrębie jądra atomowego. Sąsiadujące ze
sobą protony i neutrony wymieniają się gluonami, a ich kolor pozostaje
obojętny. Pociąga to za sobą kolejne konsekwencje- większe jądra z wielką
liczbą protonów i neutronów stają się niestabilne, ponieważ oddziaływania silne
działają na bardzo niewielkich odległościach.
Pozostały nam jeszcze sklejone ze sobą oddziaływania słabe i
elektromagnetyczne. Ich sklejony twór nazywamy oddziaływaniem elektrosłabym,
które opisuje teoria Małej Unifikacji. Oddziaływania słabe oddzieliły się od
oddziaływań elektromagnetycznych na samym końcu, ale czym są oddziaływania
słabe?
Jest to oddziaływanie o drugiej najsłabszej (obok grawitacji)
sile i najmniejszym zasięgu. Siła oddziaływania słabego jest około miliard razy
słabsza od oddziaływania silnego. Ciężko jest wytłumaczyć, czym jest
oddziaływanie słabe. Mniej więcej jest to oddziaływanie, które umożliwia
zachodzenie niektórych rozpadów, tj. rozpad neutronu na proton, przez emisję
specjalnej cząsteczki. Tą specjalną cząsteczką jest bozon W, a w innym wypadku
może być to bozon Z. Są to cząsteczki przenoszące oddziaływania słabe. W tym
momencie trzeba powiedzieć o kolejnej właściwości cząstek- o zapachu. Jest to
kolejna właściwość, taka jak ładunek elektryczny, kolor czy spin. Wszystkie
wcześniej omawiane oddziaływania (plus oddziaływanie elektromagnetyczne) odbywa
się bez zmiany zapachu cząstki. Inaczej mówiąc, kwarki wymieniające się
gluonami mogą zmieniać kolor, ale nie zmieniają zapachu. Żeby mogła nastąpić
zmiana zapachu cząsteczki, potrzeba do tego rozpadu słabego, czyli pośrednika w
postaci bozonu W albo Z. Możemy za przykład wziąć promieniowanie jądrowe beta,
które jest najlepszym przykładem oddziaływania słabego. Jeden z dolnych kwarków
neutronu, zmienia się na kwark górny, emitując przy tym bozon W- ,
który prawie natychmiast zamienia się w elektron i antyneutrino.
Ostatnim typem podstawowych oddziaływań rządzących
Wszechświatem są oddziaływania elektromagnetyczne, które podobnie jak
oddziaływanie grawitacyjne ma nieskończenie daleki zasięg, a jego siła jest
wyższa od energii oddziaływania słabego, ale niższa od oddziaływania silnego. Pośrednikiem
oddziaływania elektromagnetycznego jest foton. Oddziaływanie to jest silnie
widoczne między cząstkami naładowanymi takimi jak elektrony w atomie, które bez
przerwy wymieniają się fotonami, ale mogą również pochłonąć foton spoza atomu,
przez co zwiększa się ich energia i przeskakują na wyższe orbity atomu.
Powrotowi elektronu na orbitę niższą towarzyszy emisja fotonu o określonej
długości fali. Mówimy tutaj o długości fali, ponieważ foton w tym samym czasie
zachowuje się jak cząsteczka i jak fala co tłumaczy korpuskularno- falowa
teoria dualizmu. Fotony są między innymi odpowiedzialne za to, że możemy
obserwować inne przedmioty. Fotony odbijają się od przedmiotów, a dzięki temu,
że posiadają określoną długość fali wpadają do naszego oka i są wyłapywane
przez receptory, dzięki czemu możemy zobaczyć kształt i barwę przedmiotu.
Fotony odpowiedzialne są również za to, że odczuwamy ciepło Słońca.
Zanim przejdę do omawiania ery inflacji kosmologicznej
chciałbym poświęcić jeszcze chwilę na uwagę „Sześciu liczbom” („Sześć liczb” to
książka napisana przez Martin’a Rees’a w której dokładnie opisał on liczby i
ich powiązania, które ja przedstawiam tutaj pobieżnie), które są swoistym
przepisem naszego Wszechświata. W momencie gdy rozdzieliły się od siebie
wszystkie oddziaływania i symetria GUT przestała istnieć ustaliły się wartości
liczbowe pewnych liczb, które opisują dlaczego nasz Wszechświat wygląda tak, a
nie inaczej.
Pierwszą ważną liczbą, jest liczba wyrażająca stosunek sił
elektromagnetycznych do siły grawitacji. Można to przedstawić na zasadzie dwóch
elektronów, znajdujących się w jakiejś odległości od siebie. Ponieważ elektrony
oddziałują na siebie za pomocą swoich pól elektrostatycznych, starają się od
siebie oddalić, ponieważ posiadają taki sam ładunek, a jak wiadomo-
jednoimienne ładunki się odpychają. W tym samym czasie, z uwagi na fakt, że
obydwa elektrony posiadają pewną masę, działa na nie siła grawitacji. Siła ta
jest zdecydowanie za mała, aby przezwyciężyć oddziaływanie elektrostatyczne.
Stosunek ten jest niewyobrażalnie
wielki, w porównaniu do innych wielkości
i wynosi
N=
1 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000-
co oznacza, że siła grawitacji jest o tyle razy mniejsza od oddziaływania
elektrostatycznego. Gdyby stosunek ten był zaburzony o chociażby jedno 0 nasz
Wszechświat nie byłby taki sam. Wiemy, że gdyby zabrakło w tym stosunku kilku
0, dzisiaj, nasz wszechświat byłby znacznie mniejszy. Zdarzają się jednak
sytuacje, że to grawitacja przebija siły elektromagnetyczne i zaczyna przeważać
i dominować. Podczas rozpatrywania obiektów małych takie jak atomy, ziarenka
piasku, zwierzęta, czy nawet planety wielkości Ziemi, możemy pominąć wpływy
grawitacyjne, ponieważ w skali małej dominują siły elektromagnetyczne. Jednak,
gdy skalę powiększymy do rozmiarów Słońca, do głosu dochodzi grawitacja. W
małej skali decydujące znaczenie mają ładunki elektryczne posiadane przez
cząsteczki. Jak wiemy, oddziaływania grawitacyjne między cząsteczkami są tak
małe, że praktycznie nie da się ich zmierzyć, natomiast cząsteczki potrafią
silnie oddziaływać na siebie za pomocą pól elektrostatycznych. Zależnie od
znaku ładunku cząsteczki, mogą się one odpychać, albo przyciągać. Grawitacja
działa zawsze przyciągająca. Wraz ze zwiększaniem obiektu, zwiększa się ilość
cząsteczek w jego wnętrzu. Każda kolejna cząsteczka to dodatkowa porcja masy,
która generuje siły grawitacyjne. Gdy cząstek jest wystarczająco dużo- jak na
przykład w Słońcu, ich wspólna masa jest tak wielka, że potrafią one generować
siłę grawitacyjną, która może przeważać nad siłami elektrostatycznymi. Oznacza
to, że Słońce powinno się skurczyć, pod działaniem siły własnej grawitacji.
Stałoby się tak, gdyby we wnętrzu Słońca zwolniły procesy jądrowe, które
wytwarzają tak potężne siły, że są wstanie przeciwstawić się sile zgniatającej
grawitacji. Dlaczego ten stosunek jest tak istotny i w momencie, gdyby zabrakło
w nim kilki zer nasz świat jaki znamy, nie mógłby istnieć.
Zmniejszenie stosunku oznaczałoby zmniejszenie masy
potrzebnej do przejęcia kontroli przez grawitację. Oznacza to, że grawitacja
działałaby zdecydowanie silniej, niż w sposób w jaki my to obserwujemy.
Przykładowo- zmniejszając stosunek o 6 zer spowodowałoby wzrost siły grawitacji
nad siłami elektrostatycznymi o milion razy, co oznacza, że ilość atomów
potrzebna do zbudowania Słońca, byłaby o milion razy mniejsza, ponieważ ta nowa, mniejsza ilość generowałaby taką
samą siłę grawitacji jak obecna masa. Podobnie byłoby z Ziemią- po zmniejszeniu
stosunku siły grawitacji do sił elektrostatycznych o 6 zer, masa Ziemi byłaby
milion razy mniejsza niż jest obecnie. Podobnie z innymi obiektami. Po
zmniejszeniu stosunku byłoby w konsekwencji przyspieszeniem wszystkich procesów
tj. powstanie galaktyk, czy zachodzenie reakcji jądrowych we wnętrzu Słońca.
Zmniejszyłyby się też odległości między ciałami niebieskimi w kosmosie. Po
zmniejszeniu stosunku o 6 zer, czyli zwiększeniu siły grawitacji o milion razy,
orbity planet zmalałyby o milion razy, a czas istnienia Słońca również uległby
skróceniu. Biorąc pod uwagę nasze Słońce- zdążyłoby się ono wypalić, zanim na
Ziemi powstałyby nawet prymitywne formy życia. Od momentu powstania Słońca w
naszym świecie do dzisiaj minęło około 4,5 miliarda lat. W świecie o
zmniejszonym o 6 zer stosunku grawitacji do sił elektrostatycznych, Słońce
osiągnęłoby swój obecny stan po upływie 4,5 tysiąca lat.
Jądra atomowe zbudowane są z protonów i neutronów. Oddziałują
one na siebie siłą, której wartość wynosi E=0,007. Jest to ‘druga liczba’
budująca nasz świat. Gdyby liczba ta na samym początku stworzenia zawahała się
nawet o drobny ułamek swojej wartości cały Układ Okresowy pierwiastków
chemicznych nie mógłby istnieć, a słońca nie mogłyby zapłonąć. Zastanówmy się,
skąd jednak wzięła się liczba E.
Przyglądając się procesom jądrowym zachodzącym we wnętrzu
Słońca, obserwujemy, że energia wyzwalana jest w momencie łączenia dwóch
protonów i dwóch neutronów w jądra helu. Z prostych równań fizycznych wynika,
że podczas syntezy jąder helu 99,3% masy pozostaje niezmienna, a jądro helu
jest o 0,7% lżejsze od masy poszczególnych elementów, które tworzą to jądro.
Oznacza to, że te 0,7% zostało uwolnione w postaci energii, a 0,7% to 0,007,
czyli liczba E, określająca jaki ułamek masy paliwa przekształca się całkowicie
w energię. Liczba E określa jedynie syntezę helu, ponieważ w wyniku syntezy
cięższych pierwiastków uwolniona zostaje mniejsza energia, która nie wpływa
znacząco na czas życia gwiazdy- w momencie wyczerpania zapasów do syntezy helu,
czas życia gwiazdy gwałtowanie się skraca, ponieważ gwiazda nie jest w stanie
produkować tyle energii, która podtrzymywała ją przed zgniatającą siłą
grawitacji. Zastanówmy się jednak, co by się stało, gdybyśmy pozmieniali sobie
wartości E np. na 0,005 i na 0,010. Aby wyjaśnić co by się stało, gdyby, musimy
przyjrzeć się procesowi syntezy jąder helu we wnętrzu Słońca. Informacje te
będą również cenne w późniejszych etapach niniejszej książki, gdy będziemy
dyskutowali o powstaniu i działaniu Słońca.
Reakcje termojądrowe, inaczej znane jako reakcje fuzji
jądrowej, czyli zjawiska zachodzące we wnętrzu gwiazdy mogą zachodzić na dwa
sposoby. Jądra helu mogą powstawać w cyklu protonowym, któremu się przyjrzymy,
oraz w cyklu węglowo- azotowo- tlenowym.
Cykl protonowy nie jest jednostopniową reakcją. Składa się na
niego szereg pięciu reakcji, które następują po sobie w odpowiedniej
kolejności. W pierwszym etapie, we wnętrzu Słońca, potrzebujemy dwóch jąder
wodoru- czyli protonów. Wodoru na Słońcu jest bardzo dużo- miliardy miliardów
ton, stąd z dostępem do wodoru nie ma problemu. Ale zaraz… do reakcji
potrzebujemy protony, czyli jądra wodoru, a my mamy do dyspozycji wodór, czyli
proton i okrążający go elektron. Zanim zacznie się fuzja jądrowa, musimy
obedrzeć wodór z powłoczki elektronowej. Nie jest to trudne. Robimy to w
laboratoriach. W podwyższonej temperaturze może nastąpić jonizacja atomu, czyli
oderwanie od jego jądra elektronu. Ponieważ wodór składa się tylko z protonu i
elektronu, potrzeba trochę większej energii, ale z uwagi, że temperatury na
Słońcu wahają się od około 3 milionów Kelwinów na powierzchni, aż po 13600000
milionów Kelwinów we wnętrzu, stąd z jonizacją wodoru na elektron i proton nie
ma problemu. Z uwagi na ogromne temperatury panujące na Słońcu proton uzyskuje
ogromną energię kinetyczną i zaczyna poruszać się z ogromną prędkością. Bardzo
szybko jednak trafia na inny proton powstały w taki sam sposób. Tutaj dzieją
się rzeczy podobne, jak te które dzieją się na autostradzie, gdy zderzają się
ze sobą dwa auta pędzące ponad sto kilometrów na godzinę- dochodzi do wielkiej
(w mikroskali) kolizji i wymianie swoich elementów- w tym wypadku cząsteczek
subatomowych. Protony dosłownie zlewają się ze sobą i mieszają swoje cząsteczki
subatomowe, dzięki czemu powstaje dwór będący jądrem deuteru, neutrino i
pozyton. Jądro deuteru składa się z neutronu i protonu. Wydaje się to dziwne,
ponieważ dwa zderzające się protony mają tak jakby dwa ładunki dodatnie, a
produkt zderzenia ma jeden ładunek dodatni i jedną cząsteczkę bez ładunku.
Gdzie więc podział się nadmiar ładunku dodatniego? Otóż zabrał go ze sobą
pozyton, który jest cząsteczką antymaterii, dokładniej jest to elektron, ale z
ładunkiem dodatnim. Pozyton daleko nie ucieknie. Prawie od razu spotyka po
drodze jakiś samotny elektron i następuje przedziwne zdarzenie- anihilacja.
Zawsze, gdy antymateria spotyka materię, następuje jej całkowita anihilacja,
czyli unicestwienie dwóch cząstek i wydzielenie najczystszej postaci energii
jaką można sobie wyobrazić. Proces ten zachodzi ze stu procentową wydajnością. W
czasie mniejszym od miliardowej, miliardowej, miliardowej sekundy zderzający
się pozyton i elektron uwalniają energię w postaci dwóch fotonów promieniowania
gamma, które z prędkością światła uciekają w przestrzeń kosmiczną. Wróćmy
jednak do naszego jądra deuteru. Deuteron również rozpędzany jest do ogromnych
prędkości, zyskując tym samym ogromną energię i w pewnym momencie zderza się z
jądrem wodoru- protonem. Ponownie dochodzi do kolizji, w wyniku której powstaje
jądro helu-3 oraz zostaje ponownie wypromieniowany kwant gamma, który zabiera
ze sobą część energii. Nie jest to jednak ten hel o który nam chodzi, ponieważ
powstały w tej reakcji posiada dwa protony i jeden neutron, a wersja o którą
nam chodzi posiada po dwa protony i neutrony. W ostatnim etapie jądra helu-3
znowu są rozpędzane, aż do momentu, gdy dwa takie jądra spotkają się, a przez
wymianę cząsteczek subatomowych powstaje jądro helu-4 (czyli to o które nam
chodzi), oraz odtwarzają się dwa protony. Przyglądając się całemu procesowi
widzimy, że potrzeba do niego czterech protonów, aby mogła powstać jedna
cząsteczka helu. Jak już wcześniej było powiedziane- masa końcowego produktu-
czyli jądra atomu helu, jest o 0,7% masy lżejsza niż masa tworzących go
składników nie będących ze sobą połączonymi. Liczba 0,007 jest wartością stałą
określającą jaki ułamek materii przekształcony został e energię, którą ukradły
np. wypromieniowane kwanty promieniowania gamma.
Gdyby jednak zmniejszyć wartość E do 0,005, okazałoby się, że
już pierwszy etap procesu- zderzenie dwóch protonów nie dałoby rezultatów,
ponieważ uwolniłyby one zbyt mało energii, aby mogły się ze sobą połączyć dając
deuteron. W takich warunkach niemożliwa stałaby się fuzja jądrowa, a nigdzie we
Wszechświecie nie zaświeciłaby ani jedna gwiazda. Gdyby jednak wartość E
podnieść do 0,01, silne oddziaływania między cząsteczkami byłyby tak silne, że
w wyniku fuzji jądrowej uwolniona zostałaby znacznie większa energia. Wartość E
można utożsamiać również z energią z jaką oddziaływania silne sklejają cząstki
wewnątrz atomów. W normalnych warunkach protony odpychają się tak mocno, że nie
jest możliwe powstanie jądra helu bez udziału neutronów, które tak jakby
sklejają ze sobą protony, ponieważ wartość E jest na tyle za mała, aby protony
mimo odpychania elektrostatycznego mogły się ze sobą skleić (stąd też
wcześniejszy wniosek, że gdyby wartość E zmalała jeszcze bardziej, klej byłby
jeszcze słabszy i cząstki subatomowe, po prostu by się ze sobą nie kleiły).
Gdyby E wzrosła, klej międzycząstkowy zostałby umocniony i mimo odpychania,
protony mogłyby się ze sobą łączyć bez udziału neutronów. Gdyby tak było, tuż
po Wielkim Wybuchu, wszystkie protony, które w nim powstały posklejałyby się ze
sobą i nie byłaby możliwa fuzja jądrowa, ponieważ całe potrzebne paliwo by nie
istniało.
Liczba trzecia, czyli
parametr kosmologiczny Ω mówi nam o rozkładzie gęstości
materii we Wszechświecie. Dzisiaj wiemy, że gęstość Wszechświata to około 9,9 ×
10−30 gramów na centymetr sześcienny. Gdyby wartość ta, która została
ustalona już w erze Plancka miała minimalnie inną ilość, Wszechświat być może
nigdy nie wszedłby w fazę inflacji kosmologicznej, albo nie powstałyby żadne
znane nam zagęszczenia materii tj. galaktyki. Przyjrzyjmy się jednak trochę
bardziej tej wielkości. Obecna gęstość Wszechświata wynosi około jeden atom na
metr sześcienny. Cała reszta to pustka. Sama wartość Ω w sobie nie jest jednoznacznie rozkładem
materii, a jedynie stosunkiem gęstości materii do gęstości krytycznej. Wartość
Ω określa co stanie się ze Wszechświatem, zależnie od tego czy jesteśmy powyżej
jedności, czy poniżej. Przyjrzyjmy się tej stałej uważniej, ponieważ jest to
stała, która nie ma wartości, ponieważ wartość nie jest do teraz znana- wiemy,
że jakaś istnieje, ale nie mamy pojęcia ile wynosi. Żeby w pełni zrozumieć idee
Ω musimy wiedzieć czym jest gęstość krytyczna.
Gęstość
krytyczna, jest to taka gęstość materii w przestrzeni kosmicznej, jaką miałby
Wszechświat o zerowej krzywiźnie i płaskiej geometrii przestrzennej. Jest to
dość zawiłe stwierdzenie, podobnie jak zawiły jest wzór i wartość gęstości
krytycznej. Dla uproszczenia wywodu, przyjmijmy, że gęstość krytyczna jest to
taka gęstość, która stanowi pewną granicę i decyduje o tym co stanie się z
Wszechświatem. Gdy porówna się do siebie wartość gęstości Wszechświata i
gęstości krytycznej otrzymujemy wartość Ω. Gdy wartość Ω jest mniejsza od 1
Wszechświat będzie się wiecznie rozszerzał, gdy wartość ta przekroczy 1, w
którymś momencie rozszerzanie Wszechświata ulegnie spowolnieniu, zatrzymaniu i
cofnięciu, a wszystko skurczy się do pierwotnego stanu osobliwości. Obecne
badania wskazują, że Wszechświat będzie rozszerzał się w nieskończoność,
ponieważ Ω wynosi około 1/25.
Liczba ℷ mówi o sile ‘kosmicznej
antygrawitacji’ czyli sile, która zmusza Wszechświat do ciągłego rozszerzania
się. Nie widać tego w skali lokalnej, ponieważ fakt rozszerzania przestrzeni
widać w skali, której dolna granica to około miliard lat świetlnych. Bardzo
ważnym elementem kosmicznej układanki jest bardzo znikoma wartości liczby ℷ. Gdyby wartość ta była wyraźnie większa nigdy
nie doszłoby do powstania galaktyk, a Wszechświat mógłby się już dawno
skurczyć. Wiemy natomiast, że w miarę jak przestrzeń będzie się dalej
rozszerzała wartość ℷ będzie prawdopodobnie rosła, aż do
momentu w którym przeważy ona resztę sił i nastąpi faza wielkiego kurczenia
(inaczej Wielkiego Kolapsu). Nie jest to oczywiście pewne, ponieważ coraz
więcej danych świadczy o tym, że Wszechświat będzie rozciągał się w nieskończoność.
Przedostatnią
liczbą jest Q, która prezentuje stosunek dwóch głównych energii panujących we
wczesnym etapie istnienia Wszechświata, oraz energii, które spotykamy dzisiaj-
grawitacja i energia rozproszenia jakiegoś układu. Q wynosi około 1/ 100 000. Świadczy ona o
zaburzeniach jakie pojawiły się w momencie wielkiej anihilacji. Gdyby wartość
ta była inna niż jest świat albo nigdy nie posiadałby żadnej materii, albo
byłby zdominowane przez gigantyczne czarne dziury.
Ostatnią
liczbą jaka stanowi ‘przepis na nasz Wszechświat’ jest licha D, która wynosi 3.
Mówi ona o ilości wymiarów przestrzennych jakie posiada nasza rzeczywistość.
Oczywiście wiemy, że istnieje dla nas jeszcze czwarty wymiar, ale jest to
wymiar czasowy, a nie przestrzenny. Jak już mówiłem wcześniej z pozostałymi
sześcioma wymiarami, które zostały zwinięte podczas stworzenia mam ‘’kontakt’’
za pomocą superstrun.
Superstruny
są strukturami o długości Plancka (10-35m), które drgają z
odpowiednią częstotliwościom w 10 wymiarach. Częstotliwość z jaką drga struna
utożsamiana jest z cząstką jaka w wyniku tych drgań powstaje. Ja skłaniam się z
teorią, że drgania superstrun są tak wysokoenergetyczne, że energia tych drgań
zgodnie ze wzorem E=mc2 w naszych wymiarach przestrzennych
manifestuje swoją obecność jako cząstka elementarna; np. jedne struny drgające
z określoną częstotliwością mają taką energię, która pozwala manifestować im
się jako kwarki, a inne mają energię, która manifestuje się jako fotony.
Ale
po co mowa o czterech podstawowych siłach i sześciu liczbach? Dlaczego to
wszystko jest tak istotne do zrozumienia Wielkiego Wybuchu i tego co się
później działo? Odpowiedź jest bardzo prosta- te cztery siły i sześć liczb są
przepisem na nasz Wszechświat. Tylko dzięki temu, że wszystko jest tak idealnie
dopasowane nasz Świat jest taki jaki jest i można powiedzieć, że działa. Może
to prowadzić do fałszywej hipotezy, że coś, albo ktoś nastroił wszystko w tak
idealny sposób. Oczywiście jest to fałszywa hipoteza, ponieważ jest czystym
przypadkiem, że prawa fizyki są takie, a nie inne.
Wróćmy
natomiast do momentu 10-35 sekundy po stworzeniu w momencie, gdy
wszystkie oddziaływania są już od siebie oddzielone. Można powiedzieć, że
kryształ stworzony ze wszystkich sił rozpadł się, a całość struktury która w
tedy została narodzona jest już nastrojona. W czasie biliardowych biliardowych
sekundy zostały stworzone wszystkie podwaliny fizyki, matematyki i chemii,
powstały wszystkie prawa i ustaliły się wszystkie wartości jakie znamy i jakie
poznamy.
10-35
sekundy po stworzeniu Wszechświat jest za mały by cokolwiek mogło w nim zajść.
W okresie od 10-35 do 10-32 sekundy cała przestrzeń,
która była mniejsza o miliardy miliardów razy od atomu powiększyła się do
rozmiarów piłki bejsbolowej. Przyrost w okresie od 10-35 do 10-32
sekundy o ponad 1050 razy, był największym powiększeniem przestrzeni
w historii całego Wszechświata.
Teoria
inflacji kosmologicznej uważa, że przed wejściem w fazę inflacji Wszechświat
miał średnicę około 10-52metra, czyli był zdecydowanie mniejszy od
najmniejszych cząstek elementarnych. Masa Wszechświata wynosiła w tedy zaledwie
kilka gramów. Energia wydzielona w procesie inflacji kosmologicznej była tak
wielka, że mogła powstać z niej materia. Wyjaśnienie procesu inflacji kosmologicznej
jest bardzo skomplikowane, ponieważ wymaga stosowania tutaj pojęć związanych z
fizyką kwantową. Na chwilę przed inflacją Wszechświat był w fazie fałszywej
próżni. Jest to teoria, która może łączyć się również z tym dlaczego nasz
Wszechświat w ogóle powstał. Próżnią nazywa się obszar przestrzeni, w którym
nie ma żadnej cząstki, czyli energia danego obszaru jest w swoim minimum.
Teoria strun zakłada, że istnieją inne wszechświaty o niższej energii niż
energia próżni w naszym Wszechświecie. Nasz Wszechświat może się teoretycznie
rozpaść, tworząc taki nowy wszechświat, w którym pozornie z niczego powstałyby
nowe cząstki elementarne. Pojęciem fałszywej próżni nazywamy zjawisko, gdy w
danym momencie określony stan kwantowy znajduje się w swoim minimum
energetycznym i nic tego minimum nie może obniżyć, ale gdzieś obok tego stanu
jest stan, który znajduje się w jeszcze większym minimum. Pozornie dla
pierwszego stanu jest on w momencie ‘właściwej próżni’ ale jest ona fałszywa,
bo istnieje inny stan o jeszcze niższej energii.
W
momencie gdy nasz Wszechświat znajdował się w momencie fałszywej próżni,
wartości skalarne pól Higgsa są w swoim minimum, przez co po ich rozpadzie
następuje zjawisko prawdziwej próżni. W tym procesie zwanym zjawisko
tunelowania zostało stworzone ujemne ciśnienie, które spowodowało, że objętość
Wszechświata mogła rosnąć, bez zmniejszenia jego gęstości. Dla objaśnienia
zjawisko tunelowe dla fizyki klasycznej jest paradoksem, ponieważ łamie zasady
zachowania energii. O zjawisku kwantowego tunelowania mówi się, gdy dana
cząstka o określonej energii może przeskoczyć przez barierę potencjału o
energii wyższej. Teoretycznie i logicznie jest to niemożliwe- to tak jakby
lecący komar chciał przebić betonowy mur. Nie będę tutaj rozwodził się na temat
działania tego zjawiska, ale musimy przyjąć za fakt, że jest ono możliwe,
chociażby z tego względu, że wykorzystujemy je w technice.
Wracając
do inflacji. W momencie Gdy Wszechświat był w stanie fałszywej próżni na skutek
kwantowego tunelowania wytworzyło się ujemne ciśnienie, które spowodowały
wzrost objętości Wszechświata, bez zmiany gęstości pierwotnego tworu. Musimy
cały czas pamiętać, że nastąpiło rozszerzanie przestrzeni, a nie miejsca w
przestrzeni. To przestrzeń z wielkości mniejszej od wielkości składowych jądra
atomu powiększyła się do rozmiarów piłki bejsbolowej i z obliczeń wynika, że
stało się to z prędkością większą od prędkości światła.
Teoria
inflacji jest bardzo kuszącą teorią ponieważ wyjaśnia ona 3 podstawowe problemy:
podobieństwo, gładkość i płaskość Wszechświata. Mówiąc, że Wszechświat jest
płaski nie mamy na myśli dosłownej płaskości w wyobrażeniu Wszechświata jako
stołu. Mamy na myśli to, że dwie równoległe wiązki światłą poruszające się w
przestrzeni zawsze pozostaną równoległe. Wiązki te biegną po membranie
czasoprzestrzennej. Membranę tą możemy potraktować dosłownie jak gumową
powierzchnie, w której ciężkie obiekty odkształcają ją. Oczywiście trzeba
pamiętać, że w rzeczywistości Wszechświat ma trzy wymiary przestrzenne, dlatego
porównanie czasoprzestrzeni do membrany obarczone jest sporym błędem. Teoria
inflacji wyjaśnia również idealny rozkład promieniowania mikrofalowego
Wszechświata we wszystkich jego kierunkach. Stanowi to również dowód, że nie ma
centrum Wszystkiego. Promieniowanie mikrofalowe tła, inaczej promieniowanie
reliktowe ma temperaturę 2,73 stopni Kelwina i jest mikrofalową pozostałością
Wielkiego Wybuchu. W momencie stworzenia Wszechświat był bardzo gorący, potem w
miarę rozszerzania i stygnięcia pozostały w nim fotony o określonej długości
fali. Inflacja kosmologiczna wyjaśnia dlaczego obszary Wszechświata, które są
położone tak daleko od siebie, że nie są wstanie porozumiewać się w żaden
sposób mają te samą temperaturę poświaty. Inflacja wyjaśnia też problem
gładkości, czyli dlaczego galaktyki są porozrzucane w przestrzeni równomiernie.
Przejdźmy
teraz do czasu będącego erą po wielkiej inflacji kosmologicznej. Zdarzyła się
tam bardzo ważna rzecz. Z „obłoków” energii o gęstości 1070 gram na
centymetr sześciennych i temperaturze 1028 K wykrystalizowały się
najbardziej podstawowe z podstawowych budulców materii i antymaterii.
Temperatura była na tyle niska, że zgodnie z równaniem Einsteina z energii
krystalizowały się struktury takie jak kwarki, antykwarki, leptony, antyleptony
i inne. Stała się tam jeszcze jedna bardzo ważna rzecz- asymetria. Z
niewiadomych powodów w tamtym czasie między ilościami materii i antymaterii
wystąpiła różnica. Jeszcze przed wejściem w erę inflacji rozegrała się wielka „bitwa”
między materią i antymaterią. Jak wiemy materia spotykająca się ze swoim
odpowiednikiem- antymaterią- ulega anihilacji czyli całkowitemu przekształceniu
w promieniowanie. W bilardowych ułamkach sekund materia anihilowała z
antymaterią. Na szczęście istniała w tedy mała nierównowaga między nimi i to co
do dzisiaj obserwujemy w kosmosie- galaktyki, gwiazdy, komety i nas samych
jesteśmy pozostałościom po tej wielkiej „bitwie”. My i to wszystko co widzimy
jesteśmy tą nieznaczną nadwyżką materii nad antymaterią.
Później
nastąpiła era hydronowa trwająca od 10-12 do 10-4 sekundy.
Temperatura spadła wtedy z 1015 do 1013 stopni Kelwina a
gęstość Wszechświata wynosiła około 1017 grama na centymetr
sześcienny. Z materii tworzonej jedynie przez kwarki i leptony zaczynają
powstawać pierwsze cząstki elementarne takie jak protony i neutrony.
Temperatura jest już na tyle niska, że nie ulegają one „wyparowaniu”. Protony
podobnie jak i neutrony złożone są z trzech kwarków. Protony mają w swoim
składzie dwa kwarki górne i jeden dolny, a neutrony dwa kwarki dolne i jeden
górny. Powstanie protonów i neutronów było możliwe, gdy kwarki zbijały się w
trójki, które zaczęły wymieniać między sobą gluony- cząstki odpowiedzialne za
istnienie oddziaływań jądrowych słabych. W czasie, gdy z kwarków powstają
protony i neutrony zaczynają powstawać cząstki innego rodzaju- leptony (do
których w tamtym czasie można głownie zaliczyć neutrina). Obecnie neutrina nie
oddziałują z materią prawie w ogóle, ponieważ jest ona dla nich przezroczysta.
W erze hadronowej, materia była tak zagęszczona, że neutrina bardzo intensywnie
oddziaływały z powstającymi cząstkami.
W
okresie od 10-4 sekundy do 10 sekund gdy temperatura spada z 1013
do 1010 a gęstość nie przekracza 104 grama na centymetr
sześcienny zaczynają z energii krystalizować się pozostałe elementy tj.
elektrony, pozytony (między elektronami i pozytonami w tym samym czasie zaszła
anihilacja z ponowną nadwyżką elektronów nad pozytonami). Gęstość Wszechświata
spada na tyle, że staje się on przezroczysty dla neutrin, które przestają
oddziaływać z materią. Era ta nazywa się erą leptonową- z uwagi na powstanie
znacznych ilości elektronów. Następną erą jest era nukleosyntezy trwająca około
17 minut. Temperatura spadła do około 10 000 stopni Kelwina a gęstość do 1
grama na centymetr sześcienny. W tych warunkach oddziaływania silne wiążą
protony i neutrony w jądra helu i znikome ilości jąder litu i berylu. Po
upływie około 1000 sekund od Wielkiego Wybuchu rozpadowi ulegają samotne
neutrony. W ciągu najbliższych 380 tysięcy lat temperatura będzie spadać do
około 3000K. W takich warunkach powstają pierwsze niezjonizowane atomy.
Przestrzeń wypełniona jest głównie wodorem, oraz mniejszą ilością helu, litu i
berylu. Mniej więcej w okresie owych 380
tysięcy lat wartość promieniowania mikrofalowego spada do temperatury znanej
nam dzisiaj.
Możemy
powiedzieć, że u schyłku 380 tysięcy lat po Wielkim Wybuchu zakończyła się
pewna faza, w wyniku której powstały podwaliny praw fizyki oraz materia
budująca nasz Wszechświat. Kolejne 14 miliardów lat jest opowieściom, którą
znamy o wiele lepiej. Kolejne rozdziały opowiadają o powstaniu pierwszych
gwiazd, skupisk galaktyk oraz nas samych.
Zachęcam do komentowania, przekazywania dalej i odwiedzania Facebook'a !