Dawno nie pojawił się żaden nowy
artykuł. Nie będę się tłumaczył- brak czasu i brak weny, po prostu. Obydwa
pojęcia- czas oraz wena są efemeryczne i ciężkie do
zdefiniowania. A ponieważ obracamy się w tematyce mniej lub bardziej naukowej
zatrzymamy się przy pierwszym pojęciu- czas.
Czym jest czas? Nie mam bladego
pojęcia. Myślę, że nikt tego nie wie. Wszyscy intuicyjnie możemy powiedzieć
czym jest czas, ale definicji, zadowalającej i prawidłowej nikt jeszcze nie
wymyślił. Dla fizyki klasycznej czas to pewna wielkość, niezależna od niczego
innego- tak jakby „ponad” wszystkimi innymi wielkościami. Czas w fizyce klasycznej
płynie- co to znaczy? Nie wiem. Wiem, że w pewnym odcinku czasu (jeśli można
tak mówić o czymś czego nie rozumiemy) dzieją się wydarzenia w określonej
sekwencji. Ale dalej nie wiemy czym jest czas.
Dla mechaniki relatywistycznej
czas to kolejna współrzędna czasoprzestrzeni. Jest to czwarty wymiar. Przeciwnie
jak w fizyce klasycznej czas dla fizyki relatywistycznej zachowuje się różnie,
a zależy to od układu odniesienia w jakim go rozpatrujemy. Mierząc czas (co
mierzymy?- nie wiem) na Ziemi płynie on w pewien sposób, a mierząc go np. na
powierzchni Słońca, czy w hipotetycznej rakiecie poruszającej się z prędkością
światła, czas płynie inaczej.
Ostatnio coraz głośniej mówi się,
że czas to tylko złudzenie, które wynika ze splątania kwantowego. Tu pojawia
się nam trzecia wielka teoria- teoria kwantowa. Z grubsza można ująć to tak, że
obiekty kwantowe są splątane ze sobą na poziomie kwantowym. Wymusza to fakt, że
można dokonać pomiaru na już zdeterminowanym układzie, a to pociąga w
konsekwencji fakt, że zegar jako taki nie działa, bo zegar ten „włącza się”
dopiero w momencie splątania obiektu z Wszechświatem. Zawiłe? Dla mnie też,
dlatego nie będę wchodził w te pokręcone teorię. Inną koncepcją czasu według
fizyki kwantowej jest to, że jak pozostałe wielkości tj. energia, czas jest
kwantowany- czyli istnieje pewna najmniejsza jednostka w jakiej może coś zajść.
Czas w tym znaczeniu nie jest czymś ciągłym, ale jest poszatkowany. Jest to
również pokręcona teoria która nie ma dla nas znaczenia w tym momencie.
Obojętnie czy czas to faktyczny
stan fizyczny, czy tylko nasze urojenie powstałe na poziomie kwantowym- nie ma
to znaczenia- czujemy, że upływa. Nie chcę skupiać się nad czasem samym w
sobie, ale nad tym jak bardzo jest on dla nas zwodniczy i jak bardzo nie potrafimy
sobie z nim poradzić.
Bez problemu wyobrażamy sobie
małe odcinki czasu (czymkolwiek on jest)- 10 sekund, 5 minut, dwie godziny.
Nawet dzień, tydzień, miesiąc, rok, może kilka lat. Uogólniając- potrafimy
sobie wyobrazić odcinki czasu mniej więcej długości około ludzkiego życia.
Raczej nie potrafimy sobie uzmysłowić czasu na dłuższym dystansie. Potrzeba nam
do tego pewnych porównań.
Czas życia ludzkiego (przyjmijmy
80 lat) jest dla nas czymś bardzo, bardzo długim. Porównajmy go sobie w
odniesieniu do innych czasów. Np. jętki- często ich postacie dorosłe żyją
jedynie 1 dzień. Dla nich 80 lat jest czymś niewyobrażalnie wielkim.
Hipotetycznie, gdyby codziennie jedna jętka wydała na świat jedną jętkę i zdechła,
a ta nowonarodzona jętka żyłaby do następnego dnia wydając kolejną jętkę i następnie
zdychając w ciągu roku z jętki numer 1
pojawiłyby się 365 pokolenia jętek. Nie robi to na nas wrażenia, ale patrząc na
życie ludzkie, gdybyśmy założyli, że raz na 80 lat kobieta powija kobietę,
która po 80 latach powija kolejną i umiera, to 365 pokoleń (zakładając, że
każde pokolenie żyje 80 lat) zajęłoby 29200 lat. Sumerowie- z tego co ja wiem,
obecnie uznawany za najstarszy, cywilizowany lud jaki pojawił się na Ziemi
pojawił się 2000 lat przed naszą erą- czyli około 4000 lat temu. Kobiety z
naszego przykład, które żyją 80 lat i powijają raz na 80 lat 1 potomkinie która
żyje 80 lat, musiałyby pojawić się jakieś 3000 lat przed Sumerami, żeby ilość
pokoleń można było porównać do ilości pokoleń jętek w ciągu roku. Gdyby
równocześnie z naszymi hipotetycznymi kobietami mieli jednodniowe jętki, w
ciągu tego czasu, gdy kobiety osiągnęłyby 365 pokoleń, jętki sięgnęłyby 10658000
pokoleń, a na to ludzie potrzebowaliby 852640000 lat! Jest to prawie jedna
czternasta wieku Wszechświata, a już na pewno jedna czwarta wieku Ziemi.
A no właśnie- kiedym mówimy o
wieku Ziemi, zatrzymajmy się przy nim. Koronnym argumentem (zaborczych
(durnych)) kreacjonistów jest twierdzenie, że Ewolucja nie mogła się wydarzyć
tak jak myślimy, że się wydarzyła bo nie było na to czasu. Uprościmy nasze
liczenie i załóżmy, że Ewolucja miała „jedynie” 4 miliardy lat.
Faktycznie- „4 miliardy lat”
szału nie robią. Zapiszmy to jako 4 000 000 000 lat. Dalej-
wydaje się niewiele. Gdzieś na jakimś forum, na którym toczyła się debata na
temat Ewolucji przeczytałem, że przykładowo jeśli jakiś gatunek ewoluował w
ciągu 2 milionów lat (z jednej postaci do drugiej), to 4 miliardy lat to jest
za mało by wszystkie organizmy mogły w takiej obfitości w jakiej je znamy
ewoluować. Są tutaj 2 zasadzki- po pierwsze organizmy ewoluują razem w tym
samym czasie. Często kreacjoniści chcą przedstawić Ewolucję jako łańcuszek-
jeden gatunek ewoluował, skończył i następny zaczął. To nie prawda- gatunki nie
mogą przestać ewoluować i co najważniejsze, gatunki ewoluują równolegle!
Wracając do twierdzenia że 4
miliardy to za mało jeśli przykładowy gatunek X potrzebował 2 miliony lat.
Policzmy- 4 miliardy podzielimy na 2 miliony. Daje nam to 2000. Co to oznacza?
Oznacza to nie mniej ni więcej jak to, że w ciągu 4 miliardów lat, gatunek
który potrzebował na ewolucję np. jakiejś cechy 2 miliony lat, miałby czas aby
zrobić to 2000 razy- oczywiście tak się nie da, ale to tylko przykład.
Może brzmi to zawile, ale zróbmy
to na przykładzie nas ludzi- tak po prostu łatwiej jest nam to sobie wyobrazić.
Nie będziemy wychodzili zbyt daleko, bo można się pogubić. Cofnijmy się jedynie
200 000 lat temu- gdy według Teorii Wyjścia z Afryki, Homo erectus dał początek współczesnym ludziom. Ok.-stało się to
200 000 lat temu. Załóżmy, że przez 200 000 lat z osobnika Homo erectus wykształcił się współczesny
człowiek z iPad’em w lewej i iPhone’em w drugiej ręce. Potrzebowaliśmy aż
(tylko) 200 000 lat. Ile razy w ciągu 4 miliardów lat moglibyśmy
wyewoluować? 20000 razy. Słownie- dwadzieścia tysięcy razy. Wyobrażasz sobie
to? Ja nie. Z istot które bardziej przypominają małpy w ciągu 200 000 lat
powstał współczesny człowiek jakiego każdy zna bo sam nim jest. W ciągu
istnienia Ziemi mogło się to wydarzyć dwadzieścia tysięcy razy! Jeśli Ewolucja
potrzebowała tylko 200 000 lat by z prymitywnego człowieka wyewoluować
istotę zdolną do lotów w kosmos, podglądającą atomy, która może władać
środowiskiem to w ciągu 4 miliardów lat Ewolucja miała wystarczająco dużo czasu
by powołać do życia miliony (może miliardy) innych gatunków, które ewoluowały,
powstawały i wymierały.
Czas jest pojęciem bardzo subiektywnym-
co raczej widać. Zależnie od tego z jakiej perspektywy na niego patrzymy może
on być zbyt mały dla naszego postrzegania, albo zbyt długi byśmy mogli o nim
swobodnie myśleć. Pozostaje jeszcze problem, czym on jest?
Post ten był zlepkiem raczej luźnych myśli i tak należy go traktować ;)
Spotkałem się z poglądem, że czasu nie ma - jest tylko wieczne Teraz, w ramach którego przedmioty i ich układu podlegają przemianom. Przeszłość stanowi złudzenie, bo tego co było nie ma; przyszłość to iluzja wynikła z przykładania symetrii do pamięci, ale to co się nie zdarzyło, nie istnieje. Istnieje zatem tylko teraz.
OdpowiedzUsuńPomysłów na zdefiniowanie czasu jest mnóstwo. W sumie przedstawienie większej ilości koncepcji byłoby ciekawym pomysłem na kolejny artykuł ;)
OdpowiedzUsuńJeśli czujesz, że nie radzisz sobie z emocjami, polecam skorzystanie z oferty na https://psycholog-ms.pl/pomoc-psychoterapeutyczna/. Ich profesjonalizm i indywidualne podejście sprawiają, że proces terapii jest skuteczny i daje realne rezultaty.
OdpowiedzUsuń