środa, 19 września 2012

Gej, lesbijka i stara szafa.


Do napisania tego artykułu skłonił mnie tekst pochodzący z książki "50 teorii genetyki, które powinieneś znać", autorstwa Mark'a Henderson'a, którą dostałem w prezencie i za którą bardzo dziękuje pewnej osobie. Krótki tekst zamieszczony w owej książce, którą można nabyć w Naszym zaprzyjaźnionym Antykwariacie  przedstawia ogólny problem tematyki homoseksualizmu. Ja chciałbym ten problem rozwinąć, przedstawić poglądy różnych grup ludzi i religii na ten temat. Chciałbym też zahaczyć o podstawy biologiczne związane z homoseksualizmem.


Kilka cytatów z komentarzem.

"Moralnie niedopuszczalna jest jednak prawna aprobata praktyki homoseksualnej. Rozumieć tego, kto grzeszy, kto nie jest w stanie wyzwolić się z tych tendencji, nie jest jednoznaczne ze zmniejszeniem wymagań natury moralnej.(...) wraz z uchwałą Parlamentu Europejskiego zażądano uprawomocnienia nieporządku moralnego. Parlament ten niesłusznie nadał wartość prawną zachowaniom dewiacyjnym, niezgodnym z Bożym planem”.- Jan Paweł II, rozważania przed modlitwą Anioł Pański, 20 lutego 1994 r. Czytając fragment całej modlitwy jaką zafundował w 1994 Jan Paweł II, jeden z najbardziej wybitnych ludzi pokoju, dobroduszny dziadek, wielki autorytet oraz przywódca (można użyć tutaj słowa dyktator) jednej z największych religii świata, świadczy o wielkim zacofaniu kościoła (jako społeczności ludzi). Można powiedzieć, że obecny 'kościół' tworzony jest przez kastę rządzącą- czyli wszystkich mężczyzn siedzących w Watykanie na czele z papieżem, oraz na warstwę 'plebsu' (księża niżsi rangą oraz ludzie wierzący). Kasta rządząca w tym wypadku trzymana jest twardą ręką przez autorytet papieża, a plebs robi to co 'góra' rozkaże. Cytowany fragment uderza nie ze względu na homofobiczny charakter. Słowa wypowiedziane przez Jana Pawła II uderzają, ponieważ mówi to głowa kościoła 'siejącego dobro, miłość, tolerancję, pocieszenie cierpiącym, wskazujący drogę zagubionym...' i kilka innych dennych określeń. Jeśli kościół ten (pozwolę sobie pisać nazwę kościół z małej litery, bo nie mam do niego najmniejszego szacunku) sieje miłość, radość i dobroć to dlaczego głowa tego kościoła jest nadrzędnym homofobem, na którego słowo, wiele innych omamionych i nieświadomych ludzi zacznie wierzyć, że homoseksualizm jest choroba?! Jeśli w kręgu normalnych, świadomych ludzi, ktoś powie o homoseksualistach ''dewiaci" (Dewiacja jest to zaburzenie zachowań seksualnych czasami uznawanych za niebezpieczne. Wraz z postawieniem przez Jana Pawła II homoseksualizmu w kategoriach dewiacji, homoseksualizm został postawiony na równi z pedofiliom) prawdopodobnie reszta rozmówców oburzy się i delikatnie poprawi tego kogoś, natomiast w ustach głowy kościoła jest to wybaczalne, a nawet popierane! Może trzeba trochę zmienić myślenie o Janie Pawle II i zamiast wciąż mieć obraz dobrodusznego staruszka, czas najwyższy przejrzeć na oczy, że ten miły, spokojny pan to homofob, który do homofobii nawołuje ponad miliard ludzi (bo tyle mniej więcej wiernych liczy kościół katolicki). Na inne dowody homofobii papieża można przytoczyć przykłady krytyki, jaką obdarowywał on biskupów, którzy ujawnili swoją orientację seksualna, oraz instrukcji (wydanej po śmierci papieża) która mówi, jak ograniczać ilość homoseksualistów wśród księży. O tym papież mówił głośno. Niestety już mniej głośno mówił o przypadkach wykorzystywań seksualnych wśród księży na dzieciach, a zwłaszcza cicho było o sprawie umorzenia przez papieża sprawy austriackiego kardynała Hansa Hermanna Groëra, który miał dopuścić się molestowania nawet dwóch tysięcy chłopców. The Times ujawnia też, że papież promował pewnych wyższych dostojników Kościoła mimo zarzutów, że dopuszczali się oni czynów pedofilnych.

Teraz pozwolę sobie zacytować jeden z portali katolickich, do którego podaje linka, żeby nie było anonimowości. Jeśli już mówimy o konkretnym problemie, mówmy o nim bez ukrywania jakichkolwiek szczegółów. Na podstronie, wdzięcznie zatytułowanej "Prawda o homoseksualizmie" czytamy:

Jezus mówi nam, że każde pozamałżeńskie i przedmałżeńskie współżycie seksualne jest poważnym naruszeniem cnoty czystości, odnosi się to także do rozwiązłości homoseksualnej. - z takim podejściem jesteśmy w XXI wieku dość obeznani. Na nikim nie robi to wrażenia, że seks przed ślubem podobnie jak seks z osobą tej samej płci jest grzechem. Dalsze fragmenty mają natomiast trochę bardziej jadowite podejście.

Człowiek od momentu poczęcia jest płci męskiej lub żeńskiej w każdej komórce swojego ciała. Natomiast orientacja seksualna hetero lub homoseksualna jest nabywana w podobny sposób jak inne orientacje osobowe takie jak ufność lub brak ufności, poczucie niższości lub pewność siebie, uzależnienie uczuciowe albo wewnętrzna wolność. Te postawy kształtują się w relacjach osobowych z rodzicami, rodzeństwem, rówieśnikami i innymi ludźmi.- W takim razie jeśli dziecko wychowuje się w bardzo wierzącej rodzinie, ale pech chciał, że jest gejem/ lesbijkom, jest to wina rodziców i sposobu w jaki to dziecko wychowują. A ponieważ rodzice ci są wierzący, jest to wina kościoła, który uczył ich jak wychować dobrze dziecko. Chciałbym zwrócić jeszcze uwagę na kwestię bycia konkretną osobą 'w każdej komórce swojego ciała'- a co z przypadkami, gdy powstaje osoba, której różne części ciała mają różne DNA? Skąd wiadomo, że połowa ciała tego człowieka jest męska, a połowa żeńska? Co z osobami, które rodzą się np. kobietami, ale psychicznie są mężczyznami? Czy to też jest obrzydliwość? Czy grzechem jest urodzenie się w niewłaściwym ciele?


Homoseksualizm jest zaburzeniem i swego rodzaju anomalią rozwój ową. Nie ma absolutnie żadnych podstaw naukowych twierdzenie, że homoseksualizm jest tendencją wrodzoną. Pan Bóg stworzył nas heteroseksualnymi, a orientacja homoseksualna jest psychiczną dewiacją nabytą na skutek negatywnego wpływu środowiska.- (pisownia oryginalna) z tego fragmentu wynika, że homoseksualizm jest stawiany na równi z pedofiliom oraz voyeuryzmem. Jest to ciekawe bo np. pedofilia krzywdzi, a kto może powiedzieć, że czuje się skrzywdzony po stosunku z osobom tej samej płci jeśli sam się na to zgodził? W dalszej części strony możemy dowiedzieć się skąd bierze się homoseksualizm. Chciałbym zaznaczyć, że strona katolicka przeczy samej sobie:

Zdarza się, że w dzieciństwie ktoś zostanie zgwałcony lub wykorzystany seksualnie przez ludzi dorosłych i na dodatek cieszących się autorytetem. Jest to ogromna krzywda wyrządzona dziecku. Efektem tego zranienia może być rzeczywiste przejęcie tendencji homoseksualnych, albo znienawidzenie siebie i błędne przekonanie, że się jest homoseksualistą. - czyli jeśli w kościele występuje pedofilia (a do cholery występuje i nie da się temu zaprzeczyć) to księża sami ''zarażają'' dzieci homoseksualizmem. Poza tym skąd tak idiotyczny pomysł, że homoseksualizm jest "przenoszony" tak jak jakaś choroba. Skąd w ogóle pomysł, że homoseksualizm jest chorobą?!

Zdarza się, że w okresie dojrzewania chłopiec jest wyśmiewany i odrzucany przez rówieśników z powodu słabej sprawności fizycznej. W wyniku czego pojawia się u niego uczucie niższości, samotności i smutku.- domyślam się, że jest tutaj mowa o dziecku wierzącym, które zapewne modli się codziennie do boga i prosi go o pomoc. Dlaczego ten bóg mu nie pomaga?!

Najlepsze na cytowanej prze zemnie stronie są SPOSOBY UZDRAWIANIA z homoseksualizmy. W życiu nie czytałem i nie widziałem większej głupoty, zacofania i nietolerancji na innego człowieka. Nie będę tutaj cytował tych jawnych kretynizmów, ponieważ nie prowadzę bloga, który ma wprowadzać ludzi w błąd, poza tym zmuszanie czytelników do czytania tak chorych wymysłów na temat homoseksualizmu, które zawarte są na tej stronie, byłoby traktowaniem Was jak bandy kretynów. Jeśli ktoś podobnie jak ja chce zdziwić się, jak bardzo religia, która ma siać dobro i miłość, krytykuje i sączy nienawiść do homoseksualistów, zapraszam do obejrzenia cytowanej wyżej strony- robicie to na własną odpowiedzialność.

Niestety smutne i szokujące są obrazy homoseksualizmu przedstawiane przez katolików. Tym smutniejsze jest to, że większość ludzi wierzących nawet nie zna ani jednego geja, albo lesbijki i sugerują się tym co pisze Biblia- czyli bardzo stara bajka.

Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, sami tę śmierć na siebie ściągnęli. (20,13 por. 18,22). Zastanawiam się dlaczego dzisiaj homoseksualiści nie są zabijani i paleni na stosach? Zadziwiający jest również fakt, że biblia potępia homoseksualizm, a sama o nim pisze w pozytywnym znaczeniu:

 Dusza Jonatana przylgnęła całkowicie do duszy Dawida. Pokochał go Jonatan tak jak samego siebie. [...] Żal mi ciebie, bracie mój, Jonatanie, byłeś mi bardzo miły. Miłość twoja była mi rozkoszniejsza niż miłość kobiety. (2 księga Samuela). Oczywiście kościół ma bardzo proste wytłumaczenie tego opisu miłości między dwoma facetami- dla kościoła jest to miłość braterska, a nie gejowskie wyznanie. Z księgi Rut (1, 16-17) dowiadujemy się natomiast o głębokiej, homoseksualnej miłości do siebie dwóch kobiet:
Gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę, gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam, twój naród będzie moim narodem, a twój Bóg będzie moim Bogiem. Gdzie ty umrzesz, tam ja umrę i tam będę pogrzebana.

Jak widać kościół jest pełen paradoksów. Ale, żeby nie było nudno, nie będę skupiał się tutaj tylko na niskim poziomie wiedzy, jaki reprezentuje kościół katolicki. Chciałbym przedstawić tutaj też cytaty z koranu, a mianowicie traktowanie homoseksualizmu przez Hadis (czyli opowieść przytaczającą wypowiedź proroka Mahometa).


Zabij tego który to czyni, a także tego, któremu to czynią- o osobach mających stosunki homoseksualne. Można jeszcze zacytować fragmenty z Hadis sunnickiego i szyickiego:


Kiedy mężczyzna dosiada innego mężczyznę, tron Boga trzęsie się.
Zabij tego który to robi i zabij tego z którym jest to robione .
Przeklęty jest mężczyzna który nosi kobiece ubrania i kobieta która nosi męskie ubrania.
Jeśli nieożeniony mężczyzna zostaje przyłapany na homoseksualizmie, będzie ukamieniowany na śmierć.
Zabij tego kto sodomizuje i tego który pozwala na robienie tego z nim.
Lesbijstwo kobiet jest jak cudzołóstwo. 

Wojciech Wierzejewski
Myślę, że fragmenty te ze względu na swoją homofobie można porównać do tego co głosi kościół katolicki i nie wymagają większego komentarza w celu uniknięcia powtórzeń jak bardzo zacofane myślenie prezentują.

Na zakończenie cytatów (można byłoby tutaj ich wiele mnożyć, ale ogranicza to sama forma bloga jaką prowadzę- ja chce przedstawić te najbardziej radykalne poglądy, postacie i religie) chciałbym przytoczyć tutaj postać polskiego polityka Wojciecha Wierzejskiego, którego spokojnie można uznać jako jednego z pierwszych homofobów w Polsce.

Nie uważam żeby słowo „pederasta” kogokolwiek obrażało.- ze swojej strony mogę tylko pogratulować Wierzejskiemu inteligencji. Ja nie uważam, żeby słowo "głupek" mogło tego pana obrazić.

LPR wprowadzi pozytywny program prorodzinny. Niektóre środowiska uznają to za dyskryminację kochających inaczej i za bardzo się nie pomylą. Nasz program to pozytywna dyskryminacja. Chcemy promować postawy prorodzinne, a przy okazji zwalczać to, co sprzeczne z normą. - zastawiam się jak można powiedzieć "pozytywna dyskryminacja"? W sumie Hitler mógł powiedzieć, że "pozytywną dyskryminacją" było mordowanie ludzi gazem. Ot tak, dla promocji rasy aryjskiej.

Jeżeli dewianci zaczną demonstrować, to należy dolać im pałą. I nic mnie nie obchodzi, że mają przyjechać jacyś politycy z Niemiec. To nie są żadni poważni politycy, tylko geje. Jak dostaną parę pał, to drugi raz nie przyjadą. Gej to przecież z definicji tchórz. - jedyne co można tutaj powiedzieć, to nieznajomość przez Wierzejeskiego definicji słowa "gej". Jestem ciekawy czy jak większość homofobów Wierzejski gejom mówi nie, ale lesbijką, które ogląda na ekranie komputera mówi jak najbardziej tak. Miejmy nadzieję, że takich polityków, którzy niestety są po prostu otwarcie mówiąc zacofani, albo niedoinformowanie będzie coraz mniej.

Gejowski gen

W połowie lat 90. legendą osób homoseksualnych stał się t-shirt z napisem "Xq28. Dzięki za geny, Mamo!". Napis ten odwoływał się do amerykańskiego genetyka Deana Hamera, który w 1993 roku ogłosił, że znalazł gen powiązany z homoseksualizmem. Hamer stwierdził, że geje mają często przodków gejów od strony matki (ponieważ chromosom X dziedziczy się zawsze od matki) i zaczął porównywać chromosomy X mężczyzn homoseksualnych i heteroseksualnych. Z badań Hamera jasno wynikało, że gen Xq28 ma związek z homoseksualizmem.... na szczęście były to jedyne badania, który wynik ten potwierdziły. Całą reszta badań dotycząca owego genu nie wykryła żadnego powiązania go z homoseksualizmem. Ujawniono natomiast bardzo ciekawą rzecz, że homoseksualiści mają z reguły nieproporcjonalnie dłuższy palec serdeczny. Badania potwierdziły też, że matki gejów mają więcej dzieci (średnia to 2,69) w porównaniu do matek heteroseksualnych mężczyzn (2,32). Na całe szczęście gen homoseksualizmu nie został znaleziony i prawdopodobnie nigdy nikt go nie znajdzie, bo po prostu go nie ma. Mówię- 'na całe szczęście'- ponieważ, gdyby taki gen został znaleziony, homoseksualizm musiałby być uznany za chorobę, a chorobą nie jest. Na potwierdzenie tezy, że geny nie mają udziału w zjawisku homoseksualizmu działa też fakt, że homoseksualizm z punktu widzenia ewolucji raczej nie jest korzystny. Organizmy homoseksualne nie będą wydawały takiej ilości potomstwa jak organizmy heteroseksualne. Przy okazji jeśli homoseksualizm zależał od genów z punktu widzenia ewolucji tym bardziej zjawisko to powinno byc bardzo szybko wyeliminowane z przyrody, ponieważ populacje homoseksualnych organizmów rozrastałyby się do takiego stopnia, że uniemożliwiłoby to w przeciągu kilkunastu pokoleń rozmnażanie danego gatunku. W takim wypadku w jaki sposób geny homoseksualizmu mogłyby przetrwac? 

Ewolucyjny sens bycia gejem

Nawet jeśli homoseksualizm nie jest związany z genami może on mieć sens z punktu widzenia ewolucji, a dokładniej- z punktu widzenia walki o przetrwanie. Z badań wynika, że im więcej kobieta rodzi mężczyzn tym większe są szansę, że najmłodszy z braci będzie gejem. Badania prowadzone w Toronto przez Raya Blancharda potwierdziły, że ryzyko bycia gejem wzrasta trzykrotnie z każdym kolejnym bratem. Jeśli mamy do czynienia z wielodzietną rodziną np. w której jest 6 braci, najmłodszy ma piętnaście razy większe szanse bycia gejem niż jego bracia. Mówię tutaj 'bycia', a nie 'zostania' gejem, ponieważ homoseksualistom wbrew opinii skretyniałych polityków, czy staroświeckiego kościoła nie można zostać. Takim się już rodzi. Wracając do tego, dlaczego im więcej braci tym większa szansa najmłodszego do bycia gejem, można wyjaśnić to tak, że najmłodszy, któremu matka poświęciła najwięcej uwagi na wychowanie i opiekę nie stanowi konkurencji dla starszych braci podczas szukania partnerki do rozrodu. Oczywiście nie wyjaśnia to faktu, dlaczego homoseksualistami są też jedynacy. 
O sensie homoseksualistów było swego czasu głośno po ogłoszeniu wyników badań nad gejami z Samoa. Vasy i VanderLaan aż dwa lata poświęcili na badania zachowań homoseksualnych mężczyzn na Samoa. Kultura samoańska jest tolerancyjna wobec gejów. Nazywani są tam oni fa'afafine i zawierają między sobą związki. Kanadyjscy badacze odkryli, że fa'afafine chętniej pomagają dzieciom swoich krewnych niż obcym dzieciom. Tendencja do większego angażowania się w pomoc przy opiece nad bratankami i siostrzeńcami jest u fa'afafine silniejsza niż u heteroseksualnych mężczyzn i kobiet. Odkrycie pewnie odbiłoby się bez echa, ale jest to może wyjaśnienie sensu homoseksualizmu. Może właśnie po to natura stworzyła homoseksualizm, aby geje i lesbijki opiekowali się potomstwem swoich krewnych. Obecnie w wysoko rozwiniętych cywilizacjach nie widać tego zjawiska ze względu na całkowicie inny tryb życia prowadzony przez ludzi z wielkich metropolii w porównaniu to ludzi z Samoa, ale samo wyjaśnienie wydaje się kuszące. 

Homoseksualizm w łonie matki

Osobiście skłaniam się do hipotezy, że to hormony matki podczas ciąży wpływają na kształtowanie odruchów seksualnych jeszcze w jej łonie podczas ciąży. Na skutek różnych wahań hormonalnych płód kobiecy, podczas obecności zbyt dużego stężenia testosteronu może rozwijać się prawidłowo, ale mózg uformuję się w taki sposób, że będą podniecały tę kobietę inne kobiety. Mózg tak jakby, pod wpływem działania testosteronu myślał "bardziej po męsku". Podobnie z płodami mężczyzn, którzy dostali mniej testosteronu w czasie ciąży- ich mózgi patrzą na sprawy seksu "bardziej okiem kobiety". Seksuolog Hartmut Bosinski, profesor uniwersytetu kilońskiego, twierdzi, że: "Wyniki naszych badań nie przesądzają, że ktoś, kto ma dziesięciu starszych braci nieuchronnie musi być homoseksualistą. Mówimy o pewnej niewyjaśnionej statystycznej prawidłowości, która może być punktem wyjścia do dalszych poszukiwań." Wyjaśnienie "syndromu beniaminka" (nazwa zjawiska zwiększonego ryzyka bycia gejem przez posiadanie wielu braci) niektórzy uczeni widzą w reakcji systemu immunologicznego organizmu matki na noszone przez nią dziecko. Rzeczywiście, taka reakcja na męski chromosom Y została wykryta. Przybiera ona na sile z każdym nowym męskim płodem. 

Co do pochodzenia homoseksualizmu, heteroseksualizmu, aseksualizmu, transseksualizmu i innych 'ualizmów' można dyskutować długo. Można również powiedzieć, że niezależnie od czego to zależy jest to częścią ludzkiej różnorodności i jak powiedział Andrzej Tusk: Niektórzy twierdzą, że homoseksualizm jest niezgodny z naturą. Gdyby tak było, natura nie powoływałaby na świat gejów i lesbijek. Kiedyś był to temat tabu, dziś już nie i bardzo słusznie.


wtorek, 18 września 2012

Świecące życie.


Do napisania tego artykułu zmobilizowała mnie lektura artykułu z amerykańskiego wydania Focus'a (July 2012- "Illuminating life"). Chciałbym przybliżyć wam czym jest dawno odkryte i dobrze znane nam od  ponad 50 lat białko zielonej fluorescencji (ang. green fluorescent protein, GFP).
Struktura białka. Źródło.

Aequorea victoria. Źródło. 
GFP zostało wyizolowane przed ponad pięćdziesięciu laty z meduzy Aequorea victoria. Mimo tego, że od tamtego czasu białko to zostało bardzo dokładnie przebadane i jest szeroko stosowane w inżynierii genetycznej, do dzisiaj nie wiadomo dlaczego posiada je meduza z której GFP uzyskano. W momencie odkrycia białka w 1962 roku przez japońskiego naukowca Osamu Shizmomura stało się ono natychmiast przedmiotem badań na wielką skalę- zostało wykorzystane w praktycznie każdym zaułku biologii. Za odkrycie i wyizolowanie tego białka Osamu Shizmomura oraz Martin Diego zostali uhonorowani nagrodą Nobla w dziedzinie chemii. Aby wyizolować z meduz GFP Osamu oraz Martin zebrali ponad 10 000 okazów Aequorea victoria, pochodzących z Oceanu Spokojnego. Wycięli oni organy meduz oraz przefiltrowali je w celu wyodrębnienia świecącego białka. W 1980 roku z 50 000 meduz zostało uzyskane jedynie 150 miligramów GFP.

Dopiero po ponad 30 latach naukowcom udało się rozszyfrować fragmenty DNA w których była zapisana struktura białka. Od tego momentu naukowcy mogli bez przeszkód 'wklejać' fragmenty DNA do innych organizmów tj. bakterie w celu zwiększenia produkcji oraz zminimalizowania strat przy uzyskiwaniu białka. Na równi z Shizmomura oraz Diegiem nagrodę Nobla dostał Roger Tsien, któremu udało się zmodyfikować GFP, dzięki czemu zostały uzyskane nowe kolory owego białka. Pierwszymi modyfikacjami były białka: cyjanowej (CFP); niebieskiej (BFP); czerwonej (RFP) oraz żółtej (YFP) fluorescencji.

Caenorhabditis elegans
Białko zielonej fluorescencji świeci na swój piękny zielony kolor w momencie poświecenia na niego światłem koloru niebieskiego oraz UV. Wielkim przełomem z którym wiązało się odkrycie GFP było uzmysłowienie sobie jego wielkiego potencjału, który stał się rewolucyjnym aktywatorem innych genów. Po modyfikacjach GFP możliwe jest 'wklejenie' struktury jego genu obok struktury genu innego białka, które nie działa prawidłowo, lub, które chcemy śledzić. W momencie naświetlania komórek z takim 'włącznikiem' światłem UV, zostałyby tworzone białka fluorescencji, które oddziaływałyby na inne białka, które chcemy 'naprawiać'. Plusem takiego mechanizmu jest możliwość kontrolowania jego przebiegu w czasie trwania eksperymentu. Najlepszym przykładem jest kontrola zachowań Caenorhabditis elegans- popularnego nicienia szeroko wykorzystywanego jako organizm modelowy. Z białkami obecnymi w jego neuronach zostało sprzężone GFP. Przy świeceniu swiatłem UF w odpowiednie rejony organizmu Caenorhabditis elegans można było kontrolować jego zachowanie.

Arabdopsis Thaliana
Biolodzy wykorzystali białka fluorescencji w barwieniu całych struktur organizmu takich jak ściany komórkowe roślin. Wykorzystanie 'kolorowych' białek miało również miejsce w badaniu nad mózgiem. Każdy neuron obecny w mózgu ma połączenie z setkami, a czasem nawet z tysiącami innych neuronów. By poznać mechanizmy działania i porozumiewania się tej przedziwnej sieci trzeba obserwowac sposób przepływu informacji między komórkami, oraz reakcje jakie dana informacja wywołuje. Specjalnie spreparowane neurony były tak skonstruowane, że samodzielnie mogły produkować białka nadające określony kolor. Udało się tak otrzymać ponad 90 kolorów (używając na samym początku jedynie koloru czerwonego, zielonego i żółtego). Otrzymano w ten sposób 'brainbow' ('mózgotęcza').
Brainbow
Dzięki 'brainbow' możliwe stało się obserwowanie skomplikowanej sieci neuronalnej, ale również obserwowanie jak jeden neuron może wpływać na pozostałe neurony z którymi ma kontakt zarówno bezpośredni jak i pośredni.

Niektóre eksperymenty z wykorzystaniem GFP jak dla mnie mogą stanowić rodzaj 'biologicznej rozrywki'. Takim przykładem mogą być świecące na zielono myszy, małpy i koty. Oczywiście każda taka zabawa przyczynia się do rozszerzenia wiedzy naukowej. Pozwala przezwyciężać kolejne problemy i rozwiązywać problemy techniczne. Obecnie kolorowe białka są szeroko wykorzystywane w próbach leczenia chorób nowotworowych, chorób układu nerwowego oraz HIV.
Małpa z genami odpowiadającymi za produkcję GFP. 
'Fluorescencyjne myszy' obok zwykłych myszy.

Więcej informacji możecie znaleźć w książkach dotyczących zagadnieniom biologii molekularnej, inżynierii genetycznej. Sporo ciekawych pozycji możecie znaleźć w Naszym zaprzyjaźnionym Antykwariacie. 


wtorek, 11 września 2012

Intymne wyznania chemików...

Intymne wyznania chemików... czyli o tym, co robią chemicy, gdy drzwi do laboratorium zamykają się, a oni zostają sami w swoim królestwie. Zaraz dowiemy się, co robią chemicy, gdy nikt nie patrzy.

Po całych długich i nudnych dniach robienia nieciekawych eksperymentów, każdego chemika dopada chwila w której ma ochotę zobaczyć wybuch, usłyszeć grzmot, poczuć ciepło płonącej substancji. W takich momentach, gdy drzwi do jego laboratorium zamykają się, on staje się szalonym pirotechnikiem, trucicielem, estetą i nieznającym zahamowań przed syntezą nawet najbardziej groźnych materiałów chemikiem.

Myślę, że większoś ć  chemików może zgodzic się ze mną, że w pierwszym odruchu po wielu dniach nudnej pracy z nieciekawymi związkami, gdy nadchodzi czas na zabawę w pirotechnika, pierwszym związkiem jaki będą chcieli zrobić  jest trijodek azotu. Nazwa nie zachęca, właściwości kuszą. Jest to bardzo prosty w budowie (azot połączony z trzema atomami jodu- nuda) brunatno- fioletowy kryształek. Wątpię, że da się otrzymać więcej niż kilka gram tego związku, ponieważ podobno wybucha on nawet jak się na niego krzywo popatrzy, a na pewno, gdy się do niego zbliży. Detonację trijodku azotu jest w stanie wywołać nawet lekki podmuch powietrza! Tak swoją pracę wspomina pewien chemik, który przygotował, aż nazbyt wielką ilość trijodku azotu:
"Przygotowałem kiedyś do demonstracji w sali wykładowej sporą porcję (ok. 10 g) jodku azotu NI3 x NH3 na sączku (oczywiście na mokro!) i pozostawiłem ją w sali pod wyciągiem, do wyschnięcia. W międzyczasie dla próby eksplodowałem próbkę ok. 1 g substancji. Była to porcja aż nadto wystarczająca na tę salę! Powstał problem: jak przed zajęciami zlikwidować tamtą 10-gramową porcję, która zdążyła w międzyczasie wyschnąć? Przypominam, że jodek azotu eksploduje nie tylko od dotknięcia piórkiem, ale (podobno) nawet od krzywego spojrzenia... Próba dotknięcia sączka zakończyłaby się z pewnością zdemolowaniem zarówno wyciągu, jak i nieprzezornego eksperymentatora. Problem rozwiązałem zakładając podwójną plastikową maskę na twarz, ochraniacze na uszy, grube rękawice i ciężki gumowany fartuch. W takim rynsztunku udało mi się kropla po kropli nasączyć bibułę z ową nerwową substancją, wodą nakraplaną obok sączka (kapnięcie kropli bezpośrednio na suchy jodek azotu również powoduje jego eksplozję). I wyniosłem go szczęśliwie w wiadrze z wodą. Było to najbardziej emocjonujące moje przeżycie (nomen-omen; dosłownie!) z substancjami wybuchowymi. Pamiątką po tym zdarzeniu jest nawyk myślenia o ewentualności demontażu nieudanych eksperymentów. Dla porządku: miałem i tak sporo szczęścia, bo są sprawdzone doniesienia, że jodek azotu może eksplodować nawet w stanie mokrym; a także na skutek intensywnego błysku światła.
Jak widzimy, ta złośliwa substancja może przysporzyć  wielu kłopotów, dlatego trzeba pamiętać, że przy jej syntezie, nie powinniśmy przygotowywać jej więcej niż 0,5 grama. Mówiąc o syntezie i wracając do naszego spragnionego eksplozji chemika, moim zdaniem będzie to jedna z pierwszych substancji wybuchowych po jaką sięgnąłby chemik z powodu tego, że jest dziecinnie prosta do przygotowania. Wystarczy nam jodek potasu oraz (najlepiej) woda amoniakalna o wysokim stężeniu. Teraz wystarczy dodawać do kolbki z wodą amoniakalną jodku potasu, aż po czasie powstanie nam osad materiału wybuchowego. Oczywiście jest to dziecinie proste do przygotowania przez doświadczonego chemika, natomiast ciężkie do wykonania w domu z uwagi na to, że rzadko kto ma dostęp do tych dwóch odczynników... a nawet jeśli ktoś ma, to bez wyciągu nie powinno bawić się takimi rzeczami. Tutaj mamy trochę dłuższy filmik z zastosowaniem większej ilości trijodku azotu niż na gifie powyżej. 

Innym bardzo prostym (dla doświadczonego chemika, z odpowiednim przeszkoleniem i sprzętem) związkiem, który jest w stanie zaspokoić jego dzikie fantazje jest nadtlenek urotropiny. Poprawna 'chemiczna' nazwa tego związku to Heksametylenotriperoksydiamina (HMTD), ale kogo to obchodzi? Podobnie jak trijodek azotu jest ona prosta w przygotowani- polega ona z grubsza na polewaniu urotropiny perhydrolem w kwasowym środowisku, najlepiej jakby było zimne. Dla chemika nic trudnego. HMTD jest mniej wrażliwe niż trijodku azotu, ale z uwagi na to, że jest proste w wykonaniu i ma niezłego kopa może dostarczyć chemikowi wielu ciekawych obserwacji. Oczywiście fakt, że jest to jeden z bezpieczniejszych materiałów wybuchowych nie oznacza, że nie trzeba uważać. Sam wybuch jak wybuch- trochę błysku, trochę huku, może urwane palce... nic nadzwyczajnego. Wybucha poprzez inicjacje płomieniem, prądem bądź silniejszym dotykiem. Również załączam tutaj filmik z kilku prób detonacji HMTD. To co może rzucić się nam w oczy jest obserwacja, że przy niewielkich ilościach HMTD podczas wybuchu znika on praktycznie całkowicie, nie pozostawiając najmniejszych śladów swojej obecności. 

Innym, bardzo ciekawym, ale równie bardzo niebezpiecznym związkiem (na kilku stronach internetowych znalazłem określenie, że jest to jeden z najbardziej 'chamskich' materiałów) o którego zrobienie można się pokusić jest nadtlenek acetonu (TCAP). Oczywiście znowu powodem, dlaczego TCAP jest atrakcyjny dla chemika, który potrzebuje coś 'wybuchnąć' jest łatwa synteza tego związku. Reakcja perhydrolu z acetonem w zakwaszonym środowisku nie jest piorunująco trudna do zrobienia. Oczywiście powinni w takie rzeczy 'bawić ' się tylko doświadczeni chemicy. TCAP nazywany jest 'chamskim' związkiem, ponieważ jego hobby to gromadzenie się w górnych częściach pojemnika w których jest trzymany. Ponieważ podobnie jak trijodek azotu jest w stanie wybuchnąć  od krzywego spojrzenia, często zdarza się, że odkręcając wieczko pod którym bezpośrednio nagromadził się TCAP wywołuje jego zapłon, co może byc tragiczne w skutkach dla otwierającego. Filmik z detonacji niewielkiej ilości TCAP

Oczywiście chemicy spragnieni wrażeń na odreagowanie nie muszą bawić się materiałami wybuchowymi. Niektórzy mogą pokusić się o szybkie wzbogacenie się za pomocą fotografii znienawidzonych członków rodziny. Ponieważ srebro kosztuje około 1400$ za kilogram trzeba by było użyć bardzo wielu fotografii, albo mieć wielu nielubianych krewnych, ale dla chcącego nic trudnego. Sam fakt odzyskiwania srebra z fotografii może być wystarczająco kuszący. Jedną z metod jest poddanie błon rentgenowskich (tych długich, czarnych taśmy z negatywem zdjęcia) działaniu proszku do prania (koniecznie z dodatkiem enzymów). Enzymy rozkładając błonę wywołują uwalnianie srebra, który gromadzi się w postaci osadu w żelatynie na dnie naczynia. Teraz wystarczy tylko ten osad porozdzielać, przemyć i mamy gotowe srebro.  Może nie jest go dużo, ale jak ktoś ma dużo czasu, dostatek enzymatycznego proszku do prania i chęci, nic nie stoi na przeszkodzie w drodze do bogactwa. 

Gdy spragniony przeżyć  chemik wzbogaci się uzyskanym srebrem na tyle, że może dokupić  odpowiednich odczynników, wraz z nastaniem nocy może on próbować oszczędzać na oświetleniu swojego laboratorium. Jest na to bardzo prosty sposób- luminescencja. Nazwa kojarzy się z Harrym Potterem, ale jest to po prostu zwykła, stosunkowo prosta reakcja chemiczna, którą można przeprowadzić w każdych warunkach (mając oczywiście odczynniki). Przepis na chemiczną latarkę jest stosunkowo prosty: "Przygotować pustą ampułkę z przezroczystego polietylenu, np. po tzw. “fiksanalu”; której szerszą końcówkę obciąć w połowie. Do suchej (!) ampułki nasypać 10-20 g stałego KOH starając się, aby podczas tej czynności nie nastąpiło zbytnie zawilgocenie higroskopijnego wodorotlenku. Osobno przygotować cienkościenną kapilarę (z odpadów przy pracach szklarskich), o średnicy 2-3 mm, z zatopionym jednym końcem. Do kapilary wlać za pomocą mikropipetki, roztwór 5-10 mg LUMINOLU (czyli: hydrazydu 3-aminoftalowego, nie mylić z lekiem: Luminalem!) w 1-2 kroplach dwumetylosulfotlenku (CH3)2SO, czyli DMSO. Pozostały koniec kapilary zatopić w płomieniu palnika (wymaga to pewnej wprawy). Do plastikowej ampułki zawierającej stały KOH wsunąć zatopioną kapilarę z roztworem luminolu, a następnie wlać 5-10 ml DMSO. Otwarty koniec polietylenowej ampułki ogrzać ostrożnie nad płomieniem zapalniczki, do zmięknięcia, a następnie zacisnąć pincetą.
Latarkę uruchamia się przez silne zgięcie jej w dłoniach, aż do rozbicia szklanej kapilary wewnątrz, a następnie przez energiczne potrząsanie ampułką przez kilkanaście sekund. Wnętrze ampułki rozbłyskuje dość intensywnym zielononiebieskim światłem." Światłem pochodzącym z takiej latarki można cieszyc się przez kilkadziesiąt minut (nawet do kilku godzin). Oczywiście do oświetlenia całego laboratorium potrzeba byłoby wielu takich latarek, ale dla chcącego nic trudnego. 


Węglowa erekcja- tak nazywa się bardzo proste doświadczenie zwęglania kuchennego cukru za pomocą kwasu siarkowego. Doświadczenie to można znaleźć pod nazwą 'węże faraona', ale 'węglowa erekcja' również oddaje charakter tego widowiska. Ponieważ kwas siarkowy (VI) ma silne właściwości 'wyciągania' wody z substancji, jest on w stanie tak silnie wyciągnąć wodę z cukru, aż do tego stopnia, by cukier ten po prostu się zwęglił. W czasie trwania zwęglania z próbówki często zaczyna wychodzić węglowy człon, który z czasem może przybierać ciekawe kształty.

Jak już mowa o erekcjach to można też napomknąć, że chemik w swoim porywie szaleństwa może doświadczyć wytrysku. Oczywiście mowa tutaj o popularnym doświadczeniu chemicznym zwanym 'wytryskiem Ludwika'. Filmik z wytrysku oczywiście w celach edukacyjnych, a ja tymczasem objaśnię jak to działa. Doświadczenie jest dziecinnie proste, a cieszy jak mało co. Do wąskiej zlewki wlewa się perhydrol z dodatkiem płynu do mycia naczyń. Jeśli ktoś ma ochotę może bawić się w używanie kolorowych farbek by nadać pianie różne kolory. Do tak przyrządzonej mikstury wystarczy dodać kilka gram jodku potasu. Efekt natychmiastowy. Piana wręcz wytryskuje z próbówki. Im bardziej stężony roztwór nadtlenku wodoru tym lepiej. 

Czasami chemik potrzebuje płomienia palnika. Ale może zdarzyć się tak, że palnika zabraknie... albo chemikowi nie chce się go rozpalać. 'Prościej' użyć do tego celu nadmanganianu potasu, który polewamy gliceryną. Po kilku sekundach nastąpi samozapłon mieszanki, co na pewno uszczęśliwi niejednego spragnionego ognia chemika.

Burza w próbówce- popularne doświadczenie, które może zmrozić krew w żyłach jeśli tylko używa się cienkościennych próbówek, oraz bardzo stężonego kwasu siarkowego. By osiągnąć efekt prawdziwej burzy z potężnymi grzmotami (im bardziej stężony kwas i czystszy alkohol tym lepiej) do próbówki wystarczy wlać kwas siarkowy, a na niego delikatnie wlewać alkohol etylowy. Płyny nie mogą się mieszać. Gdy to już jest gotowe wystarczy dodać kryształki nadmanganianu potasu by rozpętać prawdziwą burzę. Gdy wszystko idzie zbyt dobrze może dojść do zapłonu alkoholu, albo rozerwania próbówki. Filmik tutaj.

Jeśli chemik jest estetą może spróbować wyhodować  sobie piękny ogród. Najlepiej użyć do tego wąskiego, lecz wysokiego akwarium, które napełniamy szkłem wodnym, oraz dodajemy trochę wody. Ze szkłem wodnym nie powinno być problemu- można je dostać w Castoramie. Z wodą raczej też nikt problemu nie ma. By uzyskać  piękny efekt, ogrodu, który dosłownie rośnie na naszych oczach potrzebujemy kryształki kolorowych soli. Nadają się do tego sole takie jak siarczan (VI) miedzi (II), chlorek kobaltu (II), azotan (V) niklu (II) i wszystkie inne sole, które mają jakiekolwiek kolory. Do przygotowanego pojemnika ze szkłem wodnym wystarczy jednie wrzucić kryształek soli i obserwować piękne twory, które po chwili powinny zacząć się formować. Im większy pojemnik i im więcej kolorowych kryształków- tym lepiej. Tutaj podaje link do filmiku z rosnącym ogródkiem, oraz na zakończenie posta załączam kilka zdjęć ogródków. 
Chemiczny ogród
Chemiczny ogród


Ogród chemiczny


Nie zapomnijcie odwiedzać strony Antykwariatu na której na pewno znajdziecie wiele pozycji, w których opisanych jest wiele innych ciekawych doświadczeń. 

poniedziałek, 3 września 2012

O tym jak błędne hipotezy stają się faktami.


[1]
    O tym, że geny kontrolują nasze zachowania, warunkują to jak wyglądamy, czy jesteśmy bardziej inteligentami, sportowcami, aktorami czy jesteśmy upośledzeni, czy mamy na głowie dużo włosów, czy też nasze włosy na głowie są rzadsze niż na rękach, o wielkości biustu i długości penisa, o stężeniu odpowiednich hormonów we krwi, czy naszym nastawieniu do świata wie chyba każdy, a wiedza ta jest nam przekazywana już na poziomie liceum. To, że jest to wszystko nieprawdą (a przynajmniej niezupełnie) wiedzą nieliczni. W momencie opisania struktury DNA przez Watson'a i Crick'a w 1953, wysunęli oni HIPOTEZĘ, że możliwe, że właśnie w DNA zakodowane są nasze geny odpowiedzialne za wszystko co się nam przytrafia oraz warunkujące to kim jesteśmy. Owa HIPOTEZA z biegiem czasu, przez ciągłe jej powtarzanie i czasami błędne interpretowanie stała się PRAWDĄ z którą praktycznie wszyscy zaczęli się powszechnie zgadzać. Ta mała pomyłka wdarła się do podręczników, na wykłady naukowe i w głowy sporej części biologów.
   Spora część osób, która przeczyta ten artykuł może zarzucić mi tworzenie "własnej biologii" czy "nowej nauki", albo po prostu niedouczenie- to akurat nie ma znaczenia, ponieważ fakty jakie przedstawia nam jasno biologia, są niepodważalne i ewidentne, a przez to nie są zależne ode mnie. To podejście biologów zatrzymało się na poziomie fizyki Newtonowskiej gdzie wszystko traktuje się jako materię i gdzie pomija się znacznie energii. Również biolodzy zatrzymali się na poziomie fałszywej "Prawdy", która jest tylko hipotezą- na dodatek błędną. Ja w artykule postaram się przedstawić główne, ale połączone ze sobą zjawiska. Pierwszym tematem jaki chciałbym omówić jest mylne założenie, że geny są odpowiedzialne "za coś" i przede wszystkim to, że gen nie może nam rozkazywać. Kolejnym tematem jaki chciałbym omówić jest kwestia tego, że mutacje wcale nie są przypadkowe, tak jak zakłada to teoria ewolucji Darwina. Ostatnią ważną kwestią jaką chciałbym się zająć na końcu jest istota energii we współczesnej nauce- poglądy Newtonowskie są bardzo przestarzałe, ponieważ w 1925 narodziła się nowa gałąź fizyki- mechanika kwantowa. W momencie 'zrodzenia' mechaniki kwantowej przez Wernera Heisenberga i Erwina Schrödingera powinno zmienić się nasze postrzeganie otaczającego świata... Niestety, wielu naukowców  zatrzymało się na mechanice Newtonowskiej.
 
    Większość błędów pojawia się w momencie, gdy pojęcia stricte naukowe trzeba przedstawić w formie zrozumiałem dla większości ludzi. Wiele fachowych określeń zostało niefortunnie pozmienianych w sposób taki, który z czasem zniekształcił obraz całości, a który tak wbił się do głów ludzi, że zaczęto przyjmować go za fakt. Tutaj odnoszę się głownie do pojęcia zwanego determinizmem genetycznym. Opinia publiczna, przekonania i pogłębiająca się paranoja tak zmanipulowały społeczeństwem, że praktycznie w kanon wbiło się stwierdzenie: "jesteśmy kontrolowani przez geny". Oczywiście jest to nieprawdą, ale o tym głośno się nie mówi. Dlatego postaram się udowodnić, że to nie geny rządzą nami. Tą rzeczą, która naprawdę ma władzę nad każdym organizmem jest... środowisko.
    Oczywiście nie można tutaj pominąć tego, że geny również mają wpływ na nasze życie, ale znacznie mniejszy niż może nam się wydawać. Nikt przecież nie może zaprzeczyć istnienia chorób genetycznych. Owszem- choroby genetyczne istnieją i dotykają około 5% populacji. Pozostałe 95% ma zdrowe geny. Mimo tego, że 95% populacji ma zdrowe geny, które nie są "naznaczone" chorobą to i tak kończą  oni przejawiając symptomy jakiejś choroby tj. nowotwory, choroby serca, przedwczesna śmierć, łysienie, tycie. Oczywiście w momencie, gdy zaczęliśmy wszystko przypisywać genom, nagle wszędzie zaczęto mówić: "jak łysiejesz, to wina genów/ jak tyjesz, na pewno masz geny otyłości/ on umarł za wcześnie... pewnie wina genów". Ludzie wszystko zaczęli przypisywać genom- niestety błędnie. W świetle badań, które wbrew pozorom były przeprowadzane już wiele lat temu (niestety ich wyniki dalej są pomijane na rzecz starych przekonań), to właśnie my naszym życiem, naszym postrzeganiem świata i naszymi przekonaniami 'wybieramy' geny, które mają się uaktywniać. Wyjaśnię teraz po krótcy skąd bierze się takie przekonanie oraz dlaczego jest ono błędne.
   Fałszywe przekonanie, że istnieje coś takiego jak determinizm genetyczny sprowadza się do tego, że w momencie poczęcia gdy jajo spotyka się z plemnikiem zostaje "podjęta ostateczna i niepodważalna decyzja" o tym jak będzie wyglądało nasze przyszłe życie. Wychodzi na to, że nie możemy się od tego wyrwać. Prowadzi to do bardzo niebezpiecznego zjawiska- w momencie, gdy wierzymy, że to geny nami sterują i że to one są odpowiedzialne za wszystko co robimy w życiu, staramy się to usprawiedliwiać. Spora cześć osób otyłych mówi: "mam geny otyłości, więc i tak z tym nic nie zrobię". Innym przykładem mogą być osoby chore na cukrzycę. Dla nich najwygodniejszą opcją jest podanie sobie insuliny i przekonanie, że to już wystarczy. Prowadzi to do lenistwa. Oczywiście koncerny farmaceutyczne wykorzystują tę sytuację podsuwając nam coraz to nowsze i lepsze leki. My bierzemy je myśląc, że sobie pomogliśmy- tak naprawdę sami siebie oszukujemy. Usprawiedliwiając się, że to wina genów stajemy się leniwi. Geny nie kontrolują tego kim jesteśmy, ani jacy jesteśmy. Zanim wyjaśnię, dlaczego geny nie mogą tego warunkować przedstawię jeszcze trzy CAŁKOWICIE przestarzałe i nieaktualne założenia jakimi kieruje się dzisiejsza nauka (które odnoszą się do wszystkich trzech przedstawianych w artykule zagadnień):
1. Większość naukowców wychodzi z założenia, że procesy biologiczne podlegają prawom mechaniki Newtona.
2. Geny kontrolują biologiczne procesy.
3. Darwinowska ewolucja umożliwia istnienie takiej biosfery jaka istnieje.
Wszystkie te 3 dogmaty są nieaktualne i przestarzałe w świetle obecnej nauki.
Ale jeśli jesteśmy w temacie dlaczego geny nie kontrolują wszystkiego są na to 3 podstawowe i niepodważalne dowody, całkowicie zgodne ze stanem wiedzy jaki obecnie posiadamy. Naukowcy na podstawie budowy i fizjologii człowieka zaczęli szukać odpowiedników naszych układów w układach komórki- i znaleźli je. Za układ kostno- mięśniowy człowieka, który umożliwia nam poruszanie się- w komórce można uznać układ mikrotubuli, po których poruszając się odpowiednie białka sprawiają, że komórka może się przemieszczać itp. Układ pokarmowy człowieka można porównać do układu lizosomowego komórki. Można w ten sposób praktycznie każdy układ obecny w człowieku zastosować w skali komórki. Gdy naukowcy przyrównywali nasze układy do układy komórek popełnili podstawowy błąd- mózg utożsamili z jądrem komórki o czym możemy czytać w każdym z podręczników do biologii. Nie trzeba się specjalnie zastanawiać, dlaczego ten błąd jest tak mylący, a zarazem tak potężny- w momencie wyjęcia z ciała człowieka mózgu, człowiek automatycznie umiera. W ciągu kilku sekund ustają wszystkie funkcję życiowe, ponieważ z usunięciem mózgu usuwamy tzw. centrum sterowania. Po wyjęciu z komórki jądra (utożsamianego z mózgiem) komórka dalej żyje i co więcej (!) przejawia swoją całkowitą aktywność tzn. reaguje na bodźce zewnętrzne, trawi, wydala. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, ale to właśnie w jądrze komórki znajdują się wszystkie geny komórki- które jak fałszywie sądzimy rządzą wszystkim. Na tym przykładzie bardzo dobrze widać, że nie może być prawdą, że geny rządzą wszystkim bo najwidoczniej bez nich komórka sobie doskonale radzi. W takim razie jądro komórki nie można utożsamiać z układem nerwowym człowieka. Żeby nie wyglądało to jako kolejna manipulacja fakt ten (że komórka nie potrzebuje jądra do życia i funkcjonowania) obserwuje się bardzo często w laboratoriach podczas usuwania jąder z komórek (anukleacja). Ci ludzie co usuwają te jądra doskonale wiedzą o tym, że jądro komórki nie jest w żadnym wypadku mózgiem komórki i że geny zawarte w jądrze też nią nie rządzą. Jądro jest dla komórki tym co jądro dla mężczyzny- gonadą! Dlaczego?- dlatego, żeby komórka mogła przekazać swoje geny dalej musi mieć jądro- tak samo z facetem- jeśli chce stworzyć potomka który będzie miał jego geny, oprócz posiadania sprawnego penisa musi posiadać równie sprawne jądra. Podobnie jak komórka może żyć bez jądra- tak samo jest z mężczyzną- bez jąder da się żyć, ale jest się wtedy bezpłodnym. Komórka pozbawiona jądra też nie może przekazywać planów budowy dalej. Prawdziwym mózgiem komórki jest MEMBRANA.
    Jest to dość szokująca informacja o tym, że to błona komórkowa (inaczej zwana membraną) jest prawdziwym mózgiem komórki. Najbardziej prymitywne organizmy posiadają praktycznie jedynie membranę, a jednak żyją. To ona jest środowiskiem zachodzenia (dla tych prymitywnych komórek) podstawowych procesów życiowych i odbierania bodźców. Tutaj pojawia się kolejny fakt mówiący, że geny nie mogą kontrolować- geny nie mogą się tak po prostu same włączać i wyłączać. Nie mogą i tego nie robią. Fragment artykułu H.F. Nijhoul (artykuł z 1990 roku) objaśnia całą istotę tego, że geny nie mogą same się aktywować i dezaktywować: "Whene a gene product is needed, a signal from it's environment, not an emergent property of the gene itself, activates expression of the gene"("Kiedy produkt genu jest potrzebny, sygnał z jego otoczenia, a nie dosadna właściwość samego genu, aktywuje wyrażenie tego genu"). W tym prostym sformułowaniu wyraźnie jest pokazane, że to nie geny kontrolują ilości konkretnych, wymaganych przez komórki substancji, a otoczenie wpływa na komórkę, która posługując się genami (w których zapisana jest instrukcja przygotowania konkretnej substancji) tworzy to co jest jej aktualnie potrzebne. Podkreślam jeszcze raz- to otoczenie wywiera presje do wytwarzania substancji, a geny to tylko instrukcje. Sama instrukcja bez potrzeby do jej wykorzystania jest bezużyteczna. I ta prosta prawda sprowadza się do tego, że ponieważ błona komórkowa ma kontakt ze środowiskiem to ona odbiera bodźce środowiskowe jako pierwsza i jeśli jest to konieczne przekazuje je dalej. Nie będę tutaj się rozwodził na jakiej zasadzie błona decyduje co powinno przejść a co wyjść z komórki, dla ciekawskich mogę polecić tylko by sprawdzili pojęcia takie jak białko G, transport transbłonowy  budowa błony, pompy i kanały błonowe. Cała reszta musi uwierzyć na słowo, że błona decyduje o tym, co stanie się w komórce pod wpływem konkretnego bodźca środowiskowego. Wracając jeszcze na chwilę do genów i ich aktywacji- tak jak już wspomniałem: geny nie mogą się same aktywować i dezaktywować  To środowisko wytwarzając bodziec odbierany przez komórkę wpływa na ich działanie. Przedstawię to na przykładzie laktozy: bakterię E.coli jako główny substrat energetyczny wykorzystują glukozę mimo obecności laktozy w podłożu. W momencie, gdy glukozy brakuje, potrafią one zacząć wykorzystywać laktozę, tak długo, aż pojawi się alternatywa w postaci glukozy. By laktoza mogła być wykorzystana przez komórkę, trzeba ją najpierw do komórki dostarczyć- do tego służy białko umiejscowione w błonie zwane permeaza. Permeaza 'łapię' laktozę znajdującą się poza komórką i 'pozwala jej przejść' do środka komórki. W momencie gdy w środowisku jest mało laktozy tak samo mało jest permeazy w błonie komórkowej. W momencie, gdy glukozy jest mało i pojawia się więcej laktozy, permeaza wyłapuję laktozę. Laktoza ta transportowana jest do jądra. I tutaj następuje aktywacja genów- jak wiemy nie mogą one samodzielnie się aktywować, ponieważ czuwają nad nimi białka. W momencie gdy nie ma laktozy w otoczeniu na DNA w miejscu, gdzie jest informacja "jak zrobić białko trawiące laktozę" przyczepia się białko (zwane represor lac). Dopóki nie ma laktozy, białko mocno trzyma helisę DNA nie pozwalając na tworzenie białek trawiących laktozę. W momencie, gdy laktoza pojawia się w środowisku i zostanie przepuszczona do jądra 'podchodzi do represora, łapie go za rękę' i odciąga od helisy DNA. W tym momencie inne maszynerie molekularne mogą spokojnie czytać z DNA instrukcję jak zrobić białka trawiące laktozę (prosta logika: nie ma laktozy- nie tworzymy białek które ją trawią, jeśli laktoza się pojawia, a nie ma glukozy to tworzymy ile tylko można białek odpowiedzialnych za jej trawienie żeby strawić jej jak najwięcej). Białka trawiące laktozę produkowane są tak długo, aż w środowisku znajdzie się glukoza. W tym momencie komórka zacznie na nowo wykorzystywać glukozę i przestanie pobierać ze środowiska laktozę. W momencie gdy poziom laktozy spadnie w środowisku wewnątrz komórki, białko represorowe z powrotem wróci do 'trzymania' DNA nie pozwalając na ekspresję genów odpowiedzialnych za trawienie laktozy. Bardzo wyraźnie widać, że to nie geny aktywowały się i potem wyłączyły. To środowisko wymusiło na komórce, by dała ona POZWOLENIE konkretnym genom na działanie. Jeszcze wyraźniej widać, że to błona komórki jest mózgiem komórki, ponieważ to ona pierwsza za pomocą permeazy wykryła spadek ilości glukozy i podwyższenie ilości laktozy w środowisku i na tej podstawie pozwoliła wysłać sygnały w głąb komórki, że trzeba coś z tym zrobić.
Fakt ten, że DNA samo w sobie nie jest w stanie nic zrobić jest oczywisty, niestety pomijany przez wielu naukowców, którzy nie do końca zdają sobie z tego sprawę, że robią źle. Zwykle badając DNA w momencie jego wyciągnięcia z jądra komórkowego, chromosomy które mamy, czyścimy dalej- zdzieramy z DNA białka i w końcu otrzymujemy czyste DNA, którego używamy w różnych celach. Błąd! W organizmach nie ma czegoś takiego jak samo DNA! Materiał genetyczny zawsze w organizmie występuje w towarzystwie białek. W sumie można by było powiedzieć, że to białka czasami występują w towarzystwie DNA. Pozbywając się białek pozbywamy się części całości obrazu jaki powinniśmy uzyskać. Gdyby nie te białka, które tak starannie staramy się usunąć DNA byłoby w organizmie bezużyteczne.
Ktoś może zapytać- "takim razie jeśli nie materiał genetyczny rządzi organizmem i nie kontroluje go to po co komórka tak bardzo go chroni w sobie?". Odpowiedź jest prosta- materiał ten zawiera instrukcje produkcji odpowiednich "części" komórek. W momencie gdy materiału brakuje, nowe części nie mogą powstać. Komórka chroni informacje potrzebne jej do produkcji części zamiennych. Ale to środowisko determinuje jaka część jest w danej chwili potrzebna. To jak komórka postrzega otoczenie wpływa na to jakie geny zostają uruchomione.
Zanim przejdę do części dlaczego naukowcy pomijają mechanikę kwantową w procesach biologicznych przybliżę jeszcze zjawisko zaobserwowane przez Bruce'a Lipton'a. Odkrył on, że komórki, które "były chorowite" w organizmach ludzi, po ich wyciągnięciu i włożeniu do innego środowiska 'próbówkowego' tak jakby "zdrowiały". Pojedyncza komórka poza organizmem może robić co chce. W momencie gdy mamy do czynienia z organizmem, komórki tworzą gęsto upakowaną wspólnotę, porozumiewająca się ze sobą, przekazującą sygnały i odpowiadająca na nie. Pojedyncza komórka we wspólnocie nie może robić na co ma ochotę. Musi się dostosować do innych. Komórka będąca we wspólnocie w zamian za wolność ma szansę na przetrwanie- tak samo jak ludzie tworzą wspólnoty: mamy z tego większe korzyści niż żyjąc w samotności. Komórka otoczona jest innymi komórkami, które tworzą jej środowisko zewnętrzne. Jeśli komórka działa na rzecz wspólnoty to dlaczego powstają komórki rakowe- które mimo bycia we wspólnocie innych komórek zachowują się jak chcą? Odpowiedź jest prosta- jeśli wspólnota komórkowa nie spełnia wymagania komórki, czy warunki jakie jej daje są złe, komórka ta wyłamuje się i zaczyna żyć własnym życiem, nie słuchając rozkazów innych komórek. Zmierzam do tego, że to błona decyduje o wyłamaniu się komórki. W momencie, gdy komórka współdziała z innymi tak jakby "słucha" ona głosu większości (ten głos to odpowiednie sygnały elektryczne bądź chemiczne). Ale ten stan może się utrzymać do momentu w którym błona zacznie odbierać niespełniające wymagań sygnały. W tedy za pomocą sygnałów zmuszą ona DNA do produkcji takich białek, które pozwalają się od reszty odgrodzić. To nie DNA decyduje o produkcji białek, które posłużą do wyrwania się z otoczenia- to błona zmusza DNA za pomocą sygnałów na robienie tego co jest korzystne. Na takiej zasadzie powstają komórki rakowe, które wywodzą się z komórek, które otoczone innymi komórkami ciała czuły 'dyskomfort'. Takim 'dyskomfortem' może być np. zanieczyszczenie płuc dymem papierosowym. Jeśli jakiejś komórce nie będzie to odpowiadało, po jakimś czasie "wyłamie się" ona z szeregu tworząc prekursory komórek raka płuc.
Przedstawię jeszcze krótko fakty dotyczące tego, że mutacje nie są tak przypadkowe jak sądziliśmy. Pokutują jeszcze przekonania pochodzące z darwinowskiego ewolucjonizmu, że wszystkie zmiany w genach są przypadkowe. Nieprawda! Darwinowska wersja mówi, że wszystkie zmiany są losowe co oznacza, że w momencie, gdy muszę się przystosować albo mi to wyjdzie, albo nie- zależy to czy będę miał szczęście i to   czy akurat w moich genach przytrafi się ta pożądana mutacja. To było nazwane doborem naturalnym. Nic bardziej błędnego. Pierw przedstawię to na przykładzie raka piersi. na 100% kobiet tylko 5% wykazuję genetyczną tendencję do zachorowania na raka piersi, ponieważ faktycznie mają geny, które (jeśli zostaną uaktywnione przez czynniki zewnętrzne) mogą prowadzić do choroby. Pozostałe 95% kobiet jest wolne od genów "na raka". Ale, te 95% kobiet swoim postępowaniem może sprawić, że geny odpowiedzialne za raka pojawią się i wywołają chorobę. Darwinowski pogląd mówi, że te 95% kobiet, które nie miały genów odpowiedzialnych za chorobę uległo losowemu zdarzeniu, które wywołało przypadkową mutację, która okazała się rakiem. To promieniuje podtekstem: "rak jest losowy!". John Carins odkrył, że bakterię nieposiadające enzymu laktazy (odpowiedzialnego za trawienie laktozy) mogą trawić laktozę. Jak to możliwe? Carins zrobił to tak: wziął bakterię pozbawione laktazy i umieścił je na szalce Petriego na której jedynym dostępnym pożywieniem była laktoza! Co to oznacza dla bakterii?- wielki problem. Jeśli nie mogą jeść  oznacza, że nie mogą się rozwijać i rozmnażać. To oznacza w końcu śmierć. Logika podpowiada, że wszystkie bakterię po jakimś czasie powinny poumierać na szalkach z powodu "śmierci głodowej". Niespodzianką było, że po kilku dniach na wszystkich szalkach bakterię, które już dawno powinny nie żyć tworzą pięknie rozwijające się kolonie, które cały czas rosną i mają się dobrze. Jakim cudem to możliwe?! Okazało się, że bakterie te zmutowały... ale nie była to mutacja losowa. Wszystkie bez wyjątku bakterie posiadały odpowiednią mutację w tym samym miejscu. Nie trudno się domyślić po co była ta mutacja- bakterie zmutowały tylko w genach odpowiedzialnych za produkcję laktazy. Wszystkie bakterię zmieniły tak geny, żeby jej produkcja stała się możliwa! Więc gdzie tutaj mowa o losowym doborze naturalnym, jeśli na kilku szalkach te same bakterię wprowadzają identyczne zmiany, w tych samych miejscach DNA? Mimo tego donośnego odkrycia Carinsa, Science- gazeta głównego nurtu naukowego po opublikowaniu jego obserwacji napisała, że Carins zademonstrował: "że bakterię mogą wybrać mutację jaką mają wyprodukować" i uznali to za oczywistą herezję! Odkrycie te było dla ówczesnej nauki zbyt przełomowe, by można było je zaakceptować. Co dopiero świat pojął ewolucję według Darwina, a tutaj pojawiają się nowe fakty o jej błędach! Darwin głosił, że ewolucja była przypadkiem. Nie mieszajmy tutaj boga (który dla nauki powinien nie istnieć i nie powinien być w naukę mieszany), ale ewolucja nie była przypadkowa. W czasie procesu ewolucji pojawiały się 'zaplanowane' mutację. Odkrycia Carinsa przez 9 lat były podkopywane, ale nie udało się ich całkowicie obalić. Po 9 latach od publikacji jego odkrycia Scientific American opublikowało wstawkę, której wydźwięk jest jednoznaczny, mimo użycia naukowych słów. Tłumacząc naukowy bulgot, łatwo można się domyśleć, że autorom artykułu chodziło mniej więcej o to, "że przez 9 lat próbowaliśmy podkopać teorie Carinsa, ale nie udało się, mimo tego, że się staramy, bo jego odkrycie mimo, że jest prawidłowe, nie może takie być, bo burzy to inną wielką teorię".

Przejdźmy teraz do części poświęconej staromodnemu przeświadczeniu, że Wszechświat jest jak materialna maszyna, którą można poznać przez rozkładanie jej na części i kolejne ich łączenie i obserwację. To jest podejście sprzed około 70 lat, kiedy nie była znana fizyka kwantowa. W tamtym czasie świat fizyczny kończył się na atomie, który był najmniejszą niepodzielną kulką zawieszoną w przestrzeni. Błąd! Atom nie jest materialną kulką! To jest staromodne myślenie, które musimy zmienić! Atom to energia- ściślej oddaje to stwierdzenie, że atom to zawirowanie energii (stąd podczas zbliżania się do atomu, można przez niego 'przelecieć' nie spotykając nic). My jesteśmy przyzwyczajeni do atomu w którego centrum jest jądro i dookoła którego krążą elektrony. Błąd! Takie coś nie istnieje. To staromodny model, nie oddający natury atomu. Tamten model wyraźnie mówi "Atom to coś materialnego". Dzisiaj wiemy, że atom nie wygląda jak miniaturowy model Układu Słonecznego. Atom to zawirowania energii, które dają właściwości materialne. Stara fizyka Newtona mówi, że materia jest punktem końcowym, a dzisiejsza fizyka mówi głośne 'nie!'- to energia jest punktem końcowym i bez jej uwzględniania cały obraz jest niepełny. Dzisiaj wiemy, że atomy nie mają wyraźnej granicy- ponieważ energia z której są zbudowane mimo tego, że tworzy coś na kształt kuli nie ma wyraźnie zaznaczanej granicy w której kończy się atom. Oczywiście energia ta przybiera różną postać- jako elektrony, protony, neutrony, kwarki itp. ale to dalej jest energia manifestująca swoją obecność w postaci cząstek wibrujących z określona częstotliwością (czyli mających określoną energię). Dlatego badanie atomów jest tak trudne- by wejść w głąb atomu musimy użyć energii- gdy energia którą my używamy spotyka się z energią atomu, on zaczyna reagować co utrudnia nam jego poznanie. Zjawisko to nazywa się zasadą nieoznaczoności Heisenberga. Im bardziej znamy jeden parametr, który badamy, tym mniej znamy inne parametry.
Biologia powoli zaczyna się dostosowywać do nowego nurtu- holizmu. Holizm wyraźnie głosi, że nie można badać konkretnej rzeczy nie biorąc pod uwagę otoczenia. Wszystko jest ze wszystkim połączone czy to dzięki grawitacji, czy przez pola magnetyczne, elektryczne, czy przez wspólną częstotliwość drgań. Dlatego nasze zdrowie powiązane jest nie tylko z tym co dzieje się w nas w środku. Zdrowie jest powiązane ze wszystkim z czym się spotykamy- z pracą, z relacjami z innymi ludźmi itp. Ciało reaguje na zmiany otoczenia. Wszystkie bodźce mają na nas wpływ. W ciągu sekundy do naszego ciała dociera 4 miliardy [sic!] bodźców z czego my reagujemy może na 2000. Pozostała część nie przechodzi obojętna. Ona też ma na nas wpływ. Patrząc w ekran laptopa widzimy jednorodny, wyraźny obraz. W rzeczywistości ekran laptopa miga bardzo szybko. Tak szybko, że nie jesteśmy w stanie tego świadomie rejestrować. Ale te migania wpływają na nas, ponieważ ekran wysyła do nas energię. Ta energia ma wpływ na nasz organizm. Każdy atom obecny w tym Wszechświecie oddaje i wysyła energię. Atomy wibrują i wysyłają do otoczenia falę energii. Oznacza to, że każdy atom naszego ciała również wibruje dając energię i ją pochłaniając. Medycyna dalej tkwi w martwym punkcie przekonań o tym, że wszystko jest materią. Mimo tego, że tkwi w tym punkcie korzysta ona z właściwości, które opisuje fizyka kwantowa. Patrząc na skany piersi wykonane przez mammograf nie patrzymy na fotografię piersi. Patrzymy na ich obraz- a obraz ten jest obrazem atomów znajdujących się w piersiach. Ponieważ każdy atom ma charakterystyczną dla siebie częstotliwość wibracji możemy widzieć na skanach komórki rakowe, ponieważ w nich są atomy, które drgają z inną częstotliwością niż reszta. My patrzymy na obraz energii. Powiedziałem, że medycyna zatrzymała się w punkcie w którym takiego raka się po prostu wycina. Otwiera pierś i wycina. Energię wykorzystało się jedynie do zweryfikowania czy jest to rak w momencie badania mammografem. Medycyna powinna przekroczyć w końcu ten próg i zrozumieć, że jeśli atomy wypromieniowały energię dzięki której mammograf pokazał nam gdzie jest rak, to dlaczego my nie użyjemy energii tak, by 'dostroić' atomy zamiast je po prostu wycinać? Sprowadza się to do konkluzji, że używając energii można zmienić strukturę materii- przez co zamiast wycinać komórki rakowe, twierdząc, ze to wina genów, możemy starać się energią nastroić atomy komórek by zaczęły zachowywać się tak jak pożądamy.
Mimo tego, że medycyna nie zaszła aż tak daleko, to wiemy i mamy dowody, że energia jest w stanie wpływać na komórki organizmu. Dowiedziono, że transkrypcja komórkowa może być wyindukowana pulsacją pola elektromagnetycznego. Dowiedziono, że działanie słabymi polami elektromagnetycznymi na gruczoły ślinowe wpływa na modyfikacje syntezy białek. Dowiedziono, że za pomocą pola elektromagnetycznego można sterować różnicowaniem komórek krwi. To wszystko sprowadza się do tego, że to nie geny kontrolują procesy komórkowe, a otoczenie przez wysyłanie energii. Energia (w tym wypadku w postaci pola elektromagnetycznego) ma wpływ na produkcję DNA, RNA i białek w komórce, czyli ma wpływ na biochemie tej komórki!
Nauka powinna zmienić myślenie- powinniśmy odejść od stosowania fizyki sprzed 50 lat do opisu zjawisk molekularnych w biologi. Powinniśmy również zauważyć, że to nie winą genów jest wszystko co się nam przytrafia. To otoczenie i nasz sposób postrzegania środowiska wpływa na to co się dzieje w naszych komórkach, a zarazem w naszych ciałach.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
[1]- obrazek ze strony: http://redconcienciaplanetaria.blogspot.com/2010/09/un-gen-limita-la-inteligencia.html
Całość tekstu napisana została przez natchnienie wykładem Bruc'a Liptona. Polecam zajrzeć do Antykwariatu w którym z pewnością znajdziecie wiele książek o podobnej tematyce.

sobota, 1 września 2012

Pierścienie Saturna- cykl 'O obiektach Układu Słonecznego'.


Z uwagi, że dawno nie dodałem już posta z cyklu 'O obiektach Układu Słonecznego' dzisiaj nadrabiam tę dziurę i postaram się Wam przybliżyć czym tak dokładnie są osławione pierścienie Saturna.

Pierścienie zaczynają się już na wysokości 7000 kilometrów [1] ponad powłoką chmur i rozciągają się w przestrzeni na dystansie około 74 000 kilometrów. Same w sobie pierścienie okalające Saturna są zbudowane z kryształów lodu i drobnych skał. Są one bardzo wyraźnie widoczne mimo tego, że ich szerokość wynosi zaledwie 30 kilometrów. W zależności od gęstości materiału układają się one koncentrycznie, dzięki czemu są wyraźnie od siebie pooddzielane co umożliwia ich rozróżnienie. Na podstawie różnicy w strukturach pierścieni oraz przerw które między nimi występują (przerwy te wywołane są obecnością księżyców Saturna) astronomowie wyróżnili 10 głównych pierścieni. W obrębie owych 10 pierścieni znajduje się około 10 000 mniejszych. [1]

Z Ziemi w ciągu 24 lat (tyle wynosi czas obiegu Saturna dookoła Słońca) możemy obserwować pierścienie od ich górnej części i od spodniej. Obecnie pierścienie są dobrze widoczne od strony spodniej i będzie je tak widać do 2016 roku w momencie maksymalnego przechylenia Saturna względem Ziemi. Potem pierścienie zaczną zanikać aby po około 7 latach zniknąć całkowicie i pojawić się widziane od góry.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
[1]- dane zaczerpnięte z "Wszechświat" Colin'a Ronan'a, 1996.