czwartek, 30 sierpnia 2012

Krótka historia powstania Księżyca.




Około 4,533 miliarda lat temu, mniej więcej 34 milionów lat po powstaniu Ziemi (która dalej nie dorównywała rozmiarami obecnej) doszło do przedziwnego zdarzenia. Mniej więcej w tym samym czasie w którym powstała Ziemia, na tej samej orbicie powstała inna protoplaneta Thea. Prawdopodobnie obydwie protoplanety poruszały się po bardzo zbliżonym orbitach z tą różnicą, że były oddalone od siebie o około 60 stopni (150 milionów kilometrów). Po 34 milionach lat formowania się obu protoplanet Thea  osiągnęła rozmiary obecnego Marsa. Skutkowało to tym, że była ona za ciężka do stabilnego poruszania się po tej samej orbicie co praziemia. Thea zaczęła oscylować dookoła swojej pierwotnej orbity, aż doszło to potężnego zderzenia z naszą ciągle formująca się przyszłą matką. Na skutek powstałych podczas owego zdarzenia ogromnych ciśnień i temperatur dwa ciała zaczęły się ze sobą zlewać. Na podstawie komputerowych symulacji dowiedziono, że podczas zderzenia, które nie było zderzeniem centralnym, (ponieważ Thea uderzyła w praziemię pod pewnym kątem) około 2% płaszcza dwóch protoplanet zostało wyrzuconych w kosmos. Owe 2% wyrzuconych w przestrzeń okołoziemską skał i pyłów w ciągu około tysiąca lat utworzyło dookoła Ziemi pierścień z którego w ciągu ponad miliona lat uformował się nasz Księżyc. Pierwotnie zaraz po utworzeniu, Księżyc okrążał Ziemię w odległości 22 tysięcy kilometrów (dziś ta odległość wynosi około 400 tysięcy kilometrów). W momencie gdy Thea uderzyła w Ziemię została naruszona pierwotna orbita planety oraz czas obrotu wokół własnej osi. W momencie uformowania Księżyca doba trwałą około 6 godzin.

Po powstaniu Księżyca, w momencie jego ochłodzenia, powierzchnia księżycowa była bardzo pofałdowana i podziurawiona kraterami pochodzącymi ze zderzeń z mniejszymi ciałami kosmicznymi. Około 3 miliardów lat temu spora cześć powierzchni Księżyca została wygładzona za sprawą działalności wulkanicznej, dzięki której, przez wiele milionów lat, kratery obecne na Księżycu napełniały się lawą , przez co z ówczesnych księżycowych kraterów powstały księżycowe morza. Oprócz kraterów uderzeniowych, jakie możemy podziwiać na księżycu, przez wyżyny, morza, niziny i uskoki, bardzo ciekawymi obiektami jakie obserwujemy na powierzchni Księżyca są bruzdy. Prawdopodobnie powstały one podczas upadku meteorytów, które wywołały fale sejsmiczne, przez co powierzchnia zaczęła pękać, a stropy tuneli lawowych  zaczęły zapadać się, tworząc charakterystyczne bruzdy.

Od czasu, gdy Księżyc był aktywnym wulkanicznie ciałem niebieskim, po okresie ustania wulkanizmu niewiele się zmieniło. Od tamtego czasu na Księżyc prawdopodobnie nie spadło żadne większe ciało, które znacznie naruszyłoby jego strukturę.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Fotografia pochodzi ze strony: http://adk.astronet.pl/ksiezyc1.shtml

środa, 29 sierpnia 2012

Deenatyczno- erenatyczne zamieszanie w Hadeiku.

Struktura cząsteczki tRNA.[1]
Prezentuje tutaj mój pierwszy 'poważniejszy' tekst jaki w życiu napisałem. Nie zmieniałem w nim formy, stylistyki i interpunkcji, ponieważ chciałem, żeby pozostał taki, jak go kiedyś napisałem. Wiem, że miejscami może ciężko będzie zrozumieć o co mi chodzi, ale dla tych co na bieżąco czytają moje artykuły, może być to też fajny przykład mojego (mam nadzieje, że to prawda) postępu w pisaniu. Mam nadzieje, że obecne teksty są znacznie lepiej przeze mnie pisane ;)


Życie. Jedno słowo sprawiające wiele kłopotów niejednemu człowiekowi próbującemu je zdefiniować. Dla jednych to dążenie do doskonałości. Dla innych to kawałek mniej lub bardziej wykorzystanego czasu, a dla jeszcze innych szereg milionów najróżniejszych reakcji chemicznych. Tak samo jak trudno zdefiniować samo pojęcie „życia”, tak samo trudno jest powiedzieć kiedy, jak, gdzie i po co ono powstało.

Przenieśmy się jakieś 4,6 miliarda lat wstecz. Układ Słoneczny jest częścią galaktyki spiralnej zwanej Drogą mleczną. Składa się ona z wielu miliardów gwiazd. Słońce wraz z całym Układem Słonecznym powstało około 4,6 mld lat temu z obłoku materii protogwiazdowej. Prawdopodobnie pod wpływem wybuchu supernowej doszło do rozpoczęcia procesu zagęszczania się tej materii. Powstał wirujący dysk. Z jego centralnej części uformowało się Protosłońce, wokół którego wytworzyły się pierścienie materii protoplanetarnej. W pierścieniach położonych blisko Protosłońca, w wysokiej temperaturze gromadziły się głównie pierwiastki ciężkie, a w dalej położonych pierścieniach pierwiastki lekkie. Tłumaczy to różną budowę planet wewnętrznych i zewnętrznych Układu Słonecznego. W następnym etapie pyły unoszące się w pierścieniach zaczęły się ze sobą łączyć w coraz większe bryły (planetezymale), a połączenie planetezymali doprowadziło do powstania planet wewnętrznych (w tym Ziemi) oraz jąder planet zewnętrznych. W kolejnym etapie tworzenia się Układu Słonecznego zwiększona aktywność Słońca (które pod wpływem zapadania się grawitacyjnego zwiększyło swoją temperaturę do około 10 mln K) doprowadziła do wymiecenia reszty gazów pozostałych z pierwotnego obłoku. Część z tych gazów została przechwycona
przez jądra planet zewnętrznych - tworząc ich gazową otoczkę.

W początkowej fazie istnienia Ziemia, podobnie jak inne planety, przeszła fazę "wielkiego bombardowania" - liczne pozostałości dysku protoplanetarnego (niektóre o rozmiarach rzędu setek kilometrów) zderzały się z Ziemią. Powodowało to zwiększanie masy Ziemi, a ogromna energia kinetyczna ulegała przemianie w ciepło. Nasza planeta zaczęła się dosłownie topić od zewnątrz, aż wreszcie przekształciła się w żarzącą się kulę stopionej materii. Gdy Ziemia była w stanie płynnym, oddzieliły się różne minerały: cięższe pierwiastki ( np. żelazo i nikiel) spłynęły do środka, gdzie utworzyły jądro Ziemi. Lżejsze minerały (np. krzemiany i tlenki) utworzyły warstwy zewnętrzne: płaszcz i skorupę ziemską. Po zakończeniu okresu "wielkiego bombardowania" Ziemia zaczęła powoli stygnąć - powstała stała skorupa ziemska.

Jak się domyślamy, bez większych doświadczeń i potwierdzeń owe "życie" nie mogło istnieć w okresie nie wcześniejszym niż okres w którym uformowała się w miarę stabilna i trwała skorupa ziemska, z tej prostej przyczyny, że na owej Ziemi warunki jakie panowały były tak ekstremalne, że żaden znany nam organizm od najbardziej trwałych wirusów po niesporczaki, nie byłby w stanie wytrzymać. Okres "niemożności życia" nazywa się Hadeik. W czasie jego trwania Ziemia jest względnie ukształtowaną kulą gorących płynów i gazów, na której powierzchni ciągle wybuchają wulkany, a atmosfera nie zawiera ani jednej cząsteczki wolnego tlenu. W ciągu sekundy w jej powierzchnie uderza nieskończenie wiele piorunów i co chwile w różnych jej częściach odbywają się trzęsienia zastygającej skorupy.

Sytuacja zmieniła się, gdy promień Ziemi osiągnął około 40% swojej dzisiejszej długości, a grawitacja ciała pozwoliła na zatrzymanie w jej pobliżu atmosfery zawierającej wodę. Temperatura Ziemi gwałtownie spadła, ukształtowała się też stała skorupa ziemska. Sytuacja w której woda mogła zostać zatrzymana przy powierzchni była swojego rodzaju swoistą "aromorfozą" w ewolucji planety. Dzięki temu zdarzeniu możliwe stało się w późniejszych okresach tworzenie większości związków organicznych i nieorganicznych, które tworzył się właśnie w wodzie (dopiero w tedy kiedy woda z atmosfery powoli skraplała się tworząc oceany i morza), ponieważ miały tam w miarę stabilne środowisko do przeprowadzania między sobą różnych reakcji chemicznych i gromadzenia się koło siebie. I tu pojawia się pytanie: jak powstały związki będące składowymi dzisiejszych "cząsteczek życia" takich jak aminokwasy, kwasy nukleinowe, cukry, związki z wiązaniami wysokoenergetycznymi i wiele innych?

Do lat 50. środowiska naukowe były przekonania, że do powstania złożonych cząstek organicznych potrzebne są wyrafinowane syntezy i warunki. Lecz po przeprowadzeniu przez Stanley'a Miler'A i Harold'a Urey'a w latach 50. serii doświadczeń, okazało się, że w pierwotnej atmosferze bogatej w metan, amoniak, dwutlenek węgla, tlenek węgla, wodór i parę wodną, na skutek wyładowań atmosferycznych, wybuchów wulkanów i wysokiej temperatury mogły tworzyć się aminokwasy, cukry, zasady azotowe i inne proste związki organiczne. Jak się później okazało w taki sposób mogły powstać wszystkie aminokwasy, a nawet pierwsze krótkie łańcuchy aminokwasowe. Ponieważ w atmosferze nie było tlenu, związki organiczne miały szansę powstawania i gromadzenia się. Owe gromadzące się związki osiadały na rozgrzanych skałach gdzie dochodziło do ich kumulacji i polimeryzacji. Jak dowiedziono w doświadczeniach rozgrzane skały bogate w żelazo, nikiel i miedź mogą katalizować niektóre reakcje polimeryzacji.

Na skutek gromadzenia się na całej powierzchni Ziemi najróżniejszych związków, które rywalizowały ze sobą dochodziło do molekularnej ewolucji. Konsekwencją tego było wyeliminowania cząstek "nieprzystosowanych" i pozostawienie cząstek "przystosowanych" do istnienia w tamtych warunkach.

I oto w historii Ziemi nadszedł pamiętny moment w którym kilka zbuntowanych cząstek postanowiło na zawsze zmienić oblicze i losy Ziemi i gdzieś w praoceanie, przepełnionym różnymi cząsteczkami, powstała pierwsza cząsteczka RNA. Ale zaraz, dlaczego właśnie RNA? Przecież obok RNA w dzisiejszych organizmach występuje jeszcze DNA. Co skłoniło dawne cząsteczki do stworzenia struktury mniej trwałej i niezdolnej do kodowania zbyt wielkiej ilości informacji genetycznej?

Wielu naukowców twierdzi, że RNA powstało pierwsze tworząc "świat RNA" dlatego, że miało zdolności katalityczne. Ich przeciwnicy, w tym także ja odpowiadamy na to, że owszem, RNA ma zdolności katalityczne, ale są one zbyt małe, by cząsteczki w czasie mogły się wydajnie replikować, różnicować i prowadzić jeszcze bardziej skomplikowane reakcje. Nie zaprzeczam, ze cząsteczki te replikowały się i katalizowały reakcje chemiczne, ale co do zdolności katalitycznych w tej walce wygrywają białka złożone z aminokwasów. Nawet jeśli owe cząstki RNA były w stanie prowadzi jako takie replikację, to musiały one zawiera bardzo dużo błędów, ponieważ na wczesnych etapach początku życia nie istniały jeszcze żadne systemy naprawiające i sprawdzające replikację.

Innym ważnym argumentem obalającym "świat RNA" jest niestabilność RNA, w przeciwieństwie do stabilności DNA. W tamtych zamierzchłych czasach, warunki środowiskowe były tak trudne i ciężkie, że cząsteczki mało stabilne miały bardzo utrudnione zadanie do samego istnienia, nie mówiąc już o jakiś większych postępach ewolucyjnych. Do tego potrzeba było czegoś znacznie trwałego i stabilnego. Ponadto cząsteczka DNA jest w stanie pomieścić znacznie większą ilość informacji genetycznej którą jest w stanie jako tako sama ochraniać, co było w owych czasach bardzo ważne. Przede wszystkim ochrona materiału genetycznego, a w momentach „spokoju” jak najszybsze jego powielanie i produkcja na ilość a nie na jakość.

Niestety pojawia się problem potwierdzający tezę "świata RNA". Otóż w przeciwieństwie do RNA cząsteczki DNA bez pomocy innych bardzo złożonych mechanizmów z zewnątrz nie są w stanie się same replikować . Ponadto na ich budowę potrzeba znacznie więcej składowych, których znalezienie w praoceanie nie było prostym zadaniem dla czegoś wielkości kilkudziesięciu atomów.

Ważną kwestią, dotyczącą która z cząsteczek dominowała na Ziemi jest nie tyle zdolność do replikacji ale też jej szybkość . W tej konkurencji niepowtarzalnie wygrywa cząsteczka RNA, co daje jej niesamowitą przewagę nad DNA, która potrzebuje więcej czasu na takie działania.

Innym ważnym problemem jest ustalenie czy w tamtych czasach cząsteczki RNA rzeczywiście były takie za jakie je uważamy i obserwujemy dzisiaj. Otóż nie. Ryboza budująca nici RNA wcale nie zajmowała swojego miejsca od początku. Prawdopodobnie to miejsce zajmował inny znacznie prostszy w budowie cukier, a ryboza wepchała się na jego miejsce kilkanaście milionów lat później kiedy ciągle zmieniające się warunki na Ziemi zmusiły cząsteczki do takich aromorfoz.

Może i naukowcy będący zwolennikami „Świata RNA” i ich przeciwnicy są w błędzie i odpowiedzi co tak naprawdę było pierwsze trzeba szukać w trzeciej beczce wypełnionej białkami. Jakby nie patrzeć DNA nie może powstawać bez udziału maszynerii białkowej, tak samo białko nie może powstać bez zapisu informacji genetycznej w DNA. Z drugiej strony by z informacji genetycznej zapisanej w DNA powstało białko potrzeba pośrednika, którego miejsce zajęło RNA. Więc w takim razie co tutaj tak naprawdę jest istotne? Informacja zapisana w DNA, wszechobecne aminokwasy tworzące białka czy pośrednik RNA?

Otóż odpowiedź w mojej opinii odpowiedź jest prostsza niż się wydaję. „Świat RNA” ma solidne podstawy do akceptowania, ale mało prawdopodobne jest by mógł on normalnie funkcjonować. Tak samo „Świat DNA” czy „Świat Białek” traci na wartości bo te związki (no może oprócz białek które w końcu same ze sobą też by długo nie podziałały) nie mogą bez siebie funkcjonować. Bardziej poprawną nazwą mogła by być nazwa „Świat trzech składowych”, ponieważ moim zdaniem każdy z tych trzech składników mógł powstać mniej więcej w tym samym czasie, a przynajmniej bardzo blisko siebie i na skutek zmian ewolucyjnych, związki te zgrały się ze sobą tworząc dzisiejszą potężna i nie do końca zbadaną, mistyczną maszynerię utrzymującą świat żywy przy życiu.

Zachęcam do odwiedzenia strony antykwariatu www.wieszcz.pl na której będziecie mogli znaleźć wiele różnych książek o tematyce pochodzenia życia na Ziemi.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
[1]- ilustracja pochodzi ze strony: http://www.bioinformatyk.eu/index.php/bioinformatyka/jak-z-sekwencji-aminokwasow-zrobic-model-3d-troche-o-modelowaniu-homologicznym.html

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

10 wymiarów- podróż przez nieskończonośc



Zaczniemy od punktu. W sumie po chwili zastanowienia to dalej nie zaczęliśmy, ponieważ punkt jest bezwymiarowy, nie ma wielkości, nie ma objętości ani powierzchni. Jest po prostu pustym miejscem, które informuje nas o pewnej pozycji w której się znajduje. By przejść dalej potrzebujemy innego punktu. Obojętnie jak daleko będą się od siebie znajdowały, dalej są to tylko puste, bezwymiarowe i wyimaginowane miejsca w przestrzeni. Tak naprawdę nie znamy ani jednej rzeczy w całym otaczającym nas Wszechświecie, która byłaby prawdziwym punktem. Fizycy używają pojęcia punktu do określenia niektórych nieskończenie małych cząstek elementarnych które badają, ale w istocie nie są to punkty o właściwościach, które określa matematyka. Łatwiej jest to sobie wyobrazić, dlaczego nie istnieje nic co można by było nazwać punktem, ponieważ mimo tego, że najmniejsze znane nam cząstki elementarne są nieskończenie małe to jednak zgodnie z prawami matematyki muszą mieć nieskończenie małą objętość i powierzchnię. Zachowują się jak ramiona hiperboli, które mimo zmierzania do przecięcia się z osiami układu współrzędnego- nigdy tych osi nie osiągną.

Teraz między naszymi dwoma punktami utwórzmy linię. Znajdujemy się już w pierwszym wymiarze. Obiekt który stworzyliśmy- linia zakończona w dwóch punktach oddalonych od siebie ma tylko długość. Nie ma ona ani szerokości ani głębokości. Jest po prostu linią. Mimo tego, że znajdujemy się w pierwszym wymiarze to dalej za mało, byśmy mogli powiedzieć o jakichkolwiek zjawiskach fizycznych, które znamy. Aby jednowymiarowy obiekt jaki stworzyliśmy stał się bardziej bliski temu co znamy, musimy sprawić by stał się on obiektem dwuwymiarowym.

Weźmy teraz kolejne dwa punkty, utwórzmy z nich kolejną linię. Mamy już dwa jednowymiarowe obiekty. Teraz przyłóżmy te linię do siebie tak by tworzyły kształt krzyża. Dzięki temu prostemu zabiegowi wchodzimy w świat dwuwymiarowy. Nasz obiekt o kształcie krzyża ma już długość i szerokość. Zatrzymamy się w tym miejscu by opowiedzieć jak wyglądałoby życie w dwuwymiarowej przestrzeni. Posłużymy się do tego przykładem Płaszczaków- dwuwymiarowych istot, które opisał wybitny teolog i znawca literatury E. A. Abbot w 1884 roku. Opisał on życie Płaszczaków w swojej rewolucyjnej książce ?Flatlandia?. Zachęcam Was do przeczytania powyższej pozycji, a jeśli nie macie takiej możliwości gorąco polecam Wam zabawę z własną wyobraźnią- pomyślcie jak może wyglądać świat Płaszczaków, który rozgrywa się na powierzchni kartki papieru. Płaszczaki mogą poruszać się jedynie w lewo, w prawo, w górę i w dół- nie istnieje u nich możliwość pójścia ani do przodu, ani do tyłu. Kolejnym problemem z jakim spotykają się Płaszczaki jest brak znanego nam przewodu pokarmowego, który przecinałby ich ciało! Same w sobie Płaszczaki przypominałyby postacie z kart do gry- nie możemy zapomnieć, że mają one tylko długość i szerokość. Załóżmy, że jeden z Płaszczaków próbuje wyobrazić sobie nasz trójwymiarowy wymiar. Ponieważ, żyje on w dwuwymiarowym świecie nie potrafi wyobrazić sobie jak wygląda trzeci wymiar- głębokość. Załóżmy też, że na szczęście dla Płaszczakowego naukowca tuż obok niego przez jego dwuwymiarowy świat przechodzi trójwymiarowa piłka. Jak on by to widział? Na początku widziałby przed sobą punkt, po chwili w miarę przechodzenia piłki przez jego dwuwymiarowy świat widziałby jak punkt zaczyna tworzyć wydłużającą się linię, która w pewnym momencie zaczyna kurczyć się, staje się punktem i znika. Pomyśl jak dziwnie wyglądałby człowiek przechodzący przez świat Płaszczaka.

Przejście z dwuwymiarowego świata do trójwymiarowego powinno być dla nas znacznie łatwiejsze- ponieważ to w trójwymiarowym świecie toczy się całe nasze życie. Dla nas oczywiste jest, że wszystkie obiekty w 3 wymiarach posiadają długość, szerokość i głębokość. Ale jak można stworzyć trzeci wymiar?- bardzo prosto. Dwuwymiarowy świat rozgrywa się na płaszczyźnie- dokładnie takiej samej jak kartka papieru. Jeśli wyobrazimy sobie mrówkę idącą po płaskiej kartce papieru możemy założyć (dla uproszczenia), że porusza się ona w dwóch wymiarach. Załóżmy też, że mrówka doszła do skraju naszej kartki papieru. By dostać się w dwuwymiarowym świecie na przeciwległy kraniec kartki, mrówka musi się wrócić. Gdy zaś zegniemy gazetę na kształt rulonu i zestawimy obok siebie dwa przeciwległe krańce kartki mrówka nie będzie musiała już się cofać. Znajdzie się ona w wyższym wymiarze. Można powiedzieć, że trzeci wymiar jest inaczej zagiętym dwu wymiarem- tak jakby skokiem z jednego punktu do drugiego w niższym wymiarze.

Mamy stworzone już trzy wymiary. Wydaje się, że dla pozostałych nie ma już miejsca. Do opisania wyglądu każdego obiektu wystarczy znać długość, szerokość i wysokość. W takim razie czym jest czwarty wymiar. Otóż jest to czas. Każdy zna czas i każdy myśli, że łatwo go opisać, ale dopiero przy głębszej analizie dochodzimy do wniosku, że nie potrafimy pokazać jak on wygląda. Nie potrafimy wyobrazić sobie jak wygląda czwarty wymiar ponieważ nasze mózgi nie są do tego przystosowane, ale nic nie stoi na przeszkodzie by porównać go do rzeczy jakie znamy z naszego trójwymiaru. Jeśli wyobrazimy sobie siebie samych teraz i minutę temu możemy narysować linię od tego co już było do tego co jest. Ta linia będzie linią czwartego wymiaru. Ściślej mówiąc, gdybyśmy potrafili widzieć w czwartym wymiarze wszystko co nas otacza wyglądałoby jak długie faliste węże. My sami wyglądalibyśmy jak długi falisty wąż z embrionalnym sobą na jednym końcu węża i martwym ciałem na jego końcu. Ale ponieważ nie jesteśmy w stanie widzieć w czwartym wymiarze, jesteśmy jak Płaszczaki- widzimy tylko trójwymiarowe ?klatki? (Płaszczaki widziały przekroje poprzeczne, my widzimy sceny- dokładnie tak samo jak na filmie) ukazujące nas samych w czwartym wymiarze.

W takim razie mamy już cztery wymiary- trzy przestrzenne i jeden czasowy w którym dzieją się wszystkie wydarzenia zachodzące w trzech wymiarach. Czy teraz możemy powiedzieć, że mamy już wszystko? Nie. Piąty wymiar najprościej traktować jako rozgałęzienie wielu czwartych wymiarów, które spotykają się w jednym miejscu- ale w jakim? Odpowiedź na pytanie w jakim miejscu spotykają się wszystkie ścieżki czwartego wymiaru jest prosta- spotykają się tam gdzie my chcemy, by się spotkały. Piąty wymiar zawiera nieskończenie wiele możliwości jakie możemy dokonać np. czy być kucharzem, pilotem, artystą. Ale to my dzięki oddziaływaniu w naszym świecie trójwymiaru dokonujemy wyboru jednej ścieżki w czterowymiarze dzięki czemu w określonym przypadku wszystkie pozostałe możliwości w piątym zanikają. Oczywiście piąty wymiar dotyczy każdego aspektu naszego życia np. czy pic rano herbatę, kawę, kakao, piwo czy może nic nie pic, albo czy iść do hipermarketu czy sklepiku za rogiem. W piątym wymiarze wszystko jest rozmyte i ma wiele możliwości, ale to my dzięki naszym poczynaniom w niższych wymiarach determinujemy piąty wymiar do przybrania konkretnego ?kształtu?.

Dochodzimy do momentu w którym pojawia się szósty wymiar. Jest on po prostu zagięciem piątego wymiaru tak by pozwolił nam przeskoczyć do innej rzeczywistości. Załóżmy, że jesteśmy biedni. W domu rodzinnym panowała bieda i tak zostało aż do dziś. W ?opcjach? jakie były dostępne w naszym dzieciństwie w piątym wymiarze nie było opcji ?bogactwa?. Szósty wymiar pozwala nam przeskoczyć z aktualnej pięciowymiarowej rzeczywistości do innej, gdzie takie pięciowymiarowe ścieżki mają już miejsce. Dzięki temu szósty wymiar możemy traktować jako zaginanie piątego do różnych rzeczywistości jakie mogą mieć miejsce.

Siódmy wymiar zaskakuje. Jest to zbiór wszystkich wcześniejszych wymiarów w punkcie takim jaki był przed pierwszym wymiarem. Ale wyjaśnijmy to prościej. Linia czwartego wymiaru zaczęła się w momencie Wielkiego Wybuchu- czyli w tedy kiedy zaczął płynąc czas. Linia ta podąża cały czas do przodu ponieważ jak widzimy Wszechświat istnieje, a linia ta skończy się dopiero w momencie skończenia Wszystkiego. Jednym słowem linia w czwartym wymiarze łączy Wielki wybuch w nieskończoną ilością możliwości jego końca. W naszym rozumowaniu linii końca Wszechświata jest nieskończenie wiele, dlatego siódmy wymiar traktujemy jako punkt w którym zawarte są wszystkie linie czasu zawierające w sobie opcje końca Świata. Mamy już nieskończoność jako punkt w siódmy wymiarze, który zawiera w sobie wszystkie możliwe scenariusze wszystkiego co zachodzi w naszym Wszechświecie. Wracamy niejako do początku podróży przez wymiary bo znowu znaleźliśmy się w punkcie, którego nie mamy z czym połączyć- bo jak mogą istniej inne punktowe nieskończoności jak nasza, do których moglibyśmy pociągnąć linie w ósmym wymiarze by połączyć ze sobą dwa nieskończone punkty w siódmym wymiarze? Otóż mogą istnieć i istnieją. Tymi innymi nieskończonościami są inne rzeczywistości które zaczęły się możliwie, że całkowicie różnie od tego jak nasza. Dookoła naszego Wszechświata istnieją inne Wszechświaty w których wszystko włącznie z prawami fizyki może być inne niż u nas. Tworzą one odrębne nieskończoności. To linie łączące te wszystkie Wszechświaty są liniami w ósmym wymiarze.

Pamiętacie jeszcze naszą mrówkę na dwuwymiarowej gazecie, która po zgięciu gazety trafia w trzeci wymiar? Na tej samej zasadzie działa to też przy zaginaniu ósmego wymiaru do dziewiątego. Jeśli stalibyśmy na jednej linii ósmego wymiaru łączącego siedmiowymiarowe nieskończoności musielibyśmy zagiąć te linie do dziewiątego wymiaru by skoczyć z jednej linii na drugą. Dziewiąty wymiar jest więc zaginaniem linii ósmego wymiaru.

Wkraczamy teraz do ostatniego (jak się zaraz okaże) dziesiątego wymiaru. Jest on? punktem! Punktem na który składają się wszystkie linie ósmego wymiaru łączące wszystkie nieskończoności jakie tylko istnieją. Mimo tego, że dziesiąty wymiar sprowadza się do punktu nie ma już innych punktów bo to w nim zawarte jest wszystko- wszystkie możliwe Wszechświaty, wszystkie inne punkty, prawdopodobieństwa i zdarzenia oraz niższe wymiary. W nim- w dziesiątym wymiarze- zawarte jest wszystko i nie da się dalej iść. Wszystko co nawet próbujemy umieścić obok dziesiątego wymiaru (chodzi o rzeczy w wyobraźni) spada do niższych wymiarów. Nie da się przekroczyć granicy dziesiątego wymiaru.

Dzięki temu, że dziesiąty wymiar jest ostatnim najwyższym wymiarem jaki może istnieć fizycy kwantowi twierdzą, że w teorii strun, super struny drgają właśnie w dziesiątym wymiarze. Struny drgają w dziesięciu wymiarach i mają przed sobą wiele różnych możliwości, ale to dzięki temu co dzieje się w naszych trzech wymiarach determinuje się wyższe wymiary w obrębie naszego Wszechświata do przyjęcia konkretnych ?kształtów?.

Rozumiem, że ta krótka podróż przez dziesięć wymiarów jaką tutaj przedstawiłem może przyprawiać o zawrót głowy i również może wydawać się niezrozumiała i nierealna. Jest to naturalne ponieważ nasze mózgi nauczyły się myśleć jedynie w trzech wymiarach przestrzennych i częściowo w czwartym wymiarze czasowym. Nie potrafimy po prostu zobaczyć innych wymiarów, mimo, że się w nich poruszamy!

Może wydawać się to niepokojące, że żyjemy w tylu wymiarach naraz, a nie zdajemy sobie tego sprawy. Dziwne wydawać się nam może również determinowanie wyższych wymiarów, by przybierały określone właściwości przez sam fakt ich obserwacji. Ja ze swojej strony zachęcam Was do zapóźniania się z filmem w którym koncepcja 10 wymiarów została bardzo ciekawie przedstawiona. Film można znaleźć tutaj. Zachęcam również do próby wyobrażenia sobie innych wymiarów ich właściwości, kształtów i tego jak wpływają na nasze życie. W próbach wyobrażania sobie innych rzeczywistości może wam pomóc Antykwariat na którym znajdziecie wiele ciekawych pozycji w których koncepcja wielowymiaru jest dokładnie opisana.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Czy wszystko dzieje się bez powodu?


    Czy wszystko w naszym życiu dzieje się bez powodu? Czy każde zdarzenie spowodowane jest całkowicie losowym splotem różnych zdarzeń które miały miejsce w przeszłości? A może istnieje coś co kieruje naszym życiem i wszystko co się dzieję jest od dawna z góry narzucone?
   Osobiście skłaniam się do teorii, że wszystko co spotyka nas w życiu jest splotem losowych wydarzeń na które wpływają inne wydarzenia dziejące się w przeszłości. Jestem zwolennikiem teorii, że nawet najmniejsza zmiana w układzie jest w stanie zmienić go całkowicie- czasami może nawet sprzecznie z intuicją i logiką. Można uznać, że życie jest złożone z chaosu przypadków. Chaos ten opisuje matematyka.
   Chaos został przedstawiony za pomocą anegdoty "Efekt motyla" sformułowanej przez Edwarda Lorenza, który w 1960 roku pracował nad modelami komputerowymi zjawisk pogodowych. Odkrył on, że nawet najmniejsze z najmniejszych zmian w warunkach początkowych mogą całkowicie wpłynąć na rozwój sytuacji w przeciągu określanego czasu. Matematyka swoim skomplikowanym językiem w uproszczeniu opisuje chaos jako wrażliwość układów równań na dowolnie małe zaburzenia parametrów. Lorenz stworzył również układ trzech równań różniczkowych, których wykres przedstawia tzw. atraktor Lorenzca. Sama nazwa 'Efektu motyla' wzięła się z podobieństwa atraktora do skrzydeł motyla.


   
   Ale wróćmy może do rozważań na temat tego co ma wpływ na to co przytrafia się nam w życiu. Odpowiedź jest prosta- wszystko ma wpływ na wszystko.  Posłużę się tutaj prostym przykładem.
Ania znajduje się w domu. Ma 20 minut na przyjazd autobusu odwożącego ją do pracy, którego przystanek stoi po tej samej stronie ulicy co jej dom. Rozważmy 3 sytuacje.

1. Ponieważ Ania ma 20 minut postanawia przed przyjazdem autobusu kupić paczkę papierosów. Najbliższy kiosk znajduje się po drugiej stronie ulicy. Pogoda jest deszczowa o czym Ania dowiaduje się po wyjściu z domu. Ponieważ wcześniej nie popatrzyła przez okno jaka na zewnątrz panuje pogoda Ania wychodzi w szpilkach. Podczas przechodzenia przez ulicę jeden z obcasów łamie się, Ania traci równowagę i wpada pod koła pędzącej ciężarówki- ginie na miejscu. 

2. Ania ma 20 minut do przyjazdu autobusu. Postanawia kupić paczkę papierosów, ale najbliższy kiosk w którym może to zrobić znajduje się po drugiej stronie ulicy. Przed samym wyjściem Ani przypomina się, że musi wziąć ze sobą stos plików które przygotowywała do pracy. Ania biegnie szybko do pokoju i gorączkowo przeszukuje wszystkie miejsca w których stos kartek może się znajdować. W pokoju go nie ma. Ania biegnie szybo do gabinetu, kuchni, łazienki. Szuka wszędzie. Po chwili Ania orientuje się, że minęło 30 minut, przez co spóźniła się do pracy. Po godzinie otrzymuje od szefa telefon z upomnieniem i potrąceniem pensji za nie przyjechanie do pracy. 

3. Ania ma 20 minut do przyjazdu autobusu. Postanawia przed przyjazdem autobusu kupić sobie paczkę papierosów, a jedyne, najbliższe jej miejsce gdzie może to zrobić jest kiosk po drugiej stronie ulicy. Ania podchodzi do drzwi, ale w ostatnim momencie przypomina sobie o pliku papierów jakie musi wziąć ze sobą do pracy. Ania wraca do pokoju i zabiera je z biurka, położonego na przeciwko okna. Zabierając je Ania zauważa, że na dworze jest bardzo deszczowa pogoda i postanawia się przebrać. Ponieważ zanim Ania zdążyła się przebrać zostało jej tylko 5 minut do przyjazdu autobusu dlatego zrezygnowała z zakupu papierosów- w innym wypadku spóźniłaby się na autobus. Ania dociera szczęśliwie do pracy, a szef jest zachwycony jej postępami dzięki czemu przyznaje jej premię. 

  Jak widzimy w podanych trzech przypadkach, na to co stało się z Anią ma wpływ kilka rzeczy. Możemy niektóre sobie z nich wyliczyć. Może gdyby Ania nie była palaczką w pierwszym przykładzie nie przechodziłaby na drugą stronę ulicy i nie doszłoby do wypadku. Może (również w pierwszym wypadku) gdyby Ania podeszła do okna, sprawdziła dzień wcześniej prognozę pogody na dzień, lub nie kupowała miesiąc wcześniej szpilek nie wywróciłaby się na ulicy i nie została potrącona przez samochód. W drugim przypadku gdyby Ania miała porządek w domu nie zostałaby potrącona jej pensja. W wypadku trzecim być może, gdyby podczas wychodzenia z domu Ania usłyszała szczekanie psa sąsiada zagapiłaby się i zwichnęła kostkę jeszcze przed wyjściem z własnego ogrodu. Jak widzimy w tych trzech przypadkach to co przytrafiło się Ani było splotem wielu różnych zależnych. Nawet najmniejsze wahanie początkowe 'układu' dawało bardzo różne skutki od tragicznej śmierci poprzez premię w pracy.
  Właśnie dlatego, że nawet najmniejsze zmiany początkowe układu mogą diametralnie wpłynąć na dalsze losy przyjęło się powiedzenie (stosowane w różnej formie): "Ponoć taki drobiazg jak trzepot skrzydeł motyla, może spowodować tajfun na drugiej półkuli."
  Każdy ma inne zdanie na temat tego, co rządzi naszym życiem. Tym bardziej każdy ma inne podejście do tego skąd wzięliśmy się na tym świecie. Może wydawać się to podejrzane, że jesteśmy na tej planecie, która jest położona w idealnej odległości od Słońca by nie było na niej ani za zimno ani za gorąco. Wydaje się dziwne, że nasze Słońce jest akurat taką gwiazdą i akurat w połowie swojego życia, że nam nie zagraża . Tym bardziej dziwne  wydaje się, że w okolicy naszego miejsca zamieszkania nie ma żadnych kosmicznych obiektów, które mogłyby nas zdmuchnąć jak kosmiczny pył. Idąc dalej niezwykłe jest to, że całkiem przypadkiem znaleźliśmy się w wyjątkowo spokojnym miejscu Drogi Mlecznej, która akurat jest jedną z tych galaktyk, które są wyjątkowo spokojne, ale na tyle aktywne, że były w stanie wyprodukować wszystkie substancje potrzebne nam do egzystencji. Na to wszystko dochodzi to, że nie ma bezpośredniego zagrożenia ze strony innych galaktyk, a nasze miejsce we Wszechświecie jest na tyle stabilne, że mieliśmy szansę na ewolucję. Dla mnie to wszystko to splot przypadków. Niezwykłych przypadków, ale jednak przypadków- ponieważ (według mnie) nie wszystko musi mieć przyczynę. Niektóre rzeczy mogą dziać się po prostu bez powodu.
   Na podobnej zasadzie można zastanawiać się dlaczego niebo jest niebieskie, trawa jest zielona, a krew czerwona. Można oczywiście wgłębiać się w biologiczne, czy fizyczne aspekty tych zjawisk. Wchodząc wgłąb krwi zobaczymy czerwone krwinki, które posiadają w sobie czerwony barwnik- hemoglobinę. Hemoglobina jest czerwona bo najsilniej odbija fotony o długości fali odbieranej przez nas jako kolor czerwony. Możemy pytać czy jest to tylko przypadek. Możemy zapytać czy to miało jakiś sens, że nasza krew jest czerwona, a innych zwierząt zielona, lub nawet niebieska. Im bardziej wnikamy tym coraz bardziej możemy odnieść wrażenie, że to wszystko dzieje się po prostu bez powodu i jest całkowicie przypadkowe.
   Wracając jednak do tematu. Następnym razem wychodząc z domu spróbuj zastanowić się co może stać się, gdy zrobisz całkowicie dowolna rzecz inną niż zwykle. Zastanów się co by było gdyby Twoi rodzice nigdy się nie poznali (bo np. Twoja mama zamiast wyjść na miasto gdzie poznała Twojego ojca postanowiła zmienić buty przez co spóźniła się na autobus i nie pojechała). Czy dalej żyłbyś tak jak żyjesz, czy może byłbyś całkowicie innym człowiekiem, gdyby tylko jedna rzecz w Twoim życiu rozegrała się inaczej niż było.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie zapomnijcie odwiedzic strony Antykwariatu!

piątek, 24 sierpnia 2012

Genialna księgarnia- antykwariat: WIESZCZ.PL



Chciałbym polecić Wam jedną z najlepszych księgarni z jaką dotąd miałem okazję się zapoznać-  WIESZCZ.PL !

Ogromny asortyment (140 tysięcy książek w ofercie!!), szeroki przekrój przez wszystkie dziedziny jakie tylko można sobie wymyślić- zaczynając od bajek dla dzieci, przez podręczniki do szkoły, aż po książki dla dorosłych-, BARDZO NISKIE CENY oraz bardzo szybka dostawa sprawiają, że spośród innych księgarni to właśnie WIESZCZ.PL wybija się na pierwsze miejsce!

WIESZCZ.PL oferuje nam wiele nowości wydawniczych wychodzących prosto spod pióra autora, jak i zarówno antykwariat, który oferuje nam unikatowe i często już niespotykane pozycję, które z całą pewnością zadowolą nawet najbardziej wybrednych czytelników.

Oprócz ogromnej bazy książek WIESZCZ.PL oferuję nam tanią i szybko wysyłkę oraz w ramach niezadowolenia klienta szybki zwrot- myślę, że żaden z klientów jeszcze nie miał potrzeby do korzystania z opcji 'fast return' polegającej na możliwości dokonania zwrotu każdej zamówionej pozycji w przeciągu 10 dni.

Zachęcam do odwiedzania strony internetowej, którą znajdziecie pod adresem:

WIESZCZ.PL

Oraz do śledzenia WIESZCZA.PL na Facebook!:




środa, 22 sierpnia 2012

Człowiek zombie- to nie fikcja.


    Do napisania tego posta zmobilizował mnie artykuł na temat skopolaminy ('Świat Wiedzy', wrzesień 2012) - substancji nazwanej 'oddechem diabła'. Dotychczas podobne rzeczy opisane w artykule, które tutaj również przedstawię wydawały mi się przekoloryzowanymi opowieściami dilerów lub ludzi przesiąkniętych amfetaminą, ale okazuje się, że to prawda.
struktura skopolaminy[1]
   Zanim przejdę do sedna sprawy, najpierw opowiem coś o związku, który może z człowieka zrobić zombie i sprawić, że będzie on dokonywał rzeczy na które nigdy by się nie zgodził. Skopolamina (inaczej zwana hioscyną) jest alkaloidem pochodzenia roślinnego. Należy do alkaloidów tropanowych- co sugeruje, że w jego budowie chemicznej można doszukać się podobieństw z kokainą. W Polsce skopolaminę można otrzymać z powszechnej roślin- bielunia dziędzierzawego. Jest to o tyle niepokojące, że bieluń dziędzierzawy jest rośliną dość powszechnie spotykaną i w umiejętnych rękach bardzo prosto można z niego skopolaminę wydobyć.  Jeśli ktoś nie posiada wiedzy jak, wystarczy niewielka dawka jakiejkolwiek części tej rośliny by otrzymać podobny efekt, który (co gorsza) potęgowane są przez obecność atropiny i hisocyjaminy. Skopolamina należy do substancji które silnie wpływają na układ nerwowy człowieka działając na niego uspokajająco, kojąco, przeciwlękowo i relaksacyjnie (depresyjnie). W odpowiednich dawkach stosowana jest jako serum prawdy (np. przez CIA).
Bieluń dziędzierzawy [2]
   By zrozumieć dlaczego pod wpływem działania skopolaminy człowiek jest w stanie powiedzieć każdą, nawet najbardziej krępującą tajemnicę jaką ukrywa przed światem musimy zrozumieć jej działanie na organizm człowieka. Skopolamina ze względu na swoją budowę chemiczną już w ciągu kilku sekund od dostania się do organizmu człowieka rozpoczyna swoje działanie. Bez przeszkód pokonuję barierę krew- mózg i dociera do określonych ośrodków. Objawami jej zażycia są między innymi: suchość w ustach, parcie na pęcherz oraz wysuszenie śluzówek nosa. Skopolamina nawet w małych dawkach działa silnie na ośrodek oddychania (położony w rdzeniu przedłużonym) co prowadzi do odcięcia dostaw tlenu do komórek- a w konsekwencji śmierci (stąd łatwo o jej przedawkowanie). Dzięki swojej zdolności do oddziaływania na receptory M hamuje ona działanie acetylocholiny przez co paraliżuje ona ośrodki wymiotne co uniemożliwia jej zwymiotowanie. Podobnie oddziałuje ona na hipokamp czyli strukturę odpowiedzialną za pamieć- przez co ofiara nie jest w stanie sobie przypomnieć zdarzeń, które wydarzyły się podczas gdy ona była w delirium (pamieć tak jakby nie nagrywała filmu tego co się dzieje).
   Ponieważ skopolamina pozbawiona jest całkowicie smaku, zapachu jest bardzo trudna do wykrycia przez potencjalną ofiarę. Wystarczą tylko 3 zaciągnięcia się dymem z papierosa do którego wcześniej dosypano skopolaminy by po kilku minutach wyjawiać każdy swój sekret. Skopolamina działa również po dodaniu jej do drinka, albo też podczas dmuchnięcia komuś w twarz powietrzem zawierającym jej dodatek.
   Jak mówi Ryan Duffy: "Ludzie stają się niewolnikami, nawet tego nie zauważając, przy czym zachowują pełną sprawność fizyczną i nie wyglądają na odurzonych. Skopolamina jest najbardziej niesamowitym i najbardziej niebezpiecznym narkotykiem z jakim dotychczas się spotkałem".[3]
   Ciekawą rzeczą jest również trudność w ustaleniu jej długotrwałych skutków jakie może wywołać. Dzieje się tak dlatego, że większość ludzi zażywających skopolaminę nie wie o tym, mimo że jest kompletnie bezwolna.
    CIA, podobnie jak lekarze i psychiatrzy używali skopolaminy do różnych celów. CIA używała jej jako serum prawdy by wyciągać tajne informacje od przetrzymywanych więźniów. Lekarze i psychiatrzy używali jej do wprowadzania pacjentów w stan snu na jawie, głębokiego odprężenia i zrelaksowania. Po latach badań okazało się jednak, że skopolamina ma jedną zasadniczą wadę- ludzie pod jej wpływem oprócz czystej prawdy, miewali czasami omamy i halucynacje w taki sposób, że ciężko było je odgraniczyć od prawdy. Często ludzie mówili o morderstwach jakie dokonywali na nieistniejących macochach, kuzynach czy dzieciach. Również po wielu latach badań prowadzonych głownie przez organizację rządowe najlepsze efekty uzyskuje się przez utrzymywanie człowieka przez wiele godzin pod wpływem działania serum prawdy. Dzięki temu mówi on więcej rzeczy, które są prawdziwe i w jego opowieściach pojawia się mniej obrazów halucynacyjnych wywołanych zażyciem narkotyku.
   Oczywiście nie każdy człowiek jest w równym stopniu podatny na działanie skopolaminy i innych tzw. substancji rozplątujących język (tj. np. pentotal sodu). Wszystko zależy bowiem od organizmu człowieka, dawki i umiejętności manipulowania ludzką psychiką.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
[1] i [2]- fotografię pochodzą ze stron:
http://en.wikipedia.org/wiki/Scopolamine
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bielu%C5%84
[3]- cytowany fragment pochodzi ze "Świat wiedzy", wrzesień 2012.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Produkcja ubrań za pomocą herbaty z cukrem!


    Może wydawać się, że zasoby naturalne obecne na naszej planecie zaczynają się kończyć co z czasem może doprowadzić do światowego kryzysu gospodarczego... ale i modowego- w końcu spora cześć ubrań i dodatków zrobiona jest z materiałów syntezowanych w laboratoriach, chociaż są jeszcze na świecie projektanci używających naturalnych środków, które dają im zwykle nie porządane mikroby. O krok dalej poszli projektanci mody, którzy jeszcze bardziej zbliżyli się do natury używając do tworzenia swoich ubrań bakterii. W dobie ogólnoświatowego kryzysu, gdzie wszystkiego zaczyna brakować, nie można tego powiedzieć właśnie o bakteriach. Mnożą się one, bowiem bardzo szybko i w znaczniej części nie wymagają zbyt wysublimowanych warunków do życia.
 
   Czy ubrania które 'same się robią' są już osiągalne? Tak! i udowadnia nam to bardzo zdolna projektantka Suzanne Lee w ramach jej projektu 'Bio- couture'. Pani Lee jest jednym z pracowników naukowych prestiżowej szkoły Central Saint Martins w Londynie. Jej pomysł polega na wykorzystywaniu celulozy produkowanej przez bakterie i takim manipulowaniem warunkami hodowlanymi by powstała mikroflora tworzyła konkretne fragmenty odzieży. Jej pomysł podchwyciło wielu niezależnych naukowców na całym świecie dzięki czemu coraz częściej można usłyszeć o 'sukni stworzonej z wina'. Materiał nad którym pracuje Suzanne Lee powstaje w wielkich zbiornikach, w których umieszcza się roztwór herbaty z cukrem. W owych zbiornikach z przygotowanym roztworem umieszcza się również odpowiednie gatunki bakterii, które podczas 'jedzenia' cukru zawartego w roztworze herbaty, produkują prawdziwe włókna celulozy- tej samej celulozy obecnej w roślinach z których w tradycyjny sposób uzyskuje się tkaniny do produkcji ubrań.
Odzież stworzona przez Suzanne Lee
Sam proces jaki wykorzystuje Lee nie jest skomplikowany. Jak podaje Focus:
" Do wywaru z zielonej herbaty Lee dodaje cukier, drożdże oraz bakterie produkujące celulozę, np. Gluconacetobacter xylinus. Przetwarzając cukier z roztworu, bakterie produkują włókienka celulozy, które po 2–3 tygodniach tworzą na powierzchni gruby na półtora centymetra kożuch, nieco galaretowaty. Taką surową celulozę trzeba wypłukać, wysuszyć, a następnie wyprawić. Dopiero po takiej obróbce materiał będzie nadawać się do szycia."

   Naukowcom z laboratorium FNAS Uniwersytetu Australii Zachodniej wymyślili i opracowali rewolucyjny sposób na uzyskanie tkaniny w procesie fermentacji alkoholowej z użyciem bakterii z rodzaju Acetobacter. Materiał, który udało im się uzyskać został nazwany 'Micro'be' i składają się na niego mikroskopijne włókienka celulozy, które zostały wytworzone podczas procesu fermentacji czerwonego wina.

Suknia stworzona w procesie fermentacji czerwonego wina.
Badaczom, którym udało się dokonać 'sfermentowania' takiej sukni tak tłumaczą swoje działania:
"Nowa tkanina stawia wyzwanie zmysłom obserwatora: wzrokowi, zapachowi i dotykowi. Czy odbiorca poczuje odrazę na widok materiału wytworzony przez obce organizmy i obsesje twórców? Okrycie ciała bioproduktami mikroorganizmów sprawia, że stają się one nam bliższe."

Co wy sądzicie o takim uzyskiwaniu materiałów? Myślicie, że ubrania tworzone przez bakterie mogą z czasem zawładnąć wybiegami najlepszych projektantów mody?

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Jesteśmy już na Facebook!

Atom for the World właśnie dołączył do społeczności Facebook!
Zapraszam do zapisywania się na stronie!

http://www.facebook.com/AtomForTheWorld

niedziela, 19 sierpnia 2012

Krasiejów- JuraPark niezwykłych przeżyć.


   Po przejechaniu małej miejscowości Krasiejów, która wydaje się całkowitym końcem świata, oraz odnalezieniu drogi polnej prowadzącej do JuraParku dojeżdżamy do przestronnego parkingu. Parking jest bardzo duży, zadbany i czysty, na którym ruch sterowany jest przez odpowiednie osoby. Już tutaj możemy powoli wczuć się w klimat rodem z Flinstone'ów za sprawą łuków obecnych na parkingu, na których przesiadują pterodaktyle. 
 Po zaparkowaniu auta udajemy się w kierunku bramy JuraParku, gdzie w okienku bardzo miła pani sprzeda nam bilety. Cena w pierwszym momencie może nas zniechęcić- ale to tylko chwilowa reakcja (cena biletu całego to 36zł, a ulgowego 30zł). Dostajemy również na rękę małą "obrączkę" oznaczającą, że od tego momentu jesteśmy pełnoprawnymi gośćmi parku. Po przejściu przez ładnie zrobioną bramę znajdujemy się na skwerku, gdzie możemy (za około 10zł) wypożyczyć na cały dzień dla dzieci małe samochodziki- specjalnie przydatne dla leniwych dzieci. Ja jako pierwszą atrakcję odwiedziłem Tunel Czasu, od którego moim zdaniem każdy powinien zacząć by wprowadzić się w jeszcze bardziej prehistoryczny klimat, oraz dowiedzieć się wielu ciekawych informacji na temat powstania Wszechświata oraz jego ewolucji, aż po czasy dzisiejsze. 

Do Tunelu Czasu nie można po prostu wejść- mimo tego, ze jest on początkiem kierunku zwiedzania. Wielkim plusem jest, że podróż po parku zaczynamy od przejażdżki kolejką z wagonikami przez ponad 300 metrowy tunel, na którego ścianach wyświetlany jest około 8 minutowy film w 3d. Po zamknięciu drzwi tunelu i nastaniu całkowitych ciemności wagoniki powoli ruszają, a my z pomocą okularów (które dostajemy w cenie biletów przy wejściu) oglądamy początek stworzenia wszystkiego, formowanie się Ziemi, stworzenie Księżyca, powstanie gatunków i ich ewolucji i ekspansji. Całość przejażdżki dopełniona jest bardzo fajnymi elementami takimi jak bańki mydlane (idealnie dopasowane do tematu o powstaniu atomów) oraz tego, że podczas całej przejażdżki pod ekranem na który patrzymy znajdują się specjalne gadżety takie jak podświetlane koprolity, małe roślinki rodem z Jurasic Park, gejzery, oraz gatunki niektórych ówczesnych zwierząt. Minusem przejażdżki jest jej czas- jak dla mnie podróż ta mogłaby trwać znacznie dłużej, ponieważ była ona bardzo interesująca. Minusem też jest to, żeby ogarnąć wszystko co dzieje się w tunelu (film w 3d, przedmioty pojawiające się podczas podróży oraz treść jaką przekazuje nam narrator) trzeba byłoby przejechać się jeszcze raz- oczywiście nie jest to problem- możemy jeździć w tunelu ile chcemy i nie pobierana jest za to dodatkowa opłata, co jest ogromnym plusem.
Po przejechaniu Tunelu Czasu dojeżdżamy do miejsca w którym zaczyna się nasza piesza podróż przez JuraPark. Pierwszą rzeczą- zresztą bardzo przydatną o czym dowiadujemy się później- jest sporych rozmiarów łuk skalny rozciągający się nad zadbaną ścieżką otoczoną morzem zieleni. Na łuku znajduje się napis do jakiej ery wchodzimy- pierwszą jest wczesny trias.
Od razu po przejściu pod łukiem po lewej stronie naszym oczom ukazuje się pierwszy dinozaur z jakim mamy do czynienia. Jest nim Chiroterium. 
Chiroterium
Od razu widzimy dokładność z jaką wykonane są eksponaty oraz naturalność, która jest bardzo charakterystyczna dla JuraParku. Mówiąc o naturalności mam na myśli po pierwsze ustawienie eksponatów, które sprawia wrażenie jak gdyby dinozaury na prawdę próbowały przedrzeć się przez rzekę, uciec od drapieżników, zjeść owoce z drzewa lub opiekować się młodymi, a po drugie, że są one ustawione w środowisku, które sprawia, że przenosimy się to zamierzchłych czasów. Wielkim plusem parku jest brak wypucowanych i wystrzyżonych pod linijkę trawników, oraz stojących w rzędach sztucznie wyglądających karykatur dinozaurów. Kawałek dalej- ciągle będąc we wczesnym triasie- znajdujemy ssakokształtnego Cynognata. 
Cynognat.
Po odwiedzeniu Cynognatów pojawia się kolejny kamienny łuk informujący nas o przejściu do środkowego triasu w którym już na samym początku znajdujemy dośc zabawnie wyglądającego dinozaura w kształcie jaszczurki- Tanystrofa. 
Tanystrof
Idąc dalej ścieżką edukacyjną mijamy obok siebie (ze względu na ograniczone miejsce nie mogę dodawać tutaj zdjęć każdego dinozaura, stąd dodaje tylko te, które mi się najbardziej  spodobały. Resztę okazów, które sfotografowałem możecie znaleźć na moim Fotoblogu pod adresem: http://www.photoblog.pl/iamt/130482680) Notozaury. Idąc dalej wchodzimy do późnego triasu- ostatniej ery przed przejściem do pawilonu muzealnego znajdującego się w pięknym budynku na wzgórzu. Idąc w stronę muzeum możemy obok siebie zobaczyć rekonstrukcje dinozaurów, które [sic!] zostały odnalezione na terenie Krasiejowa i ich szczątki nie występują nigdzie indziej na świecie. Pierwszy z nich to Silezaur, natomiast drugi to Polonozuch. 
Polonozouch

Silezaur
Kawałek dalej możemy podziwiać parkę walczących ze sobą Herrerazaurów, groźnych Plateozaurów, roślinożerne prozauropody z gatunku Sellozaurów, oraz nazwane na cześć filmowej Godzilli Godzirozaury. W końcu dochodzimy do końca ery triasu i kolejnym punktem zwiedzania jest pawilon muzealny. Na wejściu witają nas 2 bardzo miłe panie z obsługi, które proszą nas o założenie specjalnych ochraniaczy na obuwie. Wydaje się to dziwne, gdyby nie fakt, że posadzką muzeum jest szklana tafla zawieszona kilkanaście centymetrów nad prawdziwymi wykopaliskami. Całe muzeum znajduje się nad czynnym stanowiskiem wykopaliskowym i przez taflę widać bardzo wyraźnie kości dinozaurów, które kilkadziesiąt milionów lat temu zdechły i zostały w tym miejscu zamknięte aż do tego momentu w którym możemy je oglądać. Obok nas znajdują się dwie gabloty z pełnymi rekonstrukcjami 2 gatunków dinozaurów. Od razu rzuca nam się w oczy, że pod naszymi stopami najczęściej występującą kością jest czaszka należąca do Cyklotozaura- przodka żaby znalezionej jedynie w Krasiejowie. 
Czaszka Cyklotozaura.
Przy wyjściu z pawilonu muzealnego czeka nas jeszcze specjalna atrakcja w postaci pani, która pozwala nam dotknąć autentycznej, wydobytej w Krasiejowie czaszki Cyklotozaura liczącej około 230 milionów lat. Może wydawać się to dziwne- ale jest to (przynajmniej dla ludzi, którzy choć trochę się tym interesują) bardzo głębokie przeżycie dotykać kawałka czegoś co kiedyś należało do jakiegoś zwierzaka, które biegało w miejscu, po którym my dzisiaj chodzimy.
Po wyjściu z pawilonu wchodzimy na kładkę, dookoła której rozpościera się bardzo rozłożysty teren na którym widzimy sporo rekonstrukcji dinozaurów. Nie będę tutaj wszystkich opisywał, powiem jedynie, że wygląda to pięknie i znowu rzuca nam się w oczy naturalność z jaką to wszystko wygląda i brak hollywood-zkiej oprawy co jest wielkim plusem. Rekonstrukcje nie są przesadzone. Są naturalnych rozmiarów i domniemanych kolorów. Nie ma elementów rzucających się w oczy jakie możemy podziwiać w filmach tj. Jurassic Park. Mijamy wiele ciekawych scenek np. T-rex'a atakującego stado Triceratopsów:
Idąc dalej ścieżkami mijamy jeszcze bardzo wiele innych rekonstrukcji dinozaurów tj. diplodoki, velocilaptory, eotyrany, utahraptory i inne. Łącznie można podsumować, że JuraPark jest bardzo bogaty w różnego rodzaju, dobrze zrobione rekonstrukcje prehistorycznych zwierząt. 
Idąc dalej natrafiamy na kino 5d. Wielkim minusem jest cena (cały bilet kosztuje 14 zł) jaką musimy zapłacić za sens (w kinie wyświetlane są 3 sense po 5, 10 i 15 minut jeden). Mimo wszystko po przejściu przez 10-minutowy sens, na którym ja byłem myślę, że warto było dać te pieniądze dla zobaczenia samej techniki 5d. Nieczęsto zdarza się, że w kinie leci na nas woda, dmucha powietrze a fotele rzucają nami na wszystkie strony- dzięki czemu jest to warte wydanych pieniędzy. 
Kolejnym punktem programu było przejście przez nowo wybudowane oceanarium. Na wstępie wita nas pani, która daje nam specjalne okulary. Nie mam pojęcia jaką techniką dysponuje park, ale oceanarium było genialne. Na ekranach które mijamy możemy podziwiać wiele prehistorycznych zwierząt zamieszkujących głębiny mórz i oceanów w tamtych czasach. Dodatkowa klimatyzacja, półmrok i muzyka dodają bardzo specyficznego klimatu- ja osobiście miałem ciarki na plecach. W oceanarium koniecznym do przejścia etapem jest podróż batyskafem. Po wejściu do niewielkiego owalnego pomieszczenia i zamknięcia drzwi rozpoczyna się krótki sens symulujący zejście pod wodę batyskafem, który atakują podwodne dinozaury. Wygląda to o tyle genialnie, że podłoga na której stoimy trzęsie się przy każdym zbliżeniu się do naszego batyskafu dinozaura, a film wyświetlany jest dookoła nas co sprawia, że można się nieźle wystraszyć. Ostatnim elementem oceanarium jest tzw. 'Rekin'- symulacja potężnego rekina, który leniwie pływa po swoim terenie i nagle decyduje się zaatakować szybę oddzielającą nas od niego co skutkuje jej pęknięciem i oblaniem nas wodą (na prawdę!). 
Po przejściu całego parku nadchodzi moment w którym dopada nas głód. Oczywiście nie jest to wielki problem ponieważ znajdujemy tam 2 stanowiska (jedno z jedzeniem raczej zwyczajnym i drugie z jedzeniem prosto z grilla) na wagę- ceny w miarę przystępne, a jedzenie bardzo dobre. 
Organizatorzy parku zadbali oczywiście o rozrywkę dla najmłodszych. Za specjalnie przygotowaną ścianką dzieci znajdą wszystko co tylko sobie zamarzą: od małych karuzeli, poprzez sztuczne wykopaliska, drabinki, huśtawki, trampoliny, oraz minimałpi gaj. 
Po przejściu całego parku czuję lekki niedosyt- bo chciałoby się więcej. Wszystkie figury i informacje jakie można znaleźc w parku powinny rozbudzic w nas chęc szukania dalszych informacji (u mnie na pewno wzbudziły). Pobyt w JuraParku był naprawdę świetną, pouczającą zabawą, oraz pozwolił zobaczyć wiele rzeczy, których dotąd nie miałem okazji zobaczyć. 
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wszystkie fotografię zamieszczone w powyższym poście wykonane zostały przeze mnie w JuraPark w Krasiejowie. 

piątek, 17 sierpnia 2012

Krasiejów- zapowiedź.


    Ponieważ już jutro wybieram się na wycieczkę do Parku Dinozaurów JuraPark w Krasiejowie (woj. Opolskie) i jestem tym bardzo podekscytowany, dziś przedstawię tutaj krótką historię parku, co tam można spotkać  a jutro (albo pojutrze) opublikuje zrobione przeze mnie fotki w parku oraz opiszę co mnie tam spotkało.

   "Odkrywka w Krasiejowie zyskała światową sławę dzięki licznym znaleziskom triasowych kręgowców. Stan zachowania okazów, ich liczba i różnorodność pozwoliły na rozpoczęcie prac badawczych, które trwają do dziś. Wśród wielu wydobytych okazów opisano między innymi nowego pradinozaura nazwanego Silesaurus opolensis.

Pierwsze kości triasowego płaza – metopozaura, znalazły się w zbiorach Instytutu Paleobiologii na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. W 1993 roku na teren wyrobiska w Krasiejowie przyjechał prof. Jerzy Dzik wraz ze swoim magistrantem Andrzejem Kaimem. To miejsce wskazał im inny paleontolog zajmujący się skamieniałościami ze Strzelec Opolskich – dr Robert Niedźwiedzki. Pierwsze godziny ku zdumieniu poszukiwaczy przyniosły znalezisko czaszki rybożernego gada – fitozaura. Od tamtej pory w Krasiejowie prowadzone były prace wykopaliskowe na wielką skalę.

Poszukiwania nabrały tempa po roku 2000. Opracowanie płazów z Krasiejowa stało się tematem pracy magisterskiej Tomasza Suleja. Dzięki wsparciu finansowemu Cementowni Górażdże rozpoczęły się systematyczne wykopaliska. Prof. Jerzy Dzik zaprosił do współpracy studentów z Uniwersytetu Opolskiego. Obecnie działa tam Zakład Paleobiologii i pod kierownictwem prof. dr hab. Adama Bodziocha prowadzi się wykopaliska w Krasiejowie. Po trzech latach prac materiały pozyskane przez Instytut Paleobiologii PAN zostały wstępnie opracowane i przygotowano ekspozycję w warszawskim Muzeum Ewolucji. Jej najatrakcyjniejszymi elementami, oprócz oryginalnych eksponatów, są rekonstrukcje naturalnej wielkości głównych przedstawicieli fauny krasiejowskiej wykonane przez Martę Szubert.
Prace paleontologiczne w Krasiejowie trwają dalej. Więcej informacji na ten temat znajdziecie na stronie Instytutu Paleobiologii PAN"- tekst pochodzi ze strony http://www.juraparkkrasiejow.pl/index.php

  Mam nadzieję na dobrą zabawę, garść nowych informacji i fajne wspomnienia ;)

Może też byliście w JuraParku? Podzielcie się tutaj Waszymi wrażeniami.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Samobójstwo w genach?

 
    Ludzie jako jedyny gatunek na planecie Ziemi są istotami, które całkowicie, w sposób skrajnie świadomy są zdolni do krańcowej autodestrukcji. Tylko dlaczego?
   To co niegdyś przewidział wybitny angielski poeta T.S. Eliot potwierdzili naukowcy dowodząc ostatecznie,  że największą częstotliwość samobójstw odnotowujemy na wiosnę i początek lata. Wydaje się to skrajnym przeciwieństwem- w okresie, gdy przyroda budzi się do życia, słońce zaczyna przygrzewać, zwierzęta wychodzą ze swoich nor, a drzewa wypuszczają liście, niektórzy decydują się na akt sprzeczny z zasadami samozachowawczymi- kończą swoje życie, czy to przez powieszenie się na framudze drzwi, podcięcie żył w wannie, czy przedawkowanie leków popitych alkoholem. Logika podpowiada nam, że samobójstwa w największej liczbie powinny przypadać w miesiącach zimowych, gdzie ludzie zmuszeni są głównie do przebywania w domu, co może wiązać się z mnożącymi się depresjami. Ale przyczyną samobójstw wcale nie jest depresja. Do niedawno tak sądzono i niedoszłych samobójców próbowano z depresji leczyć, stąd cześć z nich i tak i tak popełniania samobójstwo... bo leczoną złą chorobę.
   Wyobraźmy sobie. Co około 40 sekund gdzieś na Ziemi, ktoś odbiera sobie życie. W ciągu roku jest to ponad 120 tysięcy Europejczyków, a na całym świecie jest to ponad 1 000 000 osób rocznie! Czy jest to więc akt, którego dokonuje słaba psychicznie, zniszczona depresją osoba? Moim zdaniem, podobnie jak zdaniem profesora Thomasa Joinera z Uniwersytetu stanowego w Kalifornii samobójstwo jest czynem, którego dokonują osoby bardzo odważne, bezwzględne i nieustraszone. Samobójstwo wymaga wysiłku i odwagi.
   Według naukowców tylko ludzie są zdolni do samowolnego odebrania sobie życia. Przeczą temu fakty tj. psy, które masowo rzucają się z mostu w przepaść w miejscowości Most Overtoun. Na razie życie w krótkim czasie zakończyło tam około 600 psów, które same skakały z mostu. Jedną z hipotez wyjaśniających ten stan jest być może fakt, że psy żyją blisko człowieka i przejęły od niego w drodze wspólnej ewolucji niektóre cechy- w tym zdolność do samobójstwa. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale na razie nie znamy lepszego wyjaśnienia tego stanu. Innym przykładem z życia zwierząt w którym obserwujemy ich samozagładę mogą być robotnice mrówek, które są w stanie oddać życie w obronie kolonii. Zresztą... podobne zachowanie, które można porównać do mrówczanych robotnic obserwuje się wśród ludzi na wyspie Tikopia, gdzie by liczbę ludności utrzymywać na stałym poziomie cześć jej mieszkańców decyduje się na utopienie, powieszenie, lub też popularne tam otrucie się, dla dobra ogółu. Dla nas może wydawać się to nietypowym zachowaniem, jeśli nie okrutnym- dla nich utrzymanie liczby ludności wynoszącej 1200 ludzi jest jednym z głównych celów ponieważ ich wyspa jest w stanie otrzymać tylko 1200 osób w sposób naturalny bez ingerencje w ekosystem.
    Wracając do powodów depresji, myślę, że w świetle obecnych odkryć można odrzucić depresje jako główną kandydatkę popychającą ludzi do targania na swoje życie. Z danych wynika, że tylko 2-4% samobójców na nią cierpi, więc nie może ona być bezpośrednią przyczyną. Inną braną obecnie pod uwagę kandydatką na przyczynę samobójstw jest schizofrenia i zaburzenia osobowości. Coraz głośniej robi się też obok teorii, że samobójstwa trzeba traktować jako całkowicie oddzielną kategorię zaburzeń i nie należy wiązać tego z innymi chorobami.
    Odpowiedzi powinno szukać się w mózgach samobójców, zwłaszcza w sprawie ustalenia czy ich półkule i ośrodki pracują tak samo jak u zdrowych ludzi.... oczywiście prowadzenie takich badań jest utrudnione z dość oczywistych powodów. Nawet jeśli dostaniemy mózg samobójcy jest on po pierwsze martwy, po drugie może być albo w kawałkach jeśli samobójca strzelił sobie w głowę, albo nafaszerowany lekami i alkoholem, albo może też być 'uduszony'- dlatego badania nie miałyby większego sensu.
   Osoba, która decyduje się na popełnienie samobójstwa w znaczniej części przypadków nie dokonuje tego pod wpływem chwili, ale bardzo długo (świadomie lub nie) oswaja się ze śmiercią- stąd do grupy podwyższonego ryzyka należą: lekarze, ludzie bawiący się w sporty ekstremalne, osoby wyleczone z raka. Często też próby samobójcze poprzedzają zachowania polegające na okaleczaniu się.
    Bardzo groźnym zjawiskiem jakie można teraz bardzo szeroko zaobserwować (zresztą jest ono tak powszechne, że zostało nazwane Zjawiskiem Wertera) jest samobójstwo przez naśladownictwo. Występuje ono najczęściej w wielkich populacjach wysoko rozwiniętych środowisk. Najlepszym czynnikiem, który wywołuje fale samobójstw jest śmierć (najlepiej też przez samobójstwo- ale nie jest to warunek) znanej osoby. Prawdopodobnie, gdy znana osoba decyduje się na popełnienie samobójstwa niektórym osobą może to pomóc w podjęciu podobnej decyzji- jest to ostateczny guzik, który od dłuższego czasu czekał na naciśnięcie.
    Na razie bardzo mało wiemy na temat samobójstw, ich przyczyn i działania na społeczeństwo. Ich zrozumienie pozwoli zrozumieć nam lepiej ludzką psychikę. Również samobójstwa popełniane na raty (alkohol, papierosy, narkotyki, niszczenie środowiska) powinny zostać lepiej zbadane. Bo w końcu dlaczego człowiek- najlepiej rozwinięta forma bytu na planecie jako jedyny jest zdolny do odebrania sobie życia?
A jakie Waszym zdaniem są przyczyny popełniania przez ludzi samobójstw.

wtorek, 14 sierpnia 2012

Kometa Halleya- cykl 'O obiektach Układu Słonecznego'.

zdjęcie komety Halley'a  wykonane 8 marca 1986 roku. 
 
   Kolejnym obiektem, który chciałbym przybliżyć w ramach cyklu "O obiektach Układu Słonecznego" jest kometa Halleya. Jest to jedna z najpopularniejszych komet krótkookresowych dostrzeżona przez Edmunda Halleya i badana przez niego- Halley na podstawie zapisków wyznaczył kolejny rok jej pojawienia- kometa pojawiła się i potwierdziła tym samym, że wszystkie wcześniejsze obserwacje dotyczyły właśnie jej.
  Okres obiegu komety Halleya dookoła Słońca wynosi około 76 lat- chociaż zdarzały się odstępstwa (najkrótszy zanotowany dotąd okres wynosił 74,5 roku, a najdłuższy 79 lat).
   Jądro komety Halleya ma sporę rozmiary. Wyznaczono, że jego szerokość wynosi około 8 kilometrów, długość około 16 kilometrów, a wysokość podobnie jak szerokość też około 8 kilometrów. Obliczono na podstawie obserwacji, że przy każdorazowym zbliżeniu się do Słońca kometa traci około 250 mln ton materii w niej zawartych co może świadczyć, że ostatni przelot komety odbędzie się za około 170 00 lat.
   Mimo częstych powrotów komety Halleya bardzo mało o niej wiemy. Sytuacje z czego jest zbudowana dostarczyła nam w 1986 roku sonda Giotto. Dzięki wykonanym przez sondę zdjęciom dowiedzieliśmy się, że kometę pokrywa cienka warstwa nieznanego materiału. Prawdopodobnie pod skorupą znajduje się lód, skały i nieznany nam materiał organiczny odporny na wysokie temperatury.
   Najbliższy przelot komety będzie miał prawdopodobnie miejsce 28 lipca 2061 roku.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Curiosity wylądował na Marsie!


Jak podaje NASA o godzinie 7,31 czasu polskiego łazik Curiosity wylądował na powierzchni Czerwonej Planety.

"Po trwającym 36 tygodni locie z Ziemi na Marsa i pokonaniu 567 milionów kilometrów sonda weszła w marsjańską atmosferę z prędkością 21 tysięcy km/h. Starannie zaplanowana procedura hamowania sprawiła, że pojazd wytracił prędkość i bezpiecznie znalazł się powierzchni planety.
Operację lądowania wspierały sondy znajdujące się już od kilku lat na orbicie wokół Marsa – dwie amerykańskie: Mars Odyssey i Mars Reconnaissance Orbiter oraz jedna europejska: Mars Express. Główną ich rolą w trakcie operacji lądowania było rejestrowanie sygnałów od lądownika i przekazanie ich na Ziemię.
Sygnały potwierdzające udane lądowanie dotarły do centrum kontroli lotu o 7:31 polskiego czasu.
Łazik Curiosity (ang. ciekawość) będzie eksplorował powierzchnię Czerwonej Planety przez 98 tygodni. Potrafi pokonywać przeszkody o wysokości do 65 cm i podróżować do 200 metrów dziennie. Koszt misji wyniósł 2,5 miliarda dolarów.
Curiosity będzie badać geologię Marsa, promieniowanie docierające do powierzchni planety (np. promieniowanie kosmiczne), monitorować klimat, a także sprawdzi czy na Czerwonej Planecie występowały kiedyś warunki sprzyjające życiu". 

niedziela, 5 sierpnia 2012

Obłok Oorta- cykl 'O obiektach Układu Słonecznego'.

Obłok Oorta.
   
    Z ostatniego artykułu na temat pierwszej planety od Słońca- Merkurego- przenieśmy się teraz trochę dalej w głąb Układu Słonecznego... znacznie dalej, bo aż od 300 do 1000 jednostek astronomicznych od Słońca (1 jednostka astronomiczna to odległość Ziemia- Słońce). Obłok Oorta jest hipotetycznym tworem, który moim zdaniem można przyrównać z granicą Układu Słonecznego.
    Pochodzenie obłoku Oorta nie jest dotychczas potwierdzony. Przypuszcza się, że powstał on podczas formowania się Układu Słonecznego, a ściślej z resztek wyrzucanych w przestrzeń dzięki oddziaływaniom z gazowymi olbrzymami. Podobnie jak powstanie obłoku nie jest potwierdzone tak samo jego istnienie nie zostało dotąd bezpośrednio zarejestrowane. Mimo tego, że go nie widzimy, wiemy, że prawdopodobnie on tam jest, a wskazują na to np. komety długookresowe. Kometami długookresowymi nazywamy takie, których orbita jest bardzo rozciągnięta, a jeden pełny czas jej przeloty wynosi tysiące lat. Typowym przykładem takiej komety jest Kometa Hale'a-Boppa. Obok komet długookresowych w skład obłoku Oorta wchodzą jeszcze 4 inne znane nam dzisiaj obiekty, które posiadają na tyle wydłużoną orbitę, że można je do obłoku zaliczyć: 90377 Sedna, 2008 KV42, (308933) 2006 SQ372, (148209) 2000 CR105.
Sedna- wizja artysty.
Widok Słońca z powierzchni Sedny- wizja artysty.
        Teraz najlepiej zapuście sobie mroczną muzykę (najlepiej Symphonies of the Planets- NASA Voyager Recordings) ponieważ spróbujemy sobie wyjaśnić czym są owe 4 obiekty, kryjące się pod nietypowymi nazwami. Wszystkie są typowymi planetoidami o bardzo wydłużonych orbitach, których czas obiektu wynosi tysiące lat ziemskich. Żeby zrobiło się jeszcze bardziej dziwnie skoncentrujemy się na Sedna- planetoidzie odkrytej w 2003 roku. Okrąża ona Słońce co 12600 lat. Jest ona średniej wielkości planetoidą- jej średnica wynosi około 995km. Jej temperatura powierzchniowa to około -240 stopni Celsjusza. Ze względu na swoją wielkość Sedna zostanie prawdopodobnie zaliczona do grona planet karłowatych, a w przyszłości może posłużyć jako baza wypadowa poza granicę naszego Układu Słonecznego.

Kometa Hale'a-Boppa.
     Ponieważ obłok Oorta znajduje się bardzo daleko od centrum Układu Słonecznego wpływają na niego oddziaływania grawitacyjne pochodzące z innych gwiazd. Najbliższą nam gwiazdą jest Proxima Centauri, która znajduje się w jednej trzeciej odległości od obłoku Oorta. Na oddziaływania z innymi gwiazdami wskazuje fakty wydłużenia orbit komet długookresowych.
   Ciekawostką może być też to, że nasze Słońce może mieć obok siebie towarzysza- Brązowego Karła. Brązowe Karły są to obiekty, które są nieudanymi gwiazdami. Wskazuje na to fakt oddziaływań grawitacyjnych oraz okresowych deszczów komet ku centrum Układu Słonecznego. Obecność w obłoku Oorta Brązowego Karła jest postulowana od dawna. Mimo tego, że nikt owego obiektu nie zarejestrował dostał on już swoją nazwę- Nemezis.

sobota, 4 sierpnia 2012

Merkury- pierwsza planeta cyklu... 'O obiektach Układu Słonecznego'.

Fotografia powierzchni Merkurego wykonana przez sondę Messenger.

      Zafascynowały mnie ostatnio planety i obiekty obecne w naszym Układzie Słonecznym. Pragnę opisać tutaj najciekawsze obiekty, które możemy spotkać podczas podróży w naszym otoczeniu i po krótce przedstawić owe obiekty.
      Merkury jest najbliższą Słońcu, a zarazem i najmniejszą planetą obecną w naszym Układzie Słonecznym. Jest ona położona bardzo blisko Słońca bo około 0,38 jednostki astronomicznej (wynosi to średnio 57 909 176 km). Sam Merkury przypomina powierzchnią najbliższy obiekt kosmiczny towarzyszący Ziemi- Księżyc. Jest to planeta skalista. Obecne są na niej bardzo liczne krateru uderzeniowe oraz brak atmosfery. Ta mała planeta o powierzchni wynoszącej 0,1 powierzchni Ziemi jest bardzo nietypowym miejscem- od strony zwróconej ku Słońcu temperatura powierzchni oscyluje w przedziale 430 stopni Celsjusza, natomiast w tym samym czasie na przeciwległym biegunie (czyli tym zwróconym w stronę przeciwną niż Słońce) temperatura spada do -185 stopni Celsjusza. Ciekawą rzeczą jest, że Merkury posiada ogromne żelazne jądro, które zajmuje ponad 40% objętości planety (ziemskie jądro stanowi jedynie 17% objętości planety).
     W momencie powstawania Merkurego (około 4,6 miliarda lat temu) była to jedna z nielicznych planet, która otrzymała ogromną ilość uderzeń od planetoid, asteroid i komet, które w owym czasie bardzo licznie przemierzały przestrzeń międzyplanetarną. Ogromną niespodzianką jest, że mimo bliskiej obecności Słońca na planecie znajduje się lód taki jaki możemy spotkać na Ziemi. Prawdopodobnie lód znajduje się głęboko na dnie ogromnych kraterów, gdzie nie docierają promienie słoneczne.
Fotografia powierzchni Merkurego wykonana przez sondę Mariner. Plamy po prawej stronie spowodowane są niesfotografowaniem tamtego rejony, ponieważ cały obraz jest mozaiką złożoną z wielu zdjęć. 
   
     Z uwagi na bliskość Słońca Merkury wyróżnia się bardzo nietypowym rozkładem dni. Jeden dzień merkuriański trwa mniej więcej jedną trzecią czasu jaki planeta potrzebuje na okrążenie Słońca (1 dzień merkuriański wynosi ponad 58 dni ziemskich).
     Najlepszym momentem do obserwacji Merkurego są wczesne godziny poranne podczas wschodu Słońca, oraz końcowe etapy jego zachodu. Wynika to z faktu, że w ciągu dnia bez specjalistycznego sprzętu Merkury ginie w blasku Słońca i bardzo ciężko jest go zaobserwować.
     Pierwszym statkiem kosmicznym, który dotarł do Merkurego, był Mariner 10 wysłany przez NASA. Sonda wykonała kilka tysięcy zdjęć powierzchni planety w latach 1974–1975, co dostarczyło nam wiele nowych, wcześniej nie znanych informacji. ''Mariner 10 użył asysty grawitacyjnej Wenus, by zbliżyć się do Merkurego 29 marca 1974. Był to pierwszy przypadek wykorzystania przyciągania jednego obiektu, by osiągnąć inny cel. Równocześnie Mariner 10 był pierwszym pojazdem kosmicznym, który w ciągu jednej misji odwiedził dwie planety''.
     Merkury nie posiada księżyców- możliwe, że jest to spowodowane jego niewielką grawitacją oraz bliskością Słońca, które mogłoby takie obiekty przyciągnąć do siebie, lub wyrzucić w przestrzeń kosmiczną.

piątek, 3 sierpnia 2012

Duchy przeszłości- odyseja Marsjańska. Cześć 2.

Pojazd Oppoturnity- jeden z ostatnich testów stanu technicznego pojazdu. 
       Misja rozpoczęła się w dniu lądowania pojazdu na Marsie, czyli 25 stycznia 2004 roku i została zaplanowana na 90 marsjańskich dni. Została ona wielokrotnie przedłużona i trwa nadal. Do 18 maja 2011 roku pojazd spędził na powierzchni Marsa 2600 dni i przebył dystans 29 709,29 metra. Podobnie jak w wypadku Spirit jest tak wiele do opisania pozwolę sobie tutaj zacytować Wikipedię.
"Już w miejscu lądowania w Kraterze Orła łazik odnalazł liczne odsłonięcia skalne, których badaniem zajmował się przez pierwszy miesiąc. Następnie wyruszył w kierunku niedalekiego krateru Endurance o 130-metrowej średnicy. Pojazd okrążył krater i po wybraniu odpowiedniego miejsca wjechał do jego wnętrza, aby tam badać odsłonięte warstwy skalne, mimo obaw, że luźny materiał na dnie krateru nie pozwoli mu go opuścić. Badania krateru zajęły łazikowi ok. 180 marsjańskich dni.

Na początku 2005 roku Opportunity opuścił krater Endurance, odnajdując własną osłonę cieplną używaną przy wejściu w atmosferę, a w niewielkiej odległości także pierwszy meteoryt odkryty na innej planecie. Następnie wyruszył na południe, w kierunku widocznych z orbity większych kraterów Erebus i Victoria. Pojazd kontynuował badania aż do 25 kwietnia 2005, kiedy to ugrzązł w piaszczystej wydmie. Tkwił tam niemal bez ruchu przez ponad miesiąc. Nie wykonano żadnego poważniejszego manewru w obawie o uszkodzenie mechanizmu napędowego. Po przeprowadzeniu symulacji oraz niewielkiego testu, pojazd uruchomiono ponownie 4 czerwca. Jak miało się okazać, nie był to ostatni tego typu problem.
Na przełomie 2005 i 2006 roku łazik badał płytki, zerodowany i częściowo zasypany pyłem krater Erebus. W międzyczasie nad równiną Meridiani przeszła burza piaskowa trwająca trzy dni, którą łazik przetrwał, ale dopiero prawie trzy tygodnie później wiatr oczyścił panele słoneczne na tyle, aby osiągnęły 80% wydajności. Niedługo potem jeden z silników wysięgnika z narzędziami geologicznymi odmówił posłuszeństwa, wskutek silnych wahań temperatury. Problem udało się rozwiązać, jednak od tamtej pory ramię wysięgnika składane było tylko podczas jazdy.

Od września 2006 do sierpnia 2008 roku łazik prowadził badania krateru Victoria o średnicy 750 m, największego i najgłębszego z dotychczas napotkanych. W czerwcu 2007 roku na Marsie zaczął się sezon intensywnych burz piaskowych, sprawiając że oba łaziki misji MER uzyskiwały bardzo mało energii z paneli słonecznych. W sierpniu burze piaskowe osłabły i łazik Opportunity był w stanie przesłać nowe zdjęcia, a także podjąć dalszą wędrówkę. W listopadzie pojazd wjechał na wewnętrzne zbocze krateru.

Na początku 2008 roku łazik kontynuował badania skał wewnątrz krateru; w międzyczasie pojawiły się kolejne problemy z wysięgnikiem, który ostatecznie został zablokowany w wysuniętej pozycji. W czerwcu łazik znalazł się w niebezpiecznej pozycji na nachylonym zboczu, kilkukrotnie ześlizgując się; ostatecznie w sierpniu wydostał się z krateru i zakończył jego badania. Pojazd wyruszył w dalszą drogę, kierując się ku nowemu celowi: odległemu o 12 kilometrów kraterowi Endeavour o średnicy 22 kilometrów. Obserwacje ze sztucznych satelitów krążących wokół Marsa wskazują, że znajdują się w nim odsłonięte sekwencje skał o wielokrotnie większej miąższości niż w kraterach Endurance i Victoria, których badania mogą znacznie poszerzyć naszą wiedzę o historii geologicznej planety, a także występują w nim minerały ilaste, które mogły uformować się w cieplejszym i wilgotniejszym okresie. Od 30 listopada do 13 grudnia Mars był w koniunkcji ze Słońcem, przez co komunikacja z łazikami była niemożliwa; w tym czasie Opportunity samodzielnie prowadził badania skały nazwanej "Santorini". Od sierpnia 2008 do sierpnia 2011 roku łazik podróżował przez równinę pomiędzy kraterami Victoria i Endeavour, napotykając mniejsze kratery, a także kilka meteorytów. W maju 2010 roku ustalono, że Opportunity musi pokonać dłuższą, 19-kilometrową drogę, aby ominąć potencjalnie niebezpieczne wydmy. 15 grudnia 2010 r. łazik dotarł do krateru Santa Maria o 90-metrowej średnicy, w marcu 2011 roku zakończył badania skał na jego krawędzi i podjął dalszą wędrówkę. 9 sierpnia 2011 roku, po przejechaniu 21 km od krateru Victoria, łazik Opportunity dotarł na krawędź krateru Endeavour."

Panorama krateru Victorii- Opportunity.

Panorama krateru Eagle- Opportunity.

   Kolejną bezzałogową misją na Marsa był brytyjski lądownik Beagle 2, który niestety nie osiągnął powierzchni planety. W roku 2003 miał wylądować na powierzchni Marsa, jednak w czasie tej procedury łączność między nim a statkiem matką Mars Express została utracona. Potwierdzenie lądowania miało dotrzeć na Ziemię 25 grudnia 2003 roku, jednak tak się nie stało. Dnia 6 lutego 2004 Beagle 2 został oficjalnie uznany za utracony.
Phoenix.

Przedostatnią bezzałogową misją na Marsa była sonda Phoenix, która 26 maja 2008 roku wylądowała w okolicach okołobiegunowych Marsa. Najważniejszym odkryciem dokonanym przez Phoenix było potwierdzenie odnalezienia na Marsie lodu wodnego. Sam fakt istnienia wody na Marsie był już od dawna dyskutowany i praktycznie pewny- natomiast to Phoenix pozwolił ostatecznie potwierdzić jej istnienie na Czerwonej Planecie. 10 listopada 2008 roku NASA ogłosiło zakończenie misji. Ostatni kontakt z lądownikiem udało się nawiązać 2 listopada 2008 roku.
Lądowanie Phoenix na powierzchni Marsa- wizja artysty.


  Ostatnią bezzałogową sondą, która ma dotknąć powierzchni Marsa jest sonda Curiosity, która już w najbliższy poniedziałek- 6 października 2012- dotknie powierzchni Marsa. Gdy tylko to nastąpi pojawi się tutaj specjalny post poświęcony tylko i wyłącznie owej sądzie.